spotkanie

3.5K 9 0
                                    


Pogoda dzisiaj była piękna jak każda kiedy mam dyżur. Siedzę właśnie w pokoju ratowników i czekam na wezwanie. Chyba nie wspominałam wam że jestem świerzoupieczoną ratowniczką medyczną ? Nie ? To teraz wspominam. Dwa tygodnie temu obroniłam licencjata i od razu dostałam pracę w pobliskim oddziale ratunkowym. Po za mną jest tu jeszcze nasz kierowca Marek 35-letni mężczyzną o niecodziennym poczuciu humoru i pan Doktor szczawiński 45-letni lekarz medycyny ratunkowej bardzo zafascynowany ratownictwa aczkolwiek gardzi medykami takimi jak ja no cóż poradzić tak mi przykro.

-084 macie wezwanie na ulice obrońców jakiś mężczyzna ranny, bardzo krwawi.- odezwał się głos w krótkofalówce.

-Przyjąłem jedziemy - odpowiedział szczawiński- wszyscy troje zrywamy się z miejsca i biegiem pędzimy do karetki.

Droga zajęła nam około 10 min. Na miejscu oczywiście pełno gapiów bo jak by to inaczej, tam gdzie dzieje się ludzka krzywda zawsze jest pełno chętnych do podziwiania.

-Młoda weź torbę z opatrunkami i chodź- odezwał się Doktor, wstając z miejsca i ruszając w stronę poszkodowanego.

-oczywiście- Cóż trzeba brać torbę i lecieć chociaż po tym co powiedział dyspozytor człowiek jest już raczej martwy nikt nie wytrzyma 10 minut mocnego krwawienia bez odpowiedniego zapatrzenia rany.

Wychodzę z karetki i kieruję się w stronę centrum zgromadzenia ludzie stoją w kręgu wokół miejsca. Gdy udaje mi się już przedrzeć przez gapiów zauważam na asfaltowej nawieszni mężczyznę trzymającego się za okolice lewej nerki jest w bluzie i z maską na twarzy. Niecodzienny widok ale nie mi to oceniać niech chodzi jak chce. nigdzie nie widać śladów krwi, czyżby pomyłka? Doktor stoi nad pacjentem i tłumaczu mu że musi pokazać ranę a najlepiej jak by zdjął bluzę.

-Nie będę nic zdejmował, zaopatrzcie to na oko i niech każdy pójdzie w swoją stronę- rzuca mocnym twardym głosem mężczyzna. Uśmiecham się pod nosem na te słowa na pewno jakiś kibol albo co gorsza złodziej jak nie przejmuje raną.

-Młoda róż nosze tą tłustą dupę i podaj mi opatrunki.- Powiedział zdenerwowany szczawiński. Oczy zamaskowanego mężczyzny skierowały się w moją stronę przez kilka chwil patrzyliśmy sobie w oczy. O boże mogła bym przysiądą że jego oczy nie mają dna, ciemne jak węgiel wciągają osobę patrzącą w nie do środka, bije od niego pewność siebie i męskość.- Ruszysz się czy mam ci pomóc?!- krzyk doktora dopiero wyrwał mnie z letargu, szybko sięgnęłam do torby w poszukiwaniu opatrunków.

-Nie szukaj Pomarańczowa, ten stary pryk jak zresztą cała reszta panikuje, nic mi nie ma to tylko draśnięcie- Powiedział spokojnym twardym głosem zamaskowany mężczyzna, jego głos był opanowany lecz nadal zbudzał respekt, nieśmiało popatrzyłam w stronę doktora. Ten tylko popatrzył w stronę mężczyzny i cofnął się o krok do tyłu.

-Skoro nic panu nie ma to proszę wstać- Nie dało się nie usłyszeć aroganci w głosie doktora.

Niestety ten typ tak po prostu ma wszystko zawsze na nie i z pretensjami nie za pomnę gdy mojego pierwszego dnia, pojawiłam się na stacji wojewódzkiego pogotowia ratunkowego, młoda starsza kobieta która przydzielała mnie do zespołu stwierdziła że albo trafie na Cmentarz albo się zwolnię po miesiącu z nim. Niestety chyba będę musiała jej posłuchać jak dalej to tak ma wyglądać.

Mężczyzna zaczął się podnosić z nagrzanego asfaltu jego oczy cały czas były utkwione we mnie czym bardzo mnie speszył opuściłam głowę gapiąc się w jak że to ciekawe w tym momencie podłoże. W momencie gdy mężczyzna wyprostował się ukradkiem spojrzałam w jego stronę, na moje oko mógł mieć z metr dziewięćdziesiąt jak nie dwa metry, ubrany w długą czarną bluzę i dresowe spodnie, jedną ręką dalej trzymał się za bok.

Uważaj o czym marzyszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz