4

99 10 0
                                    

Rezo starał się namówić swojego współpracownika Izuku na wspólny wypad. Tak się złożyło, że oboje mieli wolne w grafiku. Sprawdził. Jade też potwierdziła. Prowadziła kawiarnię, w której piastowała stanowisko właściciela. I tam pracował też Izuku. Wielokrotnie odmawiał.

Dziś zrezygnowałem. Przy upartości partnera i przyjąłem jego ofertę. Niech się dzieje.

- Skup się!- zbeształem go za roztargnienie.- Zaraz pudło ci spadnie.

- Widzę.

I tak upadło. Pomogłem posprzątać bajzel zawodząc ,,a nie mówiłem". Nie słuchał. W piątek nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Spokojny wiaterek w plecy. Spóźniał się. Czekałem w pobliżu wejścia do parku. Zastanawiałem się czy nie pozwoliłem sobie na zbyt wiele? Nie chcę nikogo więcej stracić. Nawet w tłumie ludzi można czuć się samotnym. Miałem już wracać, gdy poczułem klepnięcie w ramię.

- Wybacz spóźnienie. Korki po drodze były.

- Nie ma sprawy. Dokąd idziemy?

- Po przygodę!

Kilka minut później zadzwonił mój służbowy telefon. W przyszłym tygodniu właścicielka kawiarni organizowała obowiązkową wycieczkę pracowniczą. Nie wielu miało się poznać a dobrze umacniać więzi. Nie zdradziła gdzie. Westchnąłem męczeńsko, kiedy próbowałem się wykręcić. Miałem obowiązki tu na miejscu. Dajcie spokój. Tak, więc w przyszłym miesiącu miałem wyjechać. Oby tu nic się nie wydarzyło. Na wszelki wypadek zostawię notatkę z prośbą do Erese Heada. Siedząc na szczycie 20 piętrowej budowli oglądałem jak słońce schyla się za horyzont. Wyczekiwałem. Wraz z nadejściem nocy zło wychodzi z ukrycia. Obserwowałem ludzi. Jedni śpieszyli się w sobie znanym kierunku a inni wręcz przeciwnie. Idylliczna sceneria. Zmieniłem lokację szukając znaku. Do działania. Niedaleko usłyszałem wybuchy. Wyjąłem medalik powiększając wizję. O tak, pora na mnie. Przeskakując nieskładne rusztowania oraz używając linki do wspinaczki błyskawicznie przebyłem drogę. Na innym budynku użyłem rękawic gekona. Dzięki wszytej technologii ręka przymała się śliskiej powierzchni. Zsunąłem się po oknach na sam dół. Nie istniał inny sposób. Wieżowiec (drapacz, biuro) był cały przeszklony. Na miejscu sprawą zajmował się drzewiasty bohater, Ninja i pomocnik Nice. Także ruszyłem z pomocą, ewakuując cywili czy udzielając pierwszej pomocy poszkodowanym. Chętnych rąk nigdy nie za mało. Musiałem odejść tak cicho by nikt mnie nie zauważył po złapaniu sprawców dzisiejszej katastrofy. Nie wiedział, że na zwykłej wycieczce spotka osobę potencjalnie uznaną za zmarłą.


W tym samym czasie młoda kobieta szykowała swoje walizki na podróż. Myślami wciąż znajdowała się przy pewnej grupie. Obiecywali cudowne lekarstwo a po prawdzie go nawet nie było. Nao, bo tak się nazywała stała się taka przez nich taka - nie do końca człowiek i nie do końca posłuszna marionetka. Tania ozdoba wymienna na nowe. Ci dranie! Gang zwabił w ten sposób wiele ofiar. Odeszła od nich, ale czy nie podążą?- pomyślała sobie. Gdyby mogła cofną czas... Tam dokąd zmierzała miała nadzieję zgubić niechcianych, potencjalnych towarzyszy. Powinna być poza celownikiem. A jeśli nawet zaciągną z powrotem to postanowiła, że nie ważne co ponownie zwieje. Szczęknął zamek. Zniosła walizki na dół stukając podeszwami o bruk na najbliższe lotnisko. Wsiadła i odleciała w głowie czekając na jutro. 

strażnik nocyWhere stories live. Discover now