|𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝟒|

75 10 40
                                    

Miesiąc wakacji minął szybciej niż się spodziewałem. Przez cały czas miałem taki sam harmonogram, pomagałem ojcu i Koko w sklepach i obowiązkach domowych, gadałem i pisałem z Sky i resztą. Po pracy albo w dniach wolnych od pracy spotykałem się z Kaiem, tak właściwie spotykaliśmy się codziennie. Uwielbiałem jego towarzystwo, tak, przyznaje się. Wcześniej miałem do niego sceptycznie nastawienie, ale z czasem zrozumiałem, że to dziwne uczucie komfortu wcale nie jest takie złe.
W trakcie tego miesiąca, moja matka napisała do mnie jednego sms o treści: "wszystko w porządku?" , odpisałem jej "tak" i na tym nasza sms-owa wymiana zdań się zakończyła. Nie napisała już więcej, ale tym razem się tym nie przejmowałem, Kai mi nie dawał się tym przejmować, dzięki niemu potrafiłem zapomnieć o całym świecie. Lubiliśmy wieczorami chodzić na plażę i rozmawiać o wszystkim i o niczym. Znikał jedynie codziennie na godzinę bądź dwie, nie mówił mi dlaczego i gdzie idzie, a ja nie chciałem na niego naciskać. Nic na siłę, jeśli będzie chciał to mi powie. Czasami biegaliśmy żeby "naprawić moją kondycję" i niestety muszę przyznać, że Kai miał rację bo po tych treningach z nim moja kondycja znacznie się polepszyła. Te wakacje były naprawdę wyjątkowe.

-Wyjeżdżasz?-zakrztusiłem się napojem.

Kai poklepał mnie po plecach i poczekał aż przestanę kaszleć. Wtedy odpowiedział:

-Tylko na tydzień, jadę po siostrę i odwiedzić ojca.

Zapadła chwila ciszy.

-Wiesz, przecież i tak tu wrócę nie masz się o co martwić.-powiedział brunet.

-Ja? Martwić? -zaśmiałem się - A jedź w cholerę! Gówno mnie to obchodzi.

Po krótkiej pauzie zapytałem:

-Ale będziesz pisał?

Kai zaczął się smiać, bardziej dusić.

-Nie no nie mogę z ciebie stary.-powiedział przez śmiech.

-Nie śmiej się ze mnie debilu, to normalne, że pytam o takie rzeczy.- odpowiedziałem biorąc kolejny łyk napoju.

-Myślę, że wreszcie cię rozgryzłem.-zaczął Kai.
-Oh? Czyżby? W takim razie słucham Sherlocku, oświeć mnie.-wypowiedziałem z ironią kończąc mój napój.

-Wydajesz się izolować od ludzi, ale tak naprawdę lubisz towarzystwo niektórych osób, udajesz, że nic i nikt cię nie obchodzi ale tak naprawdę jest inaczej. Komunikacja jest dla ciebie trudna i nie lubisz pokazywać jaki jesteś.

Upuściłem pustą puszkę, a ta z brzdękiem upadła na chodnik.
Jak on to wszystko...tak właściwie co zrobił? Zgadł? Zaobserwował? Za bardzo się otworzyłem? Co takiego zrobiłem, że po miesiącu znajomości mnie rozgryzł?

-Mam rację?-stwierdził bardziej niż zapytał triumfalnie.

- No chyba jednak nie.-zaśmiałem się niezręcznie i schyliłem po puszkę.-Wiesz co? Myliłem się, obok Sherlocka to ty nawet nie stałeś farmazonie.

Kai też chciał podnieść moją puszkę, nasze dłonie się dotknęły. Momentalnie się wyprostowałem.
Kai spojrzał na mnie trochę zdziwiony i uśmiechnął się. Zgniótł puszkę i wrzucił ją do kosza.
Ja poczułem dziwne ukłucie w klatce piersiowej.

-Wiesz, jestem bardzo dobrym obserwatorem, ale skoro mówisz że nie mam racji to widocznie się pomyliłem. -westchnął.- Chyba, że mnie kłamiesz?

Kai spojrzał na mnie, wydawał się mnie przeszywać wzrokiem, przeszedł mnie dreszcz.

-Chyba ci słońce mózg usmażyło, przestań zadawać jakieś dziwne pytania. -powiedziałem i odwróciłem wzrok.

Kai zaśmiał się.

𝐇𝐢𝐬𝐭𝐨𝐫𝐢𝐚 𝐏𝐞𝐰𝐧𝐞𝐠𝐨 𝐋𝐚𝐭𝐚 |𝐆𝐫𝐞𝐞𝐧𝐟𝐥𝐚𝐦𝐞|Where stories live. Discover now