Rozdział I

26 4 0
                                    


Leżał na plecach w swoim łóżku. Paliła się tylko mała lampka rzucająca blade, słabe światło. Było dość ciemno, bardziej domyślał się kształtów otaczających go przedmiotów niż rzeczywiście je widział. Dobrze znał ich ułożenie, patrzył na nie codziennie od kilku lat. Niewiele się w tym miejscu zmieniło odkąd spędził tu pierwszą noc. Leżał wtedy w tej samej pozycji. I myślał o tej samej osobie. O Spocku. Dopiero się poznali. Było wówczas mnóstwo spraw, które powinny zajmować jego głowę. Poza tym spotkał tego dnia wiele innych, nowych osób, ale to właśnie obraz Spocka miał cały czas przed oczami.

To jednak nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Żaden grom z jasnego nieba. Nogi nie zmiękły mu w pierwszej sekundzie, gdy tylko zobaczył go w transporterze. Oczywiście podobał mu się jego wygląd, ale to nigdy nie miało większego znaczenia. Na początku czuł zainteresowanie. Chciał po prostu bliżej go poznać. W końcu mieli ze sobą pracować. Zależało mu żeby się polubili. Chciał mieć wśród swojej załogi przyjaciół.

Podobno pierwszy sen w nowym miejscu jest ważny. Gdy Jim zamknął oczy tego pierwszego dnia na Enterprise, przyśnił mu się jego pierwszy oficer. Wiedział, że od tego dnia, od tego poranka będzie patrzył na niego nieco inaczej. Był to taki sen, który sprawia, że czuje się dziwne ciepło w środku. Taki sen, który ustawia nastrój na cały dzień i potem przypomina się co jakiś czas, przynosząc wrażenie, że już zawsze wszystko będzie dobrze. Jim nigdy nie chciał o nim zapomnieć. Zapisał go sobie w zwykłym notesie, który leżał pusty przy jego łóżku.

Patrzy teraz na ten notes, zapisany prawie w całości. Wypełniony snami o Spocku. Zupełnie różnymi. Czuje krótki ścisk w żołądku.

Powinien przestać go tak bacznie obserwować. Może wtedy mniej by o nim myślał i nie budził się z tą tęsknotą, sam nie wie za czym. Ale jak nie zerkać, jak nie patrzeć. Na to ciało. Na ten spokojny sposób chodzenia. Na te dobrze zorganizowane ruchy. Jim ma wrażenie, że Spock nigdy nie wykonał żadnej zbędnej czynności. Żadnego niepotrzebnego poruszenia. Zawsze wie, co zrobić z rękami. Jim zupełnie odwrotnie, często nie ma pojęcia. Czasem ma ochotę chwycić Spocka za dłoń. Albo objąć swoimi dłońmi jego twarz, wyciągnąć lekko w górę głowę, podnieść się nieco na palcach i pocałować go. Czy Spock uznałby to za zbędny ruch? Bezsensowną stratę energii?

Nie ma odwagi sprawdzić. Czasem tylko pozwala sobie na jakieś drobne, dyskretne gesty. Siada bliżej. Wtedy zawsze czuje się tak jakby spadał, jakby leciał nagle w dół z dużej wysokości. I jedyne czego pragnie to żeby Spock go złapał. Żeby wykonał jakiś ruch. Uchronił przed upadkiem.

Zastanawia się czy Spock to zauważa. Jest przecież bardzo spostrzegawczy. Ale czy te drobnostki są przez niego rozumiane? Czy rozmyśla o tych długich spojrzeniach, o tym jak czasem brakuje mu tchu, gdy są blisko siebie. O milczeniu albo zadawaniu pytań, całkiem bez sensu, tylko po ty by usłyszeć jak spokojnie mówi i mówi, jaki jest mądry, jak wiele wie.

Jim chciałby żeby to wszystko było dla Spocka jasne, żeby sam domyślił się znaczenia. Jest kapitanem statku kosmicznego, odważnie kroczy w nieznane, prawie codziennie naraża życie, ale całkowicie nie wie jak miałby mu powiedzieć o tym, co czuje. O tym, że się totalnie zakochał. Że ta miłość w nim powoli dojrzewała i teraz wypełnia go całego, pulsuje w nim, porusza jego wnętrzem, mąci myśli, czasem dusi, dławi.

Nie chce się spieszyć. Bezpieczniej jest przeżywać to wszystko w swojej głowie. Jeszcze trochę. Niedługo jakoś mu o tym powie. Zaprosi go na kolację. Podaruje kwiaty. Zrobi coś oczywistego. Musi trochę poczekać. Jeszcze kilka snów więcej.


Jeden sen więcej.


Rano przyszedł do niego Spock z jakimś zaległym raportem do zatwierdzenia. Jim nie zdążył się jeszcze dobrze obudzić i w roztargnieniu i porannej krzątaninie nie zwrócił uwagi, że pozostawił na wierzchu swoje tajemne, senne zapiski, otwarte na ostatnim śnie. Sporządzone całkiem dużymi literami. Zorientował się dopiero jak wychodzili razem do windy.

Jest pewien, że Spock musiał je widzieć. Ale czy przeczytał?

Stali obok siebie w drodze na mostek. Kilka sekund wydawało się trwać wiecznie. Ciało Jima było pełne napięcia. Wiedział, że skończy się to bólem głowy.

Nie tak to miało wyglądać. Chciał mu powiedzieć w odpowiednim momencie. A teraz? Jeżeli Spock przeczytał to wszystko? Co myśli? Czy sam poruszy ten temat? Zapyta, co to ma znaczyć?

Zrobiło mu się gorąco. Gdyby nie znajdował się na statku kosmicznym z pewnością wyszedłby na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza, spojrzeć w niebo na przelatujące ptaki. Pierwszy raz od dawna poczuł się klaustrofobicznie. Na szczęście drzwi windy otworzyły się i atak paniki nie zdążył całkiem nim zatrząść. Wszystko rozeszło się gdzieś wraz z wejściem na mostek.

Udało mu się skoncentrować na swoich obowiązkach.

Gonitwa myśli rozpoczęła się dużo później, gdy był już sam i próbował zasnąć.

Może powinien rozwiązać to od razu, w tej chwili? Czy Spock już śpi? On pewnie nigdy nie ma z tym problemu. Zdyscyplinowany, logiczny umysł potrafi odpoczywać kiedy przychodzi na to czas, bez względu na okoliczności.

Jim za to przekręcał się z boku na bok. Żadna pozycja nie była wygodna. Poduszka wydawała się zbyt ciepła. Cichy szmer silnika, zawsze relaksujący, teraz stał się nie do zniesienia. Jim w końcu wstał. Krążył od łóżka do drzwi aż podjął decyzję.

Pójdzie do niego teraz. Nie chce dłużej czekać.

Przecież to Spock. Jego dobry, mądry Spock. Co może się stać. To tylko miłość.

Nie potrzeba więcej snówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz