ROZDZIAŁ XLV: KOŃ I JEŹDZIEC

525 29 8
                                    

Na pewno warto byłoby wspomnieć o tym, co spotkało Lucille, gdy wraz z Frodem i Samem porzuciła swych towarzyszy na brzegu Anduiny

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Na pewno warto byłoby wspomnieć o tym, co spotkało Lucille, gdy wraz z Frodem i Samem porzuciła swych towarzyszy na brzegu Anduiny.

Na początku nie było jej łatwo, nikt nie powiedział jej, że samodzielna wędrówka przez góry będzie tak wycieńczająca, ale starała się zachować pozory normalności.

Uśmiechała się i nuciła pod nosem piosenki, które śpiewał jej Matfrid, kiedy wygrzewali się wśród winorośli w ciepłe, letnie dni.

Na zmianę wartowali — najpierw Sam, potem Lucille i na samym końcu Frodo, któremu pozostała dwójka przyjaciół starała się zapewnić jak najwięcej sił, czasami nie oszczędzając przy tym swoich własnych.

Kiedy Lucille wreszcie było dane zasnąć, co oczywiście przychodziło jej z trudem, śniła o tych, których za sobą zostawiła — lady Amarth, Boromir, Aragorn, Merry i Pippin, Legolas, Gimli... z nimi wszystkimi widziała się na jawie.

Jakież było jej zdziwienie, gdy któregoś razu poczuła pod sobą miękki materac. Mogła owinąć się kwiecistą pościelą, ów materiał zwykle zdobił jej poszwę w rodzinnej norce. Coś jej jednak nie pasowało. Nie powinna była odczuwać takiej wygody na skalistym zboczu, na którym zasnęła.

Otworzyła oczy i prawie się popłakała, kiedy uświadomiła sobie, że wróciła do domu. Do Shire, do swojego dawnego życia z dala od zgiełku. Jej pokój wyglądał dokładnie tak samo, jak w dniu, w którym opuściła go, by udać się z wizytą do krawcowej.

Wszędzie walały się farby, bo akurat wtedy miała największą wenę na namalowanie portretu Matfrida. Każdy szczegół pragnęła namalować z pamięci, by wręczyć mu gotowy egzemplarz w dzień ślubu.

— Lucille? — Do jej uszu dotarł czyiś łagodny głos. Od razu go rozpoznała, choć nie słyszała go od kilku miesięcy.

— Mama? — wyszeptała poruszona, zrywając się z łóżka i wybiegając na pogrążony w ciemnościach korytarz. To ją zaniepokoiło. W jej norce zawsze paliło się mnóstwo zapachowych świec.

— Wróć do domu, Lucille!

Rozpaczliwy głos matki wciąż nawoływał ją z mroku.

— Przecież jestem w domu...

Wtem, coś złapało ją mocno za nadgarstki, krzyknęła, a potem uświadomiła sobie, że to Mira Blackwell we własnej osobie ją tak nastraszyła.

Mama...

— Spokojnie, jestem bezpieczna — próbowała się tłumaczyć, lecz twarz starszej hobbitki nie wyrażała żadnych uczuć. — Jestem z lady Amarth.

A przynajmniej byłam.

— Wróć do domu, Lucille! — krzyczała dalej jej matka, jakby była pogrążona w jakimś dziwnym transie. — Potrzebujemy cię. Wróć do domu!

AMARTH ♕ HOBBIT + LOTR ( LEGOLAS ) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz