Rozdział 3

253 16 12
                                    

-Cylie? Cylie?!-krzyczała pani Roberts.

Dym ustał, dziewczyna otworzyła oczy i I obejrzała się w okół. Złapała się załamana za głowę, I zaczęła wręcz krzyczeć z bólu. Tak bardzo bolała ją pustka w jej sercu.

-Dziecko co się stało?-kobieta kucnęła obok Cylie, ktora jak w transie dławiła sie łzami-Czy ty znowu go widziałaś?

Forbes jedynie skinęła głową, i przytuliła prawą dłoń do piersi. To na niej nosiła pierścionek od Barnesa, i tak naprawdę nigdy go nie ściągała, a jakimś cudem ten wcale nie robił się za mały. Kobieta pomogła wstać dziewczynie i zaprowadziła ją do posiadłości Robertsów. Angela i Adele już dawno siedziały z dziadkiem w salonie, przestraszone tym co widziały. Obudziły się, i zobaczyły wielką niebieską kulę. Odrazu pobiegły z płaczem do dziadków, ci wiedzący co sie dzieje odrazu sie tym zajeli. Takie wizje często zdarzały sie dziewczynie. Jednak ta-to było coś innego. Nigdy nie widziała czegos po raz pierwszy. Zawsze widziała Jamesa, śpiącego obok niej, lub przytulającego ją siedząc na kanapie i oglądając ich ulubione kreskówki z dzieciństwa.

Omijając wejscie do salonu pani Roberts zaprowadziła załamaną Cayle do pokoju gościnnego. Tam zaparzyła jej herbaty i naszykowała łóżko, aby mogła tej nocy spać u nich. 

-Nie musi pani mnie tu zatrzymywać, będę juro o piątej-zapewniała cichym głosem, starając się znowu nie rozpłakać po tym jak wypiła dwa kubki melisy. Dziewczyna widziała jednak, że staruszka nie przestaje ścielić łóżka w pokoju gościnnym-Dobrze zostanę, ale ja to dokończe-uśmiechnęła się ocierając czerwony od płaczu policzek i przejeła poszewkę z rąk pani Roberts-Ja już tu do rana zostanę, prosze nie robić dla mnie nic wiecej. I tak państwo zrobili dla mnie więcej niż by sie dało. dobranoc-powiedziała.

Pani Roberts wiedząc z doświadczenia po takich incydentach, jedynie się uśmiechnęła.i wyszła, a Cylie usiadła na łóżku, nie ścieląc go. Odłożyła poszewkę na bok I spojrzała na pierścionek. Taki piękny.

W ciszy zaczęła ponownie wylewać morze łez.

˚*・༓

05:34-godzina, w której obudziła się Cylie. Nie wiedziała kiedy i jak zasnęła. Tego dnia nie chciała rujnować rodzinie Roberts. Nałożyła sztuczny uśmiech i oczywiście nie wyspana pokierowała się na dolne piętro, gdzie nakładała już śniadanie Anastazia-służka rodzyny Roberts.

-Dzień Dobry-uśmiechnęła się jeszcze szczerzej i dosiadła do stołu, gdzie pałaszował już jajecznice z boczkiem pan Roberts.

-Twój braciszek narozrabiał-westchnął staruszek i podsunął gazete pod nos dziewczyny-11 Wakandyjczyków, jeden dzień.

-O boże...-westchnęła po przeczytaniu kilka pierwszych zdań-Aż mi wstyd za niego..

Dziewczyna w ciszy zjadła swój posiłek, rozmyślając nad tym wszystkim. Czuła jakby to wszystko miało jakieś znaczenie.

-No kochani, czas się zbierać-powiedziała radośnie pani Roberts przerywając tym rozmyślenia dziewczyny i wchodząca do kuchni-Musimy być na jutro w Bukareszcie. 

Dziewczyna pomogła wstać panu Roberts i zaprowadziła go do vanu, którym jechali. Cylie jako iż niedawno zdała prawo jazdy kierowała, a pani Roberts jechała na tylnym siedzeniu szydełkując kocyk dla jej niedawno urodzonego kolejnego wnuczka.

˚*・༓

-Te czereśnie? Pięć euro za kilogram-uśmiechnęła się Cylie do jakiejś kobiet w ciąży.

-Cylie słonko, pójdź do tamtego kiosku za rogiem-poprosiła pani Roberts, a Cylie wyciągnęła z kasy 1 euro. Jak najszybciej podeszła do kiosku i kupiła gazetę. Nie czytając nagłówka podała kobiecie-Cylie klient-pogoniła ją staruszka kiedy kolejny raz tego dnia zamyśliła się nad jej wczorajszą wizją i bezczynnie wpatrywała się w śliwki.

-Co byś chciał?-zapytała radośnie nawet nie patrząc na męszczyznę-Mamy śliwki, jabłka i czereśnie, prosto z sadu-zaczęła wskazywać ręką, jednak kiedy jej dłoń znajdowała się nad śliwkami męszczyzna mocno złapał jej nadgarstek.

Dziewczyna powoli zaczęła panikować. Uchwyt w jakim znajdował się jej nadgarstek nie wydawał się być taki, na jakiego wyglądał. Zamiast czuć choć trochę miękkiej skóry pod rękawiczką, czuła jakby rękawiczka wyła tylko pokrowcem na coś metalowego.

-Z kąd to masz-zapytał groźnym tonem nieznajomy wskazując drógą ręką na pierścionek Cylie.

Dziewczyna przerażona zachowaniem męszczyzny spojrzała na niego, a to co ujrzała zdziwiło ją jak i przestraszyło i uszczęśliwiło.

-Buck?-zapytała ściągając okulary przeciwsłoneczne.

Mężczyzna poczuł sie dziwnie kojarząc twarz dziewczyny. Przypomniał sobie pobyt w muzeum, gdzie czytał również o Jamesie Barnesie. Była tam informacja o Cylie Rogers, która wyglądała tak samo jak kobieta przed nim. Wracał myślami od tekstu, gdzie zapamiętał linijkę, w której podkreślone było przezwisko Jamesa na Dziewczyne.

-L-lalka?!-Zdziwił się Bucky kiedy przypomniał sobie wszystko.

Barnes czuł sie baardzo dziwnie, ponieważ pierwszy raz pamiętał coś z życia Bucky'ego jakby to było jego życie, a nie jedynie informacja z muzeum.

W końcu Bucky spotkał Cylie, którą pamiętał, pamiętał i kochał całym sercem.
Patrząc na nią dostał odpowiedź na jedno pytanie, które go dręczyło dniami.

Otóż James w głowie ma bardzo dużo wspomnień z życia w HYDRZE. Pamięta jak zabijał ludzi i służył HYDRZE, co nie raz przyczynia sie do jego codziennych koszmarów. Bucky pamięta bardzo mało, a wręcz nic, z życia poza Hydrą. Ma tylko jedne, dość krótkie wspomnienie, o którym uwielbia rozmyślać i odtwarzać je w kółko i w kółko, by choć ma minute zająć nim jego zniszczony umysł.

Wspomnienie to było dokładnie o jego rozmowie z pewną dziewczyną, o której wiedział wszystko, oprócz tego, kim jest. Sprawiało to, że Bucky stworzył sobie trudne do odpowiedzi pytanie "Kim jest ta kobieta?", na które w tym momencie znalazł odpowiedź. Kobieta, dzięki której nie musi siedzieć całymi dniami sam na sam z koszmarami jest Cylie.

Bucky pamiętał, że siedzieli w starym mieszkaniu, na skórzanej, brązowej kanapie. Przytuleni śmiali się zadając sobie pytania...

 
-Dobra, dobra-śmiała się brunetka-moja kolej. Jaki jest Twój ulubiony owoc i dlaczego?

-Co to za pytanie?-zmarszczył czoło Bucky-Ja się ciebie tu pytam jak wygląda twoja wymarzona randka, jak będzie wyglądał nasz przyszły wspólny dom, a ty mnie się pytasz o owoce? I kto tu jest 'nie romantyczny'?-zaśmiał się

-Dobra, Cicho bądź-zaśmiała sie-Odpowiedz.

-Mam być cich-zaczął, jednak w trakcie dostał lekko uderzony w głowę, co wywołało u niego lekki atak śmiechu.

-Gadaj James-spowarzniała.

-Dobra, już-uspokajał się-Śliwki

-Dlaczego?

-Bo kiedy pierwszy raz się poznaliśmy, przestraszyłaś się że masz obcego w domu i rzuciłaś mnie śliwką-pod koniec zdania zaczął śmiać się jak opętany.

Cylie zawsze mu wypominała że jak jeszcze raz przypomni jej to wydarzenie, już nigdy się do niego nie odezwie. Barnes I tak to robił. Kochał to.

Śmiał się tak, że spadł aż z kanapy uderzając o ziemię, co wywołało parsk śmiechu u jego dziewczyny.  Jak to mówią-śmiech jest zaraźliwy, I chwilę po tym dziewczyna również wylądowała na podłodze, z wielkim bananem na twarzy.

Po chwili, gdy obój się uspokoili, ich oczy razem się spotkały. Bucky uśmiechnął się lekko, co odwzajemniła Cylie.

-Kocham cie Bucky-powiedziała łapiąc go za dłoń...

Memories • Bucky Barnes Where stories live. Discover now