Zrobił to... Zdobył dla mnie tą cholerną bramkę. 

Mecz zakończył się wynikiem 7:0, byłam z nich taka duma. Grali lepiej niż kiedykolwiek w FC Barcelonie, pobiegłam do piłkarzy by pogratulować im ostatecznego zwycięstwa. Moje serce prawie wyleciało z mojej klatki piersiowej kiedy zobaczyłam szczęśliwego Pedriego, który krzyczał z radości. Rzuciłam się na niego wrzeszcząc mu do ucha jak to ja się nie cieszę. Kiedy spotkałam się z przeszywającym wzrokiem Gaviry, postanowiłam podejść i również pogratulować mu strzelonej bramki. Nie wiem czy z robił to przez motywację którą mu zapewniłam, czy poporstu chciał udowodnić że jest lepszy niż Jude. 

- Masz tą swoją bramkę - odparł kiedy znajdowałam się wystarczająco blisko, zmarczyłam brwi nie bardzo rozumiejąc co ma na myśli, wywrócił oczami poprawiajac swoje włosy - Strzeliłem ci tego jebanego gola, teraz możesz przyznać że Bellingham wcale nie jet lepszy - uśmiechnął się zwycięsko, prychnęłam niedowierzając w to co mówi

- Chyba sobie żarujesz? Ja mówiłam całkiem poważnie, wcale nie chciałam byś udowadniał mi że jest inaczej. Jude jest lepszy i zawsze będzie kochanie - od razu pożałowałam ostatniego słowa, brunet posłał mi cwaniacki uśmieszek i pokręcił głową podchodząc zdecydowanie za blisko iż czułam jego ciepły oddech na skórze 

- Posłuchaj mnie pączusiu, w następnym meczu udowodnię ci że się mylisz - szepnął mi do ucha, uśmiechnęłam się pod nosem wiedząc iż naprawdę to zrobi. Kiedy sobie coś postanowi, zawsze dotrzymuje słowa. Szczególnie jeśli chodzi o kolesia, którego nie cierpi. 

Kiedy piłkarze się ogarneli, wróciliśmy do hotelu. Postanowiliśmy zorganizować małą imprezkę aby uczcić ich wygraną, nie byłaby ona w żadnym klubie tylko na jakiejś wypożyczonej salce hotelowej. Wiecie darmowy alkohol i te sprawy... Oczywiście nie chodziło tylko o to, skądże. Chciałam świętować razem z nimi iż wiedziałam że nigdy nie będzie takie samego momentu.

Poszliśmy do swoich pokoi by się nieco ogarnąć, ja jak to zwykle bywa ubrałam czarna obcisłą sukienkę na ramiączkach. Makijaż nie był mocny, a włosy lekko pofalowane. Na stopy założyłam czarne tenisówki iż bardzo pasowały do moejgo stroju, chciałam aby było mi wygodnie. Po prawie godzinie wszyscy znaleźliśmy się na wyznaczonym miejcu. Usiedliśmy na kanapach okrążających mały stolik, na którym leżał zestaw drogich alkoholi. Już od pierwszych minut rozpoczęcia imprezy było słychać głośne śmiechy, nawet Gavira który nie bardzo był dzisiaj w humorze, praktycznie leżał na podłodze wijąc się ze śmiechu. Widząc jak wygrana przepełniła go radością, uśmiech sam pcha się na usta. 

Po ponad dwóch godzinach picia i rozmawiania o wszystkim, każdy z nas nie mógł ustać na równych nogach. Jednak ani trochę nie przeszkadzało nam to w dalszej zabawie, nic nie mogło zepsuć nam tego wieczoru. 

- Słuchaj księżniczko, nie wiem czy wiesz ale twój koleszka zabronił mi wydawania ci kolejnego drinka - odparł barman kiedy w samotności siedziałam przy blacie prosząc o kolejną szklankę alkoholowego napoju, uśmiechnęłam się do niego zalotnie by go przekonać, ale nic to nie dało. Mężczyzna pokręcił przecząco głową i odwrócił się by odłożyć naczynia.

- Słuchaj mnie kolo, albo dajesz mi tego drineczka albo mówisz mi który z tych cymbałów zabronił ci podawać tak cudowne piciu - założyłam ramiona na piersi chcąc wyglądać bardziej poważnie, blondyn spojrzał na mnie jak na wariatkę i popatrzył się na osoby za mną

- Przykro mi ale typ zapłacił grube pieniądze, nie chcę tego stracić bo wcale dużo mi tu nie płacą. No chyba że ty też sypniesz kaską to jakoś się dogadamy - posłał mi chytry uśmieszek, prychnęłam z zażenowania i przybliżyłam się nieco w jego stronę

You Are Not Good | Pablo GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz