23 🂡 piętno obietnic

Zacznij od początku
                                    

Marshall podrapał się w zastanowieniu po brodzie, krążąc po kuchni.

— To niedobrze. Jest wielkie prawdopodobieństwo, że zbiegła wróci do Lady Yeh i zda raport z całej tej sytuacji, dopowiadając teorii o waszym sojuszu — mruknął z niezadowoleniem, wskazując na polityka i mafioso brodą. — Na pewno nie widzieliście, gdzie jedna ukradkiem zwiewała? — rzucił pytanie bardziej w stronę Wilsona niżeli do Vincenta.

Czarnowłosy pokręcił głową, czując jak oprócz ciała, drżą również wszystkie wnętrzności. Miał wrażenie, jakby żołądek nieustannie zwijał się w drżących skurczach, będących bardziej sprawką głodu niżeli strachu. Dochodziła północ, a przez cały dzień w ustach miał tylko kawę i dwa papierosy. Vincent wcześniej zaproponował również jakąś sałatkę, zapewne zauważając bladość twarzy polityka, jednak Charlie odmówił.

Miał wrażenie, że wszystko, co trafi do żołądka, ekspresowo zostanie zwrócone.

Blondyn odstawił kieliszek ze szkarłatnym alkoholem na marmurowy blat kuchenny, wzdychając cierpko pod nosem. Przesunął palcami po wymęczonej twarzy, zaczesując mokre kosmyki sprzed oczu.

— Gdy odwieziecie Charliego do domu, zerknę na ciała. Może zauważę, która uciekła.

Marshall skinął głową. Widząc nieufne, zmrużone spojrzenie Wilsona, zwrócił się bezpośrednio ku niemu.

— Dokończymy selekcję ciał i osobiście odwiozę cię do domu — odparł fioletowowłosy, a Charlie przechylił głowę w prawo, skanując mafioso badawczym spojrzeniem.

— Skąd mam mieć pewność, że to nie pułapka?

Xiao po jego lewej stronie zaśmiał się dźwięcznie, jakby nieufność i podejrzliwość Charliego go rozbawiła. Ewentualnie dostał właśnie kolejny punkcik w mafijnej skali zagrożenia za bycie wyczulonym na każdym kroku. Tkwił w końcu w samym gnieździe wroga. Mógł albo go wyniszczyć od środka, albo pozwolić pożreć siebie.

Marshall nie podzielał rozbawienia Vincenta. Wręcz przeciwnie, uśmiechnął się jedynie z lekkim, zdradzieckim wymęczeniem, zaczesując długie, fioletowe kosmyki sprzed twarzy.

— Może mafie kojarzą się z brutalnością i barbarzyńskimi zdradami, jednak ciężko ukryć jest fakt, że gdyby nie ty, ja i nasi ludzie spalibyśmy słodko w czasie, gdy Vincent leciałby już samolotem do Chin — odparł z nikłą swobodą w głosie Diaz, na twarz jednak przybierając maskę nienegującej powagi. Splótł ramiona na klatce piersiowej, patrząc na polityka znad zadartej brody. — Uratowałeś go mimo nienawiści, Wilson. Nawet jeżeli jesteśmy oficjalnymi wrogami, tak w tym momencie postawiłbym całe Yijing na nogi, aby zagwarantować ci bezpieczny powrót do domu. Zważając na to, że w pobliżu kręci się uciekinierka.

Charlie zacisnął wargi w cienką kreskę, czując presję tych słów.

Uratował go. Uratował Xiao.

Powinien czuć się jak bohater, a zamiast tego czuł, jakby dobrowolnie pozwolił na wbicie igły z przelewającym w strzykawce złem. Miał wrażenie, jakby oddał jedną przysięgę diabłu, zbratał się z Judaszem. Nie potrafił jednak wyobrazić sobie, jak mógłby postąpić inaczej, ponieważ wybierał między mniejszym a większym złem. Był zmuszony do określenia, które było siłą mniej niszczycielską.

Nie wiedział, co odpowiedzieć, dlatego wzrokiem mimowolnie uciekł w stronę rozluźnionego, przypatrującego mu się Xiao. Blondyn uśmiechnął się szelmowsko, gdy spojrzenia się spotkały. Padło jedynie ciężkie westchnienie Marshalla. Diaz, kierując się do wyjścia, poklepał Wilsona pozornie pocieszająco po ramieniu.

— Odstresuj się, za piętnaście minut po ciebie jestem — poinformował, po czym przepchnął się w progu przez bark ochroniarza, wracając do obowiązków.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz