Rozdział 7

6.6K 501 23
                                    

Po skończeniu kolacji wyszłam z Xavierem na obiecany spacer po Ogrodach Królewskich. Widoki były wspaniałe. Drzewa, krzewy i kwiaty w przeróżnych rozmiarach, kolorach i kształtach tworzyły wspaniałą harmonie. Szliśmy w spokoju i ciszy, który postanowiłam przerwać:

- Dlaczego chciałeś mnie zabrać na spacer? – pytam.

- Pomyślałem, że znalazłabyś jakąś wenę twórczą. – pamięta, że lubię malować i chciałbym miała „wenę ''. Podejrzane.

- Mogę o coś spytać ?

- A czy to nie jest pytanie? – odpowiada z uśmiechem.

- Dlaczego mnie tak nienawidzisz? – spytałam prosto z mostu. Od razu odpowiedział.

- Kto powiedział, że cię nienawidzę? – pyta zaciekawiony. Widząc moją lekko speszoną miną      kontynuował.

- Po prostu zdziwiła mnie twoja zuchwałość i arogancja. – Ja arogancka! – Szczerze chciałem cię wkurzyć i może trochę ośmieszyć.

- A potem zdenerwować wpływając na wybór brata, co spowodowało, że tutaj jestem. – dokończyłam za niego lekko rozjuszona. Rozgryzłam go !

- Może na początku tak było, teraz jednak myślę, co innego. – odpowiedział tajemniczo.

- A co takiego książę myśli ?

- Sądzę, że jesteś bardzo uparta, momentami przemądrzała, ale jesteś też niezwykle uroczą intrygującą, inteligentną i mającą własne zdanie oraz pasję kobietą. – Na początku wypowiedzi lekko zdziwiła mnie jego brutalna szczerość natomiast to, co potem powiedział całkowicie zmieniło moje odczucia, a teraz na pewno jestem czerwona.

- Dziękuję – mówię patrząc w jego niezwykłe oczy wpatrujące się we mnie sama nie wiem już jak.

- Ależ nie ma, za co. – Mówi uśmiechając się.

- A co sądzisz o mnie Florence ? – to pytanie trochę mnie zdziwiło nie wygląda na kogoś przejmującego się opinią innych a zwłaszcza moją, lecz korzystając z okazji postanowiłam odpowiedzieć:

- Jest książę... - nie zdążyłam dokończyć

- Mów do mnie Xavier mam dość tego „ księciowania". – mówi naśladując moją wcześniejszą wypowiedź, na co się uśmiecham.

- A więc? – dopytuje

- Myślę, że jesteś aroganckim, pewnym siebie, złośliwym książątkiem zachowującym się tak nie wiem, z jakiego powodu. Pragnę dodać, że jesteś też szczerym, mądrym, nieziemsko przystojnym i w pewien sposób intrygującym mężczyzną. – mówię całkowicie szczerze na początku na początku zauważyłam w jego oczach... ból, zawiedzenie, lecz potem uśmiechną się pod nosem błądząc gdzieś myślami. Szliśmy dalej w ciszy. Ja napawałam się widokiem szukając inspiracji, a Xavier ciągle zawzięcie o czymś myślał.

***

 Gdy zbliżaliśmy się do mojej komnaty Xavier zwolnił. Stanęliśmy przed drzwiami do mojego pokoju i po raz setny zapanowała między nami niezręczna cisza. Unikam wzroku Xaviera, chociaż wiem, że się we mnie wpatruję.

- Dziękuję za spacer – zaczynam i spoglądam w jego nieziemskie oczy. Co okazuje się błędem, gdyż bez większego wahania wpija się w moje usta i zmusza do odwzajemnienia pocałunku. Nie myśląc nad tym natychmiast to robię. Nie sprzeciwiam się, gdy pogłębia pocałunek. Nigdy się tak nie całowałam i nie mam w tym doświadczenia, ale jemu to chyba nie przeszkadza. Gdy staje się coraz bardziej zachłanny próbuję się odsunąć, co nie uchodzi jego uwadze, lecz nie odsuwa się.

- Xavier przestań – mówię między pocałunkami i odpycham go z całej siły kładąc ręce na jego umięśnionym torsie.

Kiedy w końcu udaje mi się go odepchnąć. Głośno dyszymy patrząc sobie w oczy. Jestem pełna sprzecznych emocji. Dlaczego mnie pocałował ?, Po co oddałam ten cholerny pocałunek ?

- Jak...Ty...Dlaczego ? – Jąkam się dalej przytłoczona całą tą sytuacją i w przypływie sama nie wiem, czego złości, odwagi, desperacji, czy głupoty. Sprzedaje mu siarczysty policzek, po czym szybko uciekam do pokoju i się w nim zamykam. Nie czekając na jego reakcję.

***

Po moim wtargnięciu do komnaty osunęłam się po drzwiach na podłogę. Miałam szczęście, że w pokoju nie było Agnes i Leah. Gdy w końcu podniosłam się z podłogi miałam chęć na malowanie, lecz najpierw postanowiłam się odświeżyć. Odkręciłam wodę i poszłam do szafy po czyste ubrania. Po otwarciu szafy zaskoczyła mnie jej pojemność i ilość rzeczy w niej zawartych. W oczy rzucił mi się jednak strój, w którym przybyłam do pałacu. Spostrzeżenie to wywołało wspomnienia rodziny i momentu, gdy się z nimi żegnałam. Doskonale pamiętam płacz mojego młodszego braciszka i narysowaną przez niego laurkę, którą chyba schowałam do kieszeni! Wkładając rękę do kieszeni bluzy w poszukiwaniu rysunku napotykam jakieś pudełeczko zawinięte niebieską kokardką. Pośpiesznie odwiązuję wstążkę i otwieram podarunek. Moim oczom ukazuje się przepiękny łańcuszek ze srebrną zawieszką w kształcie korony. Rozwikłanie, kto podarował mi ten przepiękny prezent nie jest trudne, gdyż była tylko jedna możliwość. Na sto procent był to Miles. Pamiętam jak podczas mojego wyjazdu z rodzinnego miasta w pośpiechu włożył mi coś do kieszeni. Kompletnie o tym zapomniałam.

Po wzięciu kąpieli i przebraniu. Wyjmuję łańcuszek i zakładam go na szyję. Rozkładam sztalugę i kładę na niej płótno otwieram farby, moczę pędzel i zajmuję się malowaniem, które całkowicie mnie pochłania.


The CandidateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz