Rozdział XVII

206 16 5
                                    

Pov. Loid
Siedziałem w swoim gabinecie i czytałem fragment długiej noty, przesłanej mi przez szefową tego ranka.
Pracy miałem mnóstwo, ale moje myśli wciąż odpływały i nie mogłem zmusić się do skupienia.
Potarłem zirytowany skronie i westchnąłem cicho.
Chyba powinienem poprosić szefostwo o urlop. Najlepiej jakiś długi, jak najszybciej...
Drzwi zaskrzypiały. Podniosłem czujnie głowę i moje spojrzenie napotkało znudzone, ciemne oczy Franky'ego.
-Cześć. -powiedział i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
-Następnym razem zapukaj. -upomniałem go z wyrzutem w głosie.
-Taa, dobra. -odparł Franky i przewrócił oczami.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
-No i co się tak na mnie gapisz? -zdenerwował się w końcu Franky. -Rusz się, idziemy.
-Co? Gdzie? -zdziwiłem się.
-Po jakieś wdzianko na ten twój ślub. -odpowiedział Franky. -Nie pokażesz się przecież w tym starym garniturze, który ciągle nosisz. -kącik jego ust uniósł się po tych słowach do góry.
-Nie jest wcale stary. -zaprotestowałem.
Franky tylko rzucił mi znaczące spojrzenie.
-Po prostu chodź, Loid. -powiedział niecierpliwie.
-To chyba nie jest najlepszy moment... -zacząłem, zerkając wymownie na leżące na moim biurku papiery, ale Franky mi przerwał.
-Potem już nie będzie czasu. -orzekł.
-No już, wychodzimy. Mam ci to przeliterować, czy jak?
Zjadł z wieszaka mój płaszcz i cisnął nim we mnie.
Pokręciłem głową przez chwilę się wahając. Spojrzałem na zegar. Była piętnasta.
-W porządku. -ustąpiłem wreszcie.
Wstałem, ubrałem płaszcz i poszedłem za Franky'm do wyjścia.
Jak się okazało Franky nie przyjechał własnym samochodem, co oznaczało, że będę musiał użyć swojego.
Zasiadłem więc za kierownicą i poczekałem, aż Franky zajmie miejsce obok i zapnie pasy.
-Gdzie mam jechać? -zapytałem zrezygnowanym głosem.
Franky zamiast odpowiedzieć, pochylił się i wbił adres w GPS'a wmontowanego w samochód.
-Co to za miejsce? -zainteresowałem się, wkładając kluczyki do stacyjki.
-Najlepsze możliwe. -odparł w swoim stylu Franky. -Niewiele osób tam przychodzi, ale mają naprawdę świetne garniturki. -pokiwał z uznaniem głową. -No, jedziesz?
Nacisnąłem pedał gazu i wyjechałem z parkingu na ulicę.
Jechaliśmy około półtorej godziny, zgodnie ze wskazówkami GPS'a, aż w końcu dotarliśmy na miejsce. Wysiadłem z auta i rozejrzałem się. Ulica była całkowicie pusta, co wydało mi się dość dziwne, zwłaszcza o tej porze.
Franky postukał mnie w ramię.
-Chodź. To tam. -wskazał palcem sklep na skrzyżowaniu dwóch ulic.
Przez wielkie witryny widać było parę eleganckich garniturów w różnych kolorach. Szyld nad drzwiami z wykaligrafowanymi, ozbobnymi literami głosił:
"GARNITURY NA WSZYSTKIE OKAZJE".
Franky wyminął mnie na chodniku i ruszył pierwszy w stronę sklepu.
Podążyłem za nim. W środku nie było nikogo oprócz mężczyzny w średnim wieku z brodą siedzącego za ladą i rozwiązującego krzyżówkę.
Słysząc nasze wejście, podniósł głowę i uśmiechnął się przyjaźnie. Omiotłem go uważnym spojrzeniem, błyskawicznie dokonując wstępnej analizy jego charakteru i wyglądu. Był to nawyk, który nabyłem podczas wieloletniej pracy w roli szpiega.
Mężczyzna miał ciemne włosy i trochę niechlujnie przyciętą brodę, którą właśnie przeczesywał palcami.
Brązowe oczy wydawały się być wesołe i szczere. Nie mogłem dokładnie określić jego wieku. Mógł mieć zarówno czterdzieści, jak i sześćdziesiąt lat.
-Dzień dobry. -powiedział, pogodnym, lekko chrapliwym głosem.
-Dzień dobry. -odparłem, kiwając mu uprzejmie głową.
-Witaj Mike. -odezwał się Franky. -Dobrze cię widzieć.
-Oh, witaj Franky. -uśmiech mężczyzny stał się jeszcze szerszy. -Co cię do mnie sprowadza? I kim jest twój towarzysz?
-To jest Loid. Loid Forger. -przedstawił mnie Franky, zanim zdążyłem otworzyć usta i sam to zrobić. -Niedługo będzie się żenił. Potrzebuje jakiegoś garnituru na tą okazję. -wyjaśnił.
-Ohoho -roześmiał się brodacz. -Gratuluję panie Forger!
-Dziękuję. -odparłem krótko. -Potrzebuję czegoś odświętnego, najlepiej dość skromnego.
-Oczywiście, oczywiście. Zaraz coś panu znajdziemy. -pokiwał głową mężczyzna i wyszedł zza lady.
-Woli pan garnitur bardziej w kolorach bieli czy może jakiś innych? -spytał.
-Nie wiem. -mruknąłem. -Obojętnie.
-A jaki rozmiar? -dopytywał dalej.
Odpowiedziałem mu, a brodacz zaczął przeszukiwać półkę ze złożonymi w idealne kostki garniturami, aż w końcu wyjął jeden i podał mi. Wziałem go, i popatrzyłem na Franky'ego, który trzymał już dwa wieszaki, przyglądając się krytycznie to mnie, to im.
Brodacz wcisnął mi w ramiona jeszcze dwa garnitury i wskazał mi palcem drzwi niedaleko lady.
-Tam, jest przebieralnia. -powiedział. -Może pan iść, zobaczyć jak wszystko leży.
-Dobrze. -odpowiedziałem i poszedłem do przebieralni.
Było to duże pomieszczenie z wysokim lustrem. W kącie stała drewniana ława, na której można było usiąść. Ze ścian wystawały haki na których powiesiłem wieszaki z garniturami.
Rozpiąłem marynarkę, zdjąłem ją i włożyłem pierwszy garnitur. Popatrzyłem na siebie w lustrze i skrzywiłem się. Był zdecydowanie za wąski w barach i za szeroki u dołu.
Zdjąłem go i przymierzyłem kolejny.
Był jasno szary, bez żadnych udziwnień czy wzorków.
Wydawał się też być wygodny, nie ograniczał mi ruchów, a prezentował się przyzwoicie.
Otworzyłem drzwi przebieralni i prawie zderzyłem się z Franky'm stojącym przed nimi. Brunet nie skomentował tego, tylko posłał mi ciężkie spojrzenie.
-Chyba wezmę ten. -powiedziałem.
Brodacz wychylił się zza lady i spojrzał na mnie.
-To świetny wybór, pani Forger! -pochwalił mnie. -Wygląda pan w nim wspaniale! Czy jest panu w nim wygodnie? Dobrze leży?-upewnił się.
-Ależ tak, wszystko pasuje. -zapewniłem go.
-W takim razie, mam do niego idealną parę spodni. Przyniosę panu, trzymam je na zapleczu, wie pan.
Zniknął mi z oczu, więc popatrzyłem na Franky'ego.
-A ty co myślisz? -zapytałem go, trochę zdumiony jego dotychczasowym milczeniem.
-A obchodzi cię to? -odpowiedział pytaniem.
Wzruszyłem ramionami.
-Chciałbym znać twoje zdanie. -wyznałem, na co Franky pokiwał głową z aprobatą.
-Jest dobry. Na pewno nie zabierze pannie młodej całego show -mrugnął do mnie. -Ale jest wystarczająco ładny.
Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłem ten gest.
Po paru minutach wrócił brodacz, niosąc parę spodni o takim samym kolorze co szary garnitur.
-Proszę, niech szanowny pan przymierzy. -zaproponował mi brodacz, podając spodnie.
Wróciłem więc do przymierzalni i ubrałem je. W połączeniu z garniturem o prawie identycznym kolorze i białą koszulą prezentowało się to całkiem nieźle. Przeczesałem włosy palcami i uśmiechnąłem się ledwo dostrzegalnie do swojego odbicia.
Wyszedłem z powrotem do Franky'ego i sprzedawcy.
Franky gwizdnął żartobliwie i szturchnął mnie w ramię.
-Bierzesz to? -spytał, a ja skinąłem twierdząco głową.
-Pasuję ci do koloru oczu, wiesz? -odezwał się nagle, taksując mnie spojrzeniem. -No dobra, zdejmuj to i idziemy. Późno się robi, a ja mam jeszcze coś do zrobienia.
Przebrałem się w swoje ubrania i poszedłem zapłacić. Przy kasie poprosiłem jeszcze o błękitny krawat. Brodacz zapakował mi wszystko do torby i razem z Franky'm opuściliśmy sklep, wcześniej dziękując mężczyźnie za pomoc.
Wsiedliśmy do samochodu i odetchnąłem z ulgą.
Kolejny punkt na długiej liście rzeczy do zrobienia i przygotowania na ślub do wykreślenia.
--------------------------------------------------------------
1064 słowa!
Na początek krótka informacja!
Prawdopodobnie w najbliższym czasie zmienię troszkę okładkę.
Mam nadzieję, że nowy rozdział się podobał.
Do zobaczenia! :*

🥀Cierniowa Miłość🥀 [Spy×Family] Loid×YorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz