Rozdział 1

18 2 0
                                    

Mikey

Wracamy właśnie z kolejnej misji. Kolejnej NIEUDANEJ misji. Idziemy kanałami a krzyki moich braci odbijają się echem od starych, kamiennych ścian kanalizacji miasta.

- To wszystko przez naszego wspaniałego przywódcę oraz jego wspaniały plan!- krzyczy Raph wymachując energicznie bronią, przez co muszę nieco się cofnąć by mnie na nią nie nadział jak szaszłyk.

- Przeze mnie!?- również krzyczy Leo- Gdybyś zaatakował dokładnie tak jak planowaliśmy może misja by się udała! I nie musielibyśmy uciekać!

- No właśnie! MOŻE BY SIE UDAŁA!- włącza się awantury Donnie- Nie miałeś żadnej pewności, że na pewno się uda!

- No może by się udało gdyby nie to, że nagle dostałeś esemesa od April i kompletnie się rozkojarzyłeś- krzyknął Raph patrząc wściekłe na Donniego. Coś czuję, że niedługo będzie między nami kolejna bójka...-pomyślałem i westchnąłem ciężko w myślach. Ostatnio niemal cały czas bracie biją się że sobą nawzajem albo biją mnie razem, najczęściej właśnie kiedy wracamy z misji, albo kiedy tylko mistrza Sprintera nie ma w pobliżu i nie może wrócić im uwagi.

- Chłopaki to nie wasza wina, że się nie udało!- krzyczy Casey spod tej swojej maski czaszki, chłopaki na chwilę milknął słuchając co chce powiedzieć nastolatek- To wszystko wina Michelangelo!

Na to stwierdzenie chłopaka westchnąłem tylko cicho szykując się na kolejne krzyki o tym jaki to ja jestem kiepskim ninja oraz, że jestem do niczego.

- Masz racje Casey- powiedział Raph i uśmiechając się złośliwie odwrócił się w moją stronę- To wszystko twoja wina Mikey! Gdybyś nie był tak rozkojarzony i nie zasnął na warcie i dał sygnał, że Klan Stopy się zbliża nic by się nie stało!

Kiedy już kończy na mnie krzyczeć uderza mnie mocno w głowę i w brzuch, a ja powstrzymuję łzy bólu, które pojawiły się w moich oczach, ale tylko na chwilę. Nie mogę płakać- powtarzam sobie w myślach- Nie będę przy nich płakać, bo znowu będą nazywać mnie słabym i bezużytecznym... Prawda jest jednak taka, że w ostatnich nocach cały czas mam nocne koszmary i praktycznie się nie wysypiam. Przez co zasypiam w trakcie treningów, posiłków oraz misji. Na ziemie jednak sprowadza się okropny ból brzucha. Automatycznie łapie się za bolące miejsca i dopiero po chwili rozumiem, że to Raph mnie walną. Po chwili dołączają się Donnie i Leo, a Casey opiera się o ścianę i w razie czego wyjmuję swój kij do hokeya.

Tak to zwykle wygląda, chłopaki wspólnie mnie biją, obrażają i inne takie a Casey stoi nieco dalej i pilnuję, żebym nie uciekł, a czasami także dołącza do moich braci i bije mnie tym swoim głupim kijem.

Kiedy w końcu przestają mnie bić jestem cały w siniakach, zadrapaniach i wielu, wielu innych większych i mniejszych ran. Gdy w końcu mogę spokojnie oddychać i chwilę odpocząć, i tęsknie chwytałem powietrze. Poczułem jak Raph łapie mnie za gardło i podnosi na kolana.

- Jeśli Sprinter, April lub ktokolwiek inny spyta się co ci się stało co masz powiedzieć?- spytał przez zaciśnięte zęby i przymrużył powieki, a za nim stali Leo, Donnie i Casey gotowi w razie czego jeszcze mi dołożyć gdybym źle odpowiedział.

- Mam powiedzieć, że zdarzyło się to przez wojowników Klanu Stopy podczas misji- wychrypiałem, czując jak zaczyna brakować mi powietrza.

- Może jednak nie jesteś taki głupi i do niczego jak nam się wydaje- powiedział Raph po czym on i reszta wybuchnęli wrednym i fałszywym śmiechem, który śnił mi się w koszmarach...

Bracia oraz Casey rozstawili mnie z tyłu, a sami śmiali się i żartowali mimo, że jakieś półgodziny temu byli gotowi rzucić się na siebie nawzajem, kiedy już podniosłem się z ziemi dość niechętnym krokiem ruszyłem za resztą do kryjówki.

******

Przepraszam za krótki rozdział ale nie miałam siły pisać coś dalej w tym rozdziale, postaram się by następne były nieco dłuższe

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 27, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Za maską uśmiechu~MichelangeloWhere stories live. Discover now