Sześć, szampan

16.2K 447 403
                                    

𝐑𝐮𝐛𝐲

Spojrzałam na pudełko, mając nadzieję, że umknęło ono uwadze blondyna.

– A cóż to? – Luke podążając za moim wzrokiem natrafił na przedmiot, podnosząc go z ziemi.

– Zostaw.

– Ale co? To? – Rozbawiony obracał pudełko w dłoni, delektując się rosnącym we mnie przerażeniem.

– Proszę zost...

Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ zachęcony moim strachem chłopak, otworzył wieko. Oglądałam jak wyraz jego twarzy zmienia się w nieokreślony. W jednej chwili wstąpiło w niego tak wiele emocji, że nie potrafiłam opisać ich wszystkich.

– Tniesz się?

Jego pytanie zabrzmiało tak nierealne. Nigdy nie uważałam tej czynności za coś złego, po prostu potrzebowałam ból psychiczny przełożyć na fizyczny. Chciałam odciążyć się od tłoku negatywnych myśli, głównie związanych z moim tatą. Nie traktowałam tego jako wroga, a wręcz przeciwnie, jako przyjaciela, który zabiera ode mnie niechciane emocje.

Luke wysypał trzy, lekko zabrudzone wyschniętą krwią, żyletki na dłoń. Patrzył raz na mnie, raz na nie, aż w końcu z całej siły rzucił małymi ostrzami o podłogę.

– Od kiedy? – Spytał, lecz brzmienie jego pytania, różniło się od tego poprzedniego. Było bardziej stanowcze.

– Od ośmiu lat... – Przyznałam cicho, wpatrując się w leżącą na ziemi żyletkę.

– Gdzie?

Nie zamierzałam mu tego pokazywać, było to dla mnie zbyt intymne. Samo przyznanie się do samookaleczania kosztowało mnie wiele, a co dopiero odsłonięcie przed nim szkaradnych blizn*.

Blondyn, widząc, że nie jestem chętna do pokazywania mu śladów po cięciach, boleśnie chwycił za mój prawy nadgarstek, przyciągając go do siebie. Sprawdzał dłoń, sprawiając przy tym mi niewiarygodny ból.

Z początku próbowałam się wyszarpać, ale to tylko poskutkowało wzmocnieniem uścisku, dlatego pozostałam przy nieustannym błaganiu, by wreszcie mnie puścił.

Kiedy nie znalazł niczego na prawej ręce, złapał za lewą, chwytając ją jeszcze mocniej niż poprzednią, przez co wiedziałam, że pozostaną mi na niej siniaki.

Po chwili na nie trafił. Zagojone, lecz wciąż delikatnie widoczne blizny. Nie rzucały się one w oczy, aby je dostrzec, należało się dobrze przyjrzeć, jednak chłopak zauważył je niemalże od razu.

Jako dziecko nie pozostawiałam na swoich rękach głębokich cięć. Ból spowodowany tymi powierzchownymi był dla mnie wystarczający.

Rodzicom swoje rany tłumaczyłam zabawą na świeżym powietrzu, w co ślepo wierzyli, nie dopuszczając do siebie myśli, że ich dziecko byłoby w stanie robić sobie coś takiego.

Wykorzystałam osłupienie, w jakie wprawił Luke'a ich widok, wyrywając rękę.

– Luke...

– Dlaczego?

Wpatrywałam się w jego twarz, nie potrafiąc sensownie odpowiedzieć. Powiedzenie mu o powodzie wiązałoby się z wypowiedzeniem wielu moich najskrytszych myśli na głos, czego bardzo nie chciałam robić.

– Dlaczego?! – Powtórzył zdenerwowany.

Ponownie nie słysząc odpowiedzi, złapał mnie za przedramiona, zaciskając na nich swoje palce, bólem chcąc wymusić na mnie słowa.

We don't want to be savedWhere stories live. Discover now