Prolog

29 2 6
                                    

12.07.2029r
Nowy Jork
5.23 AM

=====================

    Charlie wstała o dość wczesnej godzinie, gdyż miała się spotkać z przyjaciółmi nie wracając do domu.
  Charlie to średniego wzrostu o zielonych oczach brunetka. Nie miała łatwego dzieciństwa, bo wiem miała problemy z rówieśnikami. Nie tylko w szkole, ale też w rodzinie. Kuzyni obrażali ją za to jak się ubiera. Uwielbia stare piosenki, te z lat osiemdziesiątych.

  Po spakowaniu wszystkich rzeczy, usłyszałam w słuchawkach powiadomienie przychodzącej wiadomości, więc jak najszybciej wyjęła telefon z kieszeni, a na ekranie blokady pojawiła się wiadomość:

Peter: kiedy będziesz?

Nie kazała chłopakowi czekać. Odpisała natychmiast, a ich rozmowa wyglądała tak:

Peter
Gdzie jesteś?

Charlie
Już jestem spakowana,
zaraz idę na autobus

Peter
Pośpiesz się

Charlie
Dobra

Cztery krótki wiadomości zawierające dwanaście słów. Schowała telefon do kieszeni, chwyciła za torbę i kartkę leżącą na biurku. Planowała ten dzień z przyjaciółmi od dawna. Ale co to za dzień? Dzień, w którym wszystko się zmienia. Dzień, w którym poczują się wolni. Wyszła z pokoju próbując być cicho, przedostała się do kuchni. Położyła kartkę na stole chcąc mieć to już z głowy. Otworzyła taras, wyszła i przymknęła drzwi (klamka jest w środku, ale myślę, że każdy powinien o tym wiedzieć dop.autor).

Wyszła z terenu swojemu domu i pokierowała się w stronę przystanku autobusowego. Usiadła na ławce, czekała na pojazd wsłuchując się w piosenki.

Bus przyjechał po paru minutach, więc wsiadła do niego i siadła na końcu. W autobusie nie było nikogo, prócz niej i starszej kobiety. Pewnie idzie do kościoła. Pomyślała Charlie, a wyrwała ją jedna z jej ulubionych piosenek. Uśmiechnęła się.

This ain't a song for the broken-hearted
No silent prayer for faith-departed

And I ain't gonna be just a face in the crowd
You're gonna hear my voice when I shout it out loud

It's my life
It's now or never
But I ain't gonna live forever
I just want to live while I'm alive
(It's my life)
My heart is like an open highway
Like Frankie said, "I did it my way"
I just want to live while I'm alive
It's my life

- Dziecko! - zawołała kobieta, a Charlie odchyliła lekko słuchawki. - Tą piosenkę słychać nawet tutaj. - faktycznie, kobieta była praktycznie na przodzie, a brunetka na samym końcu.

- Niech się pani nie dziwi, cicho tutaj, więc wszystko słuchać - warknęła, gdyż nie lubiła takich ludzi, wytykających jej błędy.

- Jeszcze pyskuje! Gdzie są twoi rodzice? - Charlie nie wiedziała co powiedzieć, nie mogła wprost powiedzieć prawdy, że uciekła z domu.

- A co o pani rodzicach? - kobieta zamilkła. - No? Taka pani odważna, a nie powie o sobie.

- Ulica Fridge - poinformował głos z głośnika na górze.

Drzwi autobusu się otworzyły, a Charlie szybko wyszła z niego ignorując słowa starszej kobiety. Nie przejmując się nią, weszła w głąb zielonego lasu. W jej słuchawkach pojawiła się piosenka ,,Yellow", którą też uważała za jedną z ulubionych. Idąc przez las nuciła jej słowa pod nosem, do momentu aż nie zobaczyła jakieś dwadzieścia metrów przed nią starą szopę, w której w oknach można było dostrzec światło. Położyła słuchawki na szyji wyłączając piosenkę i truchtem zbliżała się do chałupy. Gdy przed nią stanęła, otworzyła drzwi tak, aby się zmieściła. W środku zobaczyła Petera na leżaku z telefonem w ręku i swoją przyjaciółkę czytającą książkę.

Dwójka spojrzała w jej stronę, a na ich twarzach zawitał uśmiech.

- Charlie! - zawołała czarnowłosa i przekręciła kartkę.

- Wreszcie przyszłaś - westchnął Peter wracając do gry.

- Nie moja wina, że za wcześnie przyszliście - stwierdziła brunetka siadając materacu obok Yulii.

- Byliśmy umówieni na piątą czterdzieści - mówił Peter sprawdzając zegarek. - Jest czterdzieści dwa.

- Jaka to różnica? - spytała.

- Dwie. Minuty. - wycedził przez zęby.

- Daj jej już spokój - odezwała się Yulia wciąż czytając książkę.

- Walić - rzekła brunetka.

- Mam coś na uczczenie tego dnia... - mówił Peter chowając telefon do kieszeni, obrócił się i wyjął trzy kubki oraz karton soku. - Napijecie się? - dodał stukając kubkami.

- Serio? - stęknęła Charlie. - Jesteśmy pełnoletni-

- We Włoszech, tak, ale my jesteśmy w Ameryce, więc brakuje nam dwóch lat - przerwał jej i poprawił.

- Tobie trzech - oznajmiła Yulia.

- Jedno i to samo.

Dziewczyny pokręciła przecząco głowami.

- Sok grejpfrutowy? - przeczytała czarnowłosa.

- Smakuje jak czerwone wino, czyli słodko i jak alkohol, gorzki - wytłumaczył jej i nalał im do kubków sok.

Dziewczyny chwyciły je. Peter ustawiłeś się do siadu przez co prawie zleciał z hamaku. Wzniósł w górę kubek, a dziewczyny wiedząc co ma na myśli, zrobiła to samo śmiejąc się.

- Za dzień naszej niepodległości! - krzyknął.

- Za dzień naszej niepodległości - powtórzyły.

~~~~~~~~
Prolog jest, dzisiaj kolejny rozdział (pisze to po północy).

738 słów

~M3ry




The Bad KidsWhere stories live. Discover now