2. BTS - Jin

2 0 0
                                    

Mój samolot wylądował punktualnie na seulskim lotnisku. Wróciłam w miejsce, od którego zaczęła się moja koreańska przygoda. To właśnie na tutejszym uniwersytecie spędziłam ponad trzy lata, zdobyłam dyplom, a następnie razem z moim narzeczonym założyliśmy firmę, której siedzibę po paru miesiącach musieliśmy przenieść do Pusan. Tam też od ponad pięciu lat mieszkałam oraz rozwijałam się zawodowo.

Skrzywiłam się lekko, podnosząc z taśmy walizkę. Nie była duża, ani ciężka, ale od blisko tygodnia miałam obite żebra. Dźwiganie czegokolwiek sprawiało, że ciało przeszywał ból. Ale przynajmniej mogłam już swobodnie oddychać. Jeszcze trzy dni temu musiałam dosłownie walczyć o każdy, spokojny oddech.

Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, na którym miałam już pięć nieodczytanych wiadomości oraz dwa nieodebrane połączenia. Uśmiechnęłam się delikatnie. Jin zdecydowanie nie należał do ludzi cierpliwych. A już w szczególności, kiedy musiał czekać na kogoś w hali przylotów, zamaskowany od stóp do głów. Miał szczęście, że zima w tym roku była wyjątkowo mroźna. Nikogo nie dziwił mężczyzna oparty o filar konstrukcji nośnej budynku, którego ciepła czapka naciągnięta była prawie po czubek nosa, a resztę twarzy zakrywała maseczka. Ręce miał skrzyżowane na klatce piersiowej.

– Dzień dobry. – Mój uśmiech teraz miałam już prawdziwego banana na ustach. – Nie musiałeś po mnie przyjeżdżać, skoro wymagało to od ciebie takiego kamuflażu.

– Zamknij się – mruknął i zamknął mnie w swoich silnych ramionach.

Cholernie mnie bolał nawet delikatny dotyk, więc jego (jakże spodziewany) objaw czułości przywołał prawdziwy wodospad cierpienia. Zacisnęłam mocno wargi, by nie krzyczeć. Całe szczęście wszystko trwało pięć, może dziesięć sekund.

– Wiem, że dawno się nie widzieliśmy, ale nie musisz płakać.

– Jasne – wydusiłam z siebie, ciesząc się, że wziął moje łzy za łzy wzruszenia. – Chodźmy do samochodu.

Nasza znajomość z Jinem zaczęła się dość nietypowo. Wybrałam się ze swoimi kolegami z uniwersytetu do jednego z barów, by świętować dobrze zdane egzaminy semestralne. Świetnie się bawiliśmy do czasu, aż jakiś mężczyzna z sąsiedniego stolika zaczął wykrzykiwać obraźliwe słowa w stronę osób nie będących rdzennymi Koreańczykami. Rzecz jasna wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że są skierowane do mnie. Nie pochodziłam z Korei, a do wyglądu rodzimej Koreanki było mi bardzo daleko. Niemniej jednak zdążyłam przywyknąć to bycia kimś drugiej kategorii. Przynajmniej w oczach niektórych mieszkańców. Jin również był świadkiem całego zajścia. Przyszedł razem z kolegami z wytwórni. Nie mogąc już dłużej słuchać obraźliwych słów ze strony mężczyzny, zabrał swój kufel z piwem i przypadkiem potknął się o nogę stolika, wylewając całą zawartość na koszulę sprawcy zamieszania.

– Jak widać to nie pochodzenie decyduje o tym, czy człowiek jest wartościowy – prychnął, wpychając się na ławkę między mną, a moim przyszłym narzeczonym. – Jestem Seokjin. Dla przyjaciół po prostu Jin.

Resztę wieczoru spędziliśmy już we wspólnym gronie: studenci uniwersytetu i ludzie z wytwórni Big Hit Entertainment. Na koniec wymieniliśmy się z Jinem numerami telefonów. Był osobą, której wiadomości budziły mnie każdego ranka, a wieczorem zasypiałam podczas długiej rozmowy o mało istotnych rzeczach.

Przez krótką chwilę każde z nas myślało, że może coś z tego będzie. Kilka skradzionych pocałunków, które nie były wcale tak niewinne, dawały nam nadzieję. Trwało to miesiąc, może dwa. Po tym czasie Jin miał dla mnie dwie wiadomości.

– Jedna jest zła, a druga koszmarna – stwierdził, wpatrując się w butelkę soju, którą ściskał w dłoniach. Poprosiłam, by zaczął od złej wiedząc, że ma skłonności do nadmiernego dramatyzmu. – Niedługo zadebiutuję w zespole. Zanim się ucieszysz, powiem ci o tej koszmarnej. Nie będę mógł się z nikim umawiać. Po pierwsze, tego wymaga wytwórnia. Po drugie, muszę się skupić tylko i wyłącznie na karierze.

Historie jednoczęściowe :)Where stories live. Discover now