Parę miesięcy temu, gdy jeszcze bez trudu potrafił ukryć kłamstwo, powiedział mu w windzie, że nie umrze za niego. Nie przewidział wtedy, że przyjdzie mu skazać się na coś o wiele gorszego niż śmierć. A jednak się nie wahał. Nie pozwoli mu zginąć...

Zanim wstał, podniósł miecz i szybkim ruchem wbił go w ziemię pod swoimi stopami, uśmiechnął się do Liama w ten sam sposób, w jaki młodszy robił to przed chwilą. Dokładnie w tym momencie twarz Dunbara zastygła w wyrazie przerażenia, ale trudno było stwierdzić, czy wywołała je sięgająca po niego ręka potwora, czy świadomość tego, co zrobił Theo. Nie było jednak czasu się nad tym zastanawiać. Ziemia pod nogami Raekena zaczęła pękać, otwierając szczeliny rozchodzące się w trzy strony – po jednej dla każdego Berserka. Potwory nie zdążyły nawet się poruszyć, zanim zostały wciągnięte w odmęty piekła. Dwa spadły w przepaść od razu, a ostatni jeszcze przez chwilę walczył, wbijając pazury w ubitą ziemię, jednak szczelina zdawała się przyciągać go jak magnes, więc zaledwie po kilku sekundach dołączył ze straszliwym rykiem do swoich poprzedników.

Theo ponownie zlustrował wzrokiem każdego, od Chrisa, usiłującego wstać podpierając się o kamienny blok, poprzez stojącego przy nim Dereka i Scotta, który pomagał się podnieść dochodzącej do siebie Kirze, aż po zbierającego się z podłogi Liama. Wszyscy, bez wyjątku, patrzyli na niego w sposób, jakiego nigdy wcześniej u nich nie widział – zdumiony, ale pełen podziwu i wdzięczności. Oczywiście on sam nie do końca to rozumiał, ale był w stanie wyczytać z ich spojrzeń, że są zadowoleni z jego działania. Na jego twarzy pojawił się niepewny uśmiech, kiedy zamierzał pociągnąć za rękojeść miecza i wyciągnąć go z ziemi, ale dokładnie w tym momencie blada, wychudzona dłoń wystrzeliła ze szczeliny pod jego stopami i zimne palce zacisnęły się na jego kostce z nieludzką siłą.

Ledwo miał czas krzyknąć, kiedy pociągnęła go w dół. Puścił miecz, który wciąż pozostawał wbity w ziemię i desperacko wczepił pazury w twardy grunt, starając się utrzymać na powierzchni, tak, jak przed chwilą jeden z Berserków. Zdawał sobie sprawę, że jeśli odpuści, może pożegnać się ze światem... Dlatego walczył, mimo że doskonale wiedział, że Tara jest silniejsza.

Przez te pierwsze dwie, może trzy sekundy, które wydawały mu się trwać wieczność, poświęcał wszystkie siły na utrzymanie się na powierzchni ziemi. Nie miał nawet siły błagać o pomoc, z jego ust wydobywało się jedynie nierówne dyszenie. Spróbował zebrać się w sobie na tyle, aby krzyknąć chociaż raz z tą głupią, płonną, nadzieją, że zostanie wysłuchany, ale, zanim zdążył to zrobić, czyjeś dłonie zacisnęły się na jego przedramieniu niemal równie mocno, jak ręka siostry na jego kostce. Z największym wysiłkiem uniósł wzrok, napotykając spojrzenie błękitnych, wcale nie zimnych oczu Liama. Ułamki sekund później obok nich pojawiły się inne, czerwone i błyszczące tęczówki alfy, gdy Scott mocno chwycił drugą rękę Theo. Raeken spojrzał błagalnie na obu chłopaków, którzy starali się jak mogli pomóc mu wydostać się na powierzchnię ziemi. Jednak, mimo ich nadludzkiej siły, nie mogli lekceważyć piekielnej potęgi. Tara całkiem dobrze dawała sobie z nimi radę, a co więcej, zdecydowanie nie była zadowolona z oporu. Po kilku sekundach tej szarpaniny Theo poczuł ostre pazury boleśnie wbijające się w jego łydkę i rozszarpujące ją przez całą długość, od kolana aż do kostki. Krzyknął, samemu nie wiedząc, czy bardziej z bólu, czy ze strachu. Może jedno i drugie.

Była silniejsza nawet od dwóch wilkołaków i chimery razem wziętych. W końcu nie pochodziła nawet z tego świata. Nie obowiązywały jej reguły, a Raeken przecież doskonale wiedział, że zło zawsze okazuje się potężniejsze. To, o czym ze strachu nie pomyślał, to fakt, że dobro bywa o wiele bardziej wytrwałe, a brak sił musi nadrabiać pomysłowością. A stado Scotta McCalla słynęło z tego, że było bardzo dobre, bardzo wytrwałe i bardzo pomysłowe.

Rules (Thiam)Место, где живут истории. Откройте их для себя