1. Wkońcu w domu...

15 2 0
                                    

Jestem Isabella Cruisse i mam 15 lat. Dzisiaj wracam z rodzicami i starszym bratem do rodzinnego domu- Avonlea z naszej 2 rocznej wycieczki do Francji. Nie chciałam tam wyjeżdżać, ale musiałam.

Gdy dojechaliśmy do domu wszystkie wspomnienia wróciły. Raz nawet z moją najlepszą przyjaciółką- Jane Andrews wspięłyśmy się na dach i oglądałyśmy burzę. Szczerze, tęskniłam za tym. Wchodząc do domu zauważyłam że nadal jest zadbany, służące musiały tu często bywać i utrzymywać porządek. Od razu skierowałam się do mojego pokoju. Wyglądał tak jak zawsze.

Rozpakowalam swoje rzeczy i chwilę po tym usłyszałam pukanie do drzwi. Powoli je otworzyłam nie spodziewając się tego co za chwilę zobaczę.

- Jane!- wrzasnęłam i rzuciłam się w jej ramiona. - Jak ja długo cię nie widziałam.

- Te dwa lata bez ciebie trwały tak długo. - powiedziała. - Jane została jeszcze na godzinkę a później również poszła.

                                   ***

Następnego dna wstałam wcześniej niż zwykle aby upewnić się że na pewno zdążę do szkoły. Założyłam na siebie piękną butelkowo zieloną sukienkę, włosy zawiązała wstążka tego samego koloru i zeszłam na dół na śniadanie.

- Witaj Issy- powitała mnie moja mama- Siadaj, zrobiłam naleśniki. - Mój pierwszy dzień w szkole zapowiada się ciekawie.

Chwilę potem wyszłam z domu nie przejmując się moim bratem który najprawdopodobniej jeszcze spał.

Szlam zamyślona drogą, którą uwielbiałam chodzić w drodze do szkoły. Zastanawiałam się jak zmienili się moi znajomi i czy Josie Pye nadal ma taki okropny charakter. Aż nagle...

- Jejku bardzo cię przepraszam.- Wstałam z podłogi otrzepując sukienkę- Nie chciałam na ciebie wpaść. Wszystko okej?

- Tak jasne i nie szkodzi- uśmiech Gilberta nadal nie schodził z jego twarzy.- Jeśli pozwolisz potowarzyszę Ci w drodze do szkoły.

- Z wielką chęcią.

***

Gdy dotarliśmy do szkoły Gilbert uprzejmie otworzył mi drzwi. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Nawet nie zdążyłam się rozejrzeć a już poczułam uścisk dziewczyn. Tylko jedna z nich nie podbiegła. Chyba jest nowa. Rudowłosa nie wiedziała jak się zachować ponieważ jeszcze mnie nie znała.

- A ty co marchewa nie masz przyjaciół? - warknął Billy. Ten to się akurat nie zmienił.

- Oszczędź sobie Billy. - powiedziałam i odwróciłam w stronę dziewczyny- Nie przyjmuj się nim. Jak ci na imię?

- Ania Shirly - zaczęła bardzo entuzjastycznie- Jestem sierotą. Cuthbertowie mnie zaadoptowali. - po jej twarzy widać było że obawiała się że nie zostanie przeze mnie zaakceptowana.

- Świetnie. Ja jestem Isaballa Cruisse. Możesz mówić na mnie Issy. Uprzedzając twoje pytanie kiedyś chodziłam tutaj do szkoły ale moi rodzice zdecydowali że razem z bratem wyjedziemy do Francji. Nie było mnie tutaj 2 lata ale już jestem.- Chciałam powiedzieć coś więcej ale usłyszałam otwarcie drzwi przez pana Philipsa. Nic się nie zmienił.

- Siadajcie- zaczął swoim jak zwykle oschłym tonem- Co moje oczy widzą? Panna Cruisse raczyła powrócić z Paryża. Gdzie brat?

- Spóźni się. -powiedziałam tylko tyle i usiadłam z Jane w ławce. Wszystko wyglądało tak jak przed moim wyjazdem.

Nauczyciel zapytał mnie z kilku przykładów które szybko rozwiązałam ponieważ szkoła we Francji jest dużo do przodu z materiałem. Lekcje minęły mi szybko i wydawało mi się jakbym po zaledwie 20 minutach je skończyła. Poszłam do szatni i ubrałam płaszcz i szalik.

- Hej Issy. - usłyszałam głos Gilberta za sobą gdy wszyscy już wyszli. - Chcesz może przyjść do mnie?

- Z miłą chęcią- odpowiedziałam przyjaźnie.

Naprawdę lubiłam chłopaka. Zawsze był bardzo miły i troskliwy. Byliśmy rywalami od pierwszej klasy. Nic się nie zmieniło.

Gdy dotarliśmy już do domu bruneta elegancko przepuścił mnie przed drzwiami i weszliśmy do środka.

- Synu to ty?

- Tak tato. Choć Issy możesz się z nim przywitać. - Powiedział smutno jakby przypomniał sobie że jego ojciec jest poważnie chory.

- Dzień dobry panie Blythe - powiedziałam entuzjastycznie żeby trochę rozluźnić atmosferę.

- Witaj Issy jak się było we Francji

- Świetnie ale cieszę się że już wróciłam. Nie będę już panu przeszkadzać. - odpowiedziałam widząc zmęczenie starca.

Choroba doszczętnie go niszczyła od środka tak samo jak Gilberta. Widziałam jego zmęczenie a chłopak na wspomnienie o jego tacie zdawał się być bardzo smutny.

- Przejdziemy się na spacer Issy? Przy okazji cię odprowadzę.

- Jasne.

Szło nam się bardzo przyjemnie. Ciągle rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Nagle poczułam się trochę słabo. Strasznie zakręciło mi sie w głowie. Pomyslałam że nie bede tego mówić brunetowi żeby niepotrzebnie go nie martwić. Chodziliśmy jeszcze chwilę a obraz który widziałam zaczął się rozmazywać. Upadłam.

Hejka kochani. Mam nadzieje że spodobał wam sie ten rozdział chociaż dużo sie wydarzyło. Obiecuje że niedługo będzie jakaś gruba akcja na przykład pożar w domu Ruby albo pogrzeb Johna Blytha.
🫶🫶🫶

Mój, tylko mójWhere stories live. Discover now