ℛ𝑜𝓏𝒹𝓏𝒾𝒶ł 10

131 11 3
                                    

Końcówka października nakryła Jay'a zdecydowanie za szybko, a gdyby ktoś spytał chłopaka ten odparłby że jego zdaniem listopad chyba uciekł z kalendarza w tym roku. Możliwe że dodatkowe zmiany w pracy żeby zająć czymś głowę, pomaganie Lloydowi w lekcjach (z jakiegoś powodu gówniarz miał tak dobre oceny z matmy) i spacery po pracy z Cole'm. To ostatnie było chyba jego ulubioną częścią tygodniowego harmonogramu, przechadzki nie były długie, mężczyzna odprowadzał go tylko na stację. Jednak Jay czuł ciepło na sercu wracając pociągiem do domu a w trakcie spacerów czuł płomienie ognia tańczące po jego uszach i policzkach. Uwielbiał Lloyda ale rozmowy z Cole'm były zupełnie innym doświadczeniem. Czuł się przy nim bezpieczny, dostrzeżony i zrozumiany. Tak jakby w momencie kiedy wpadli na siebie w księgarni gwiazda spadła z nieba i wypełniła pustkę w jego wnętrzu. Czuł że gdzieś w środku zaczął palić się płomień, czuł się szczęśliwy.
Dlatego kiedy ostatniego tygodnia listopada wrócił do domu cały w skowronkach nie spodziewał się informacji która uderzyła go jak grom z jasnego nieba.

Jay wlepiał spojrzenie w kartkę papieru, jego dłonie drżały a policzki zapiekły go od łez.
"Z przykrością informujemy że Pański ojciec zmarł pozostawiając po sobie..."
Chłopak łkał cicho nie mogąc uspokoić oddechu, nim zrozumiał co tak naprawdę się dzieje usłyszał przebijający się do niego głos.
- Jay? Jay, wszystko dobrze? Coś się stało? - Cole brzmiał na przerażonego, Jay zerknął na wyświetlacz i ze zgrozą odkrył że połączenie trwało już ponad dwie minuty. Jak mógł nie zauważyć czegoś takiego, powinien się opanować. Powinien panować nad własnymi emocjami. W tamtej chwili nie był jednak w stanie powiedzieć nic więcej niż przerażone:
- Cole... mógłbyś przyjechać?

...

Jay w duchu dziękował że Cole nie spytał co się stało, zamiast tego zapewnił go że wszystko będzie dobrze i niecałe pół godziny był już u niego. Na pytanie chłopaka jak szybko udało mu się tam dojechać odparł że pożyczył samochód od znajomego. Kiedy Cole w końcu zdjął niedbale narzuconą na siebie kurtkę i buty kątem oka dostrzegł Jay'a nerwowo ściskającego rękawy swetra. Uśmiechnął się lekko i podszedł bliżej chłopaka.
- Chodź no tutaj... - szepnął i rozłożył ręce zachęcająco, chłopakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Rzucił się w objęcia mężczyzny znów zanosząc się szlochem tak głośnym że pewnie sąsiadka Mistake znów będzie go nachodzić ze swoimi magicznymi herbatkami leczniczymi. Wzdrygnął się na tą myśl jednak szybko skupił się na czymś innym, Cole objął go czule oplatając ręce dookoła jego drżącego ciała. Jego palce wźlizgnęły się w jego rude loki gładząc je delikatnie - Wszystko będzie dobrze... obiecuję - wyszeptał i złożył pocałunek na głowie chłopaka, i gdyby Jay nie zdążył się rozluźnić w jego ramionach możeby tego nie zauważył, może.

Cole wbijał wzrok w mknące krajobrazy za oknem, zdecydowanie nie tak zamierzał spędzić sobotnie przedpołudnie ale w momencie kiedy imię Jay'a pojawiło się na wyświetlaczu jego telefonu był gotowy rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady dla tego chłopaka. Dlatego kilkugodzinna jazda pociągiem do jakiejś pipidówy nie brzmiała tragicznie ale marzeniem też nie była. Jednak Cole postanowił sobie że poprawi Jay'owi humor za wszelką cenę, a przynajmniej spróbuje. Sam wiedział że strata rodzica nie jest czymś z czego łatwo się otrząsnąć. On nawet po szestanstu latach przeżywał koszmar który los mu zgotował, ale ten dzień nie był jego. Tutaj chodziło o Jay'a i tylko o niego.
Cole spojrzał na śpiącego chłopaka opartego o jego ramię, oczy nadal miał spuchnięte i podkrążone po nieprzespanej nocy. Chwilę po tym kiedy mężczyzna przyszedł do jego mieszkania wspólnie sprawdzili o której odjeżdżał najwcześniejszy pociąg do rodzinnego miasta Jay'a. A kiedy okazało się że była to godzina ósma pięćdziesiąt nie pozostało im nic innego niż poczekać do rana. Pomimo wielu prób żadnemu z nich nie udało się zasnąć. Dlatego też zalegli się na kanapie, Jay łkał cicho w czasie kiedy Cole gładził jego loki zapewniając że jakoś się to ułoży.
I chodź robił to z bólem serca, kiedy pociąg zbliżył się do ich stacji nachylił się w stronę chłopaka i gładząc go po ramieniu powiedział.
- Jay, jesteś w domu.

...

Jay odczuwał dreszcze na całym ciele, ze stacji do domu jego rodziców był kawałek ale wspólnie z Cole'm uznali że spacer nie brzmi źle. Chłopak nadal nie wyznał przyjacielowi prawdy o swoim domu, o rodzicach powiedział niewiele ale właściwie nie skłamał. Teraz jednak wypadałoby się przyznać. Stanął w miejscu przez co mężczyzna idący pół kroku za nim zatrzymał się gwałtownie.
- Cole. Muszę ci o czymś powiedzieć.. - Zaczął chłopak i wymierzył sobie mentalny policzek za fakt jak poważnie musiało to zabrzmieć. Na litość boską miał po prostu przygotować Cole'a na widok swojego domu a nie brzmieć jakby jego kot szedł na uśpienie.
- Śmiało - odparł tylko mężczyzna wkładając ręce do kieszeni kurtki i uśmiechając się delikatnie. I coś w tym geście, tamtego listopadowego popołudnia sprawiło że Jay poczuł się bezpiecznie i komfortowo, po raz pierwszy od wielu lat.
- Ja.. moi rodzice... - nie miał pojęcia jak się do tego zabrać, nerwowo ściskał rękawy swojego swetra dopóki nie poczuł na palcach cudzej dłoni. Podniósł wzrok na Cole'a który miał tak wielką troskę w oczach że chłopak mógł niemal usłyszeć jak jego ochronna bańka pęka ukazując go światu w pełni barw.
- Wychowałem się na złomowisku.. - Wypalił w końcu i kiedy nie zarejestrował żadnej odpowiedzi ze strony mężczyzny spiął się lekko i cofnął dwa kroki przyciągając dłoń do klatki piersiowej - Ja.. przepraszam, nie wiem czemu to powiedziałem. Chyba po prostu nie chciałem żebyś się zawiódł przez jakieś oczekiwania - burknął tylko i już miał iść dalej kiedy poczuł czyjeś silne ramiona dookoła swojego ciała. Cole był ciepły przez co ciało chłopaka rozluźniło się odrobinę a on sam po prostu wtulił się w ciało przyjaciela.
Jego uściski zawsze dodawały Jay'owi odwagi ale teraz, to było co innego.
Intymnego.
Tak jakby chciał mu przekazać że bez względu na wszystko jest przy nim. I nigdzie się nie wybiera.

♡♡♡♡♡

Ta chciałam żeby rozdział był długi a wyszło jak wyszło. Może mnie tu nie być nawet do marca bo mam egzamin poprawkowy z chemii rip, dlatego wstawiłam trzy rozdziały nowego opowiadania bruise "Połamany lód".
Trzymajcie się ciepło mam nadzieje że wasze oceny semestralne mają się lepiej niż moja chemia :DD

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 21, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Co mi po twojej miłości? | BruiseWhere stories live. Discover now