Rozdział 5

6.4K 538 14
                                    

Jedyne, co spakowałam do swojej torby to czysta bielizna, jedna para spodni i bluzkę. Nie było konieczności zapychania bagażu zbędnymi rzeczami, ponieważ stwierdziłam, że i tak po krótkim czasie pobytu tam zostanę wywalona z pałacu. Przynajmniej miałam taką nadzieję.

Podczas pożegnania z rodziną próbowałam się uśmiechać i udawać, że wyjazd do zamku to najpiękniejsza rzecz, jaka przydarzyła się w moim życiu. Ale tak to tylko wyglądało, w środku cała drżałam i błagałam o pomoc. Niestety tylko Miles potrafił to dostrzec, znowu posłał mi współczujący i smutny uśmiech, który gościł na jego twarzy przez ostatnie dwa tygodnie. ''Czy nikt inny nie widzi w jak okropnej sytuacji się znajduję? Czy nikt nie potrafi mi pomóc?''.

Najpierw pożegnałam się z Matthiasem, który wręczył mi własnoręcznie zrobioną laurkę. Płakał. Obrazek namalowany przez małego przedstawiał sześć nieproporcjonalnych patyczaków trzymających się za ręce. Zapewne byli to moi rodzice, rodzeństwo i ja. Poczułam łzy napływające mi do oczu. Wszyscy na tym obrazku wydawaliśmy się być szczęśliwi i wolni od szarej teraźniejszości. Właśnie o takich dziełach sztuki mówiłam na przesłuchaniu. Nie linie, nie farby, nie kolory sprawiały, że obraz stawał się piękny, lecz uczucia i emocje przelewające się na płótno. Mój mały brat po prostu stworzył najcudowniejsze dzieło sztuki, jakie kiedykolwiek widziałam. Przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafiłam i uspokoiłam najlepiej jak tylko umiałam, próbując się przy tym sama nie rozpłakać.

Kolejna była Kira. ''Nie wiem skąd ona bierze tyle energii''. Cały czas skakała z radości. Obiecałam jej, że będę do niej pisać najczęściej jak tylko się da. Gdy żegnałam się z rodzicami mama nie potrafiła sobie odpuścić i znowu zasypała mnie lawiną ''niezwykle pomocnych'' rad.

Ostatni był Miles. Przytuliłam się do niego jakbyśmy się już mieli nigdy nie zobaczyć, a on powtórzył słowa, które wypowiedział w dniu ogłoszenia wyników.

- Dasz radę Lori.

Wtedy wybuchłam płaczem. Łkałam gorzej niż Matthias. Tylko w przeciwieństwie do niego ja nie mam sześciu lat, a zachowywałam się na mniej.

- Panno Ellingson, czy możemy już jechać? Nie mamy nieograniczonej ilości czasu. - Powiedział strażnik, który miał za zadanie dostarczyć mnie bezpiecznie do zamku.

- Tak. - Odpowiedziałam. Ostatni raz przytuliłam się do brata, który ostrożnie włożył coś do kieszeni mojej bluzy.

- No musisz już iść. - Powiedział Miles z szerokim uśmiechem. Był to jednak inny wyraz twarzy niż ten, którym obdarzał mnie przez ostatnie kilka dni. Był szczery i dumny.

Ja również się do niego uśmiechnęłam, a kiedy się odwróciłam i ruszyłam w stronę samochodu usłyszałam za sobą krzyk starszego brata.

- Daj im popalić! - Moja rodzina zaczęła się śmiać. Nie wiedzieli oni jednak, że nie do końca chodziło tu o moje ''rywalki", moim największym i chyba najgroźniejszym przeciwnikiem był Xavier Sheridan.

***

Mimo, że na samym początku podróży do zamku jechałam z uśmiechem na ustach miło wspominając ostatnią chwilę w rodzinnym gronie to jednak resztę drogi spędziłam na płakaniu. Największym poszkodowanym w całej tej sytuacji był strażnik prowadzący samochód, którym jechałam. Anthony, bo tak miał na imię, w drodze na lotnisko, co chwilę zatrzymywał się żeby kupić mi nową paczkę chusteczek.

Miami - miasto, w którym znajduje się siedziba królewska, jest położone na wybrzeżu Oceanu. Jest również piękne, urokliwe oraz ma w sobie wiele energii. Mimo późnej godziny ludzie wciąż chodzili po dobrze oświetlonym mieście, a im bliżej pałacu tym ulice były coraz bardziej zaludnione. Sam zamek znajdował się blisko plaży. Kiedy weszłam do środka zaparło mi dech w piersi. Budynek był cały z niebieskiego i białego szkła oraz był przeogromny. Na szczęście Anthony miał rozkaz zaprowadzić mnie do pokoju, który mi przydzielono. Po drodze strażnik opowiedział mi trochę o pałacu i o komnatach, do których drzwi mijaliśmy.

***

Pokój, który dostałam wydawał się trzy razy większy od pomieszczenia, którego dzieliłam z Kirą w domu. Moja ''cela'' wyposażona była w wielkie łóżko, jeszcze większą szafę, toaletkę, regał na książki, drzwi , za którymi znajdowała się prywatna łazienka oraz szklane wyjście na balkon, z którego mogłam podziwiać niebieską wodę oceanu. Torbę ze swoimi ubraniami schowałam do szafy, w której wisiało już kilka sukni. Na stoliku nocnym znajdowała się gotowa kolacja. Kiedy podeszłam bliżej zauważyłam również stojącą obok filiżanki herbaty notatkę.

PLAN DNIA:

7.00 - śniadanie

8.00 - 10.00 - lekcja etykiety

10.30 - 12.30 - lekcja historii i języka ojczystego

13.00 - obiad

14.00 - 16.00 - lekcja tańca

16. 30 - 18.30 - zajęcia z Królową

19.00 - kolacja

Plan nie wyglądał na ciekawy, ale nie przejmowałam się tym, ponieważ stwierdziłam, że nie będzie obowiązywał mnie długo, gdyż za parę dni będę bezpieczna w domu. Przynajmniej miałam taką nadzieję.

Po zjedzeniu pysznej kolacji oraz gorącej kąpieli, po której czułam się bardzo odprężona usiadłam przy toaletce i zaczęłam testować wszystkie kosmetyki znalezione w szufladzie. Po nałożeniu tysięcy podkładów, szminek i pudrów nie czułam się jak piękniejsza wersja siebie tylko jak clown, który uciekł z cyrku. ''Mam nadzieję, że nie będę musiała chodzić tak wiecznie." - Burknęłam przyglądając się swojemu odbiciu. Nagle w lustrze zauważyłam sztalugę schowaną za stojącą za mną szafą. Oprócz statywu znalazłam tam jeszcze kilka płócien i futerał. Gdy otworzyłam kasetkę by sprawdzić, co się w niej kryje wypadła z niej mała karteczka. Jednak nie zawracałam sobie nią głowy, ponieważ byłam zajęta oglądaniem kompletu różnorodnych pędzelków oraz podziwianiem kolekcji kilku tysięcy odcieni kolorów. Gdy w końcu dokładnie obejrzałam ten cudowny prezent podniosłam karteczkę wciąż leżącą na podłodze. Napis znajdujący się papierku przyprawił mnie o szybsze bicie serca.

Witam w moim domu, Panno Ellingson.

~ Xavier Sheridan

The CandidateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz