New start.12

17 2 0
                                    

Jechaliśmy dużym samochodem, z przodu siedziała moja mama i Lory, w środkowym rzędzie tata Carla a na samym tyle my.
Wszyscy rozmawialiśmy na różne tematy a atmosfera w samochodzie była naprawdę fajna, czułam się jakbyśmy byli rodziną która jedzie na wakacje, dawno się tak nie czułam.
-patrz co mam. Powiedziałam cicho do Carla szturchając go w ramie.
-patrzę. Zaśmiał się.
Wyjęłam z torby pare komiksów, wiedziałam ze Carl je uwielbia, tak samo jak ja, zawsze w szkole czytaliśmy je w nocy kiedy Susan nie wytrzymywała i szła spać, my siedzieliśmy do rana czytając w kółko te same komiksy, nigdy nas to nie nudziło, z Carlem nawet nuda była fajna.
-o matko. Powiedział Carl wyrywając mi komiksy z rąk.- jak ja tego dawno nie widziałem.
-Wiedziałam że się ucieszysz. Uśmiechnęłam się do chłopaka. - zbyt dobrze cię znam.
-Rosita mogłabyś się zatrzymać?, słabo mi..
Wszyscy spojrzeli w stronę mamy Carla, była blada, moja mama zjechała na bok, po czym wszyscy inni zrobili to samo.
Lory wybiegła z samochodu i zaczęła wymiotować, Rick wyszedł do niej i przytrzymał jej włosy.
Carl tez chciał wysiąść ale moja mama powiedziała ze lepiej jakbyśmy zaczekali.
Po chwili Lory usiadła na trawie a Rick podał jej wodę, ja Carl i mama wysiedliśmy z auta i podeszliśmy do siedzącej na trawie Lory.
-Nie mam pojęcia co mi jest, nagle zrobiło mi się strasznie nie dobrze, może przez to ze prawie nic nie zjadłam, chce się trochę odchudzić, ostatnio mocno przytyłam.
Ja spojrzałam na Carla a moja mama na Ricka, nasze wzroki były znaczące.
-Lory cholera a może ty w ciąży jesteś. Powiedziała moja mama zerkając na Ricka.
-No błagam. Carl wstał i złapał się za głowę.
-Ktoś tu chyba będzie starszym bratem. Zaczęłam mu dokuczać, czyli robić to co lubię najbardziej.
Z innych samochodów przybiegli Maggie, Daryl i Beth.
-Co się dzieje?. Spytała Maggie wyraźnie przestraszona patrząc na Lory.
-Lory chyba ma dzidziusia. Zaśmiałam się.-to raczej żadna choroba.
-mmmm Rick. Powiedział Daryl unosząc brwi.
-Daryl cholera. Mruknęła Beth popychając go w ramie.
-nie wytrzymam no. Carl znowu złapał się za głowę na co ja wybuchnęłam śmiechem.
-mmmmm fajnie będziesz braciszkiem. Powiedziałam znowu śmiejąc się z jego reakcji.
-a weź ty. Carl ,,uderzył'' mnie w ramie a ja oczywiście mu oddałam.
-możemy jechać. Uśmiechnęła się Lory otrzepując ziemie ze spodni.
Moja mama podała jej rękę i wsiedliśmy do auta.
W rzędzie w którym siedziałam z Carlem były trzy miejsca, tylko dwa były zajęte więc jedno pomiędzy nami było wolne, leżała tam moja torba i komiksy. Odsunęłam torbę i położyłam ją obok swoich nóg na ,,podłodze''.
Carl wziął z fotela nasz ulubiony komiks, zaczęliśmy go czytać i śmiać się z naszych ulubionych momentów, nie zwracaliśmy uwagi na naszych rodziców, rozmawiali i byli zajęci swoimi sprawami.
Przysunęłam się bliżej Carla i dalej czytaliśmy komiksy, wspominaliśmy sobie chwile gdy czytaliśmy je jeszcze będąc w szkole.
-Carl. Szepnęłam patrząc mu w oczy.- wiesz co jeszcze tu mam?
-Nie wiem, a powinienem?.
Wyjęłam z plecaka mp3, ciagle słuchaliśmy tego razem gdy przeczytaliśmy już wszystkie komiksy.
-O cholera Lily. Powiedział Carl ewidentnie zafascynowany.
Uśmiechnęłam się do niego i wsadziłam mu jedną słuchawkę do ucha a drugą do swojego.
Puściłam naszą ulubioną piosenkę, usłyszałam jak Rick mówi ze do celu do którego jedziemy została około godzina- dwie.
Położyłam głowę na fotelu i zamknęłam oczy, słuchałam piosenki przez co wszystkie wspomnienia do mnie wróciły, przyznam ze trochę za tym tęsknie, jednak czas dorosnąć, już nie jesteśmy dziećmi, nie możemy nimi być.
Poczułam jak Carla ręka zbliżała się do mojej, otworzyłam oczy i spojrzałam na Carla, uroczo się do mnie uśmiechał, tez się do niego uśmiechnęłam i złapałam go za rękę, najprawdopodobniej stresował się to zrobić wiec mu pomogłam.
Zamknęłam oczy i zasnęłam, myślałam o tym co się dzieje i w sumie zdałam sobie sprawę ze jestem szczęśliwa, nie ma powodu dla którego miałabym być nieszczęśliwa.
Tęsknie za rodzeństwem i tatą, chciałabym z nimi porozmawiać i dowiedzieć się czy wszystko z nimi w porządku, nie wiem gdzie są i czy w ogóle żyją.
W mojej głowie jednak kręci się lekki mętlik, jak mam poradzić sobie ze stanami depresyjnymi w apokalipsie?
Będzie zapewne ciężko ale nie można się poddawać.
**
Obudził mnie głos mojej radosnej mamy, głośno wykrzyknęła ze jesteśmy na miejscu.
-Jezuu, normalnie tez bym usłyszała.
Westchnęłam głośno nie ukrywając swojego zirytowania.
-może trochę grzeczniej Lily, rozumiem ze się tam fajnie bawiliście ale czas wysiadać.
Co? Fajnie bawiliśmy? O co jej znowu chodzi.
Wtedy zdałam sobie sprawę za przez cały czas trzymałam Carla za rękę, szybko go puściłam i zaczęłam pakować komiksy i inne rzeczy do torby.
Wszyscy byli już poza samochodem, oprócz mnie i śpiącego Carla.
-Ej ty, wstawaj, już jesteśmy.
Carl obudził się, był lekko zdezorientowany co mnie raczej nie dziwi.
Wyszliśmy z samochodu, przed nami był ogromny szary budynek otoczony drutem kolczastym i płotem.
-Mamo co to?.
-Więzienie. Mama uśmiechnęła się i podała mi torbę Lory. - chyba jest w ciąży wiec nie może się przemęczać.
Carl spojrzał na mnie zaczął się śmiać i wzruszył ramionami.
Wzięłam resztę moich bagaży i zaczęłam iść w stronę wielkiej bramy.
-poczekajcie, to może być zbyt niebezpieczne, na terenie więzienia jest dużo sztywnych, musimy ich najpierw pozabijać żeby móc tu bezpiecznie przebywać.
-Mogę iść z wami?. Powiedział Carl podchodząc do ojca.
-możesz, tylko na siebie bardzo uważaj. Odpowiedział Rick i podał Carlowi broń.
Maggie, Beth, Daryl i moja mama tez szli pomagać, podbiegłam do mamy i chwyciłam broń, widać było ze nie była z tego zadowolona jednak chciałam pomóc, gdyby coś im się stało nie wybaczyłabym sobie tego.
Wbiegliśmy na teren więzienia i czyściliśmy podwórko od sztywnych, później przenieśliśmy się do środka, zajęło to nam jakieś 3 godziny, reszta rozłożyła ,,obóz'' przed więzieniem na podwórku, rozpaliliśmy tam ognisko i rozłożyliśmy namioty, pod wieczór podzieliliśmy się na kilka grup i chodziliśmy przez korytarze.
W pewnym momencie byłam prawie otoczona przez sztywnych, miałam broń ale nie dałabym rady zabić ich wszystkich naraz, z drzwi za mną wyszła Maggie i Carl.
Carl rozejrzał się i podszedł do mnie.
-Lily, biegnij na koniec korytarza przez wyjście awaryjne, ja idę z Maggie w drugą stronę, uważaj na siebie.
Nie zdążyłam nic powiedzieć bo oboje pobiegli korytarzem, tak jak Carl powiedział tak zrobiłam, pobiegłam do drzwi awaryjnych, były zamknięte na kłódkę.
-KURWA.
Odwróciłam się i zaczęłam zabijać sztywnych idących w moją stronę, radziłam sobie dobrze ale stres mimo to we mnie przeważał, zdałam sobie sprawę z tego jak Carl i reszta to zniosą.
Dostałam większej siły i motywacji, zabiłam większość z nich, wtedy zza sztywnych wyłoniła się moja mama, zaczęła zabijać wszystkie po kolei, co do ostatniego.
Podbiegła do mnie i mnie przytuliła.
-Boże Lily, jakby coś ci się stało to
-tak wiem mamo, nie przeżyłabyś.
-Dałaś sobie radę słońce, jesteś dzielna.



•KONIEC LOL•

Three Steps Back Where stories live. Discover now