Negocjacje

14 1 0
                                    

Argos i Amon wchodzą na targ, gdzie mijają ich dwie kobiety. Ćwierkot ich rozmowy dosięgnął uszu braci, którzy wsłuchali się uważniej.

- Przysięgam, na własne oczy widziałam! Mistrz jest na targu! Teraz! Ciekawe skąd jest.. - powiedziała jedna z nich, ekscytacja tym faktem była nie tylko słyszalna w jej głosie ale i widoczna w jej mowie ciała.

Argos odwrócił się w stronę swego brata, który dalej przyglądał się dwóm nieznajomym, które widocznie wychodziły z terenu targu.

- Nie sądzisz chyba.. - zaczął, śmiech niedowierzania wypełniający jego niedokończone zdanie - Ja pierdole. - dokończył kiedy w końcu Amon na niego spojrzał i kiwnął głową.


Seweth, Thea i Ailmar zatrzymali się na chwilę.

- Jak daleko sięga prawo morderstwa pod względem zemsty? - spytał nagle Ailmar, zmęczony.

Seweth spojrzał na niego, mrucząc pod nosem zastanawiając się przez chwilę.

- Zależy. Powód zemsty musiałby być wystarczająco uzasadniony. Czemu pytasz? 

- Ci ludzie wyprowadzają mnie z równowagi. Mogę się na nich zemścić za zakłócanie balansu mojego bytu? - jednooki spytał, patrząc na Arcymistrza z poważną miną.

- Pomogę ci schować ciała. - powiedziała Thea, na co Seweth westchnął jedynie i poszedł dalej do przodu. 

Daleko nie zaszedł, gdyż tuż przed nim zatrzymało się dziecko. Zafascynowane patrzyło na niego z iskierkami w oczach. Nie był on codziennym widokiem. Averczyk z twarzą usianą wypalonymi runami.

- Mogę ci w czymś pomóc, dziecię? - spytał zdezorientowany.

Nie wiedział jak miał zareagować na dziecko wpatrujące się w niego. Nigdy nie miał styczności z tak młodymi osobnikami.

- Ty nie powinieneś żyć.. - dziecko powiedziało, głos pełen niewinności.

- Ja.. Słucham? - zaczął przechylając głowę na bok.

- Moja mama mówiła, że ty nie powinieneś żyć. - młode wyjaśniło, nawet na chwilę nie zrywając kontaktu wzrokowego z Sewethem.

- A dlaczego twa matka powiedziała coś takiego do dziecka nie starszego niż osiem wiosen? - spytał, dalej mocno zdezorientowany.

- Opowiadała mi o staaarej rasie z ślepymi oczałkami. Takimi jak twoje! Mówiła, że wszyscy nie żyją od bardzo dawna. Czemu ty żyjesz? - niewinny dziecięcy głos jak i kontekst wypowiedzi zwrócił uwagę Thei i Ailmara.

- Ach, no tak. Jestem magiem, drogie dziecię. Za pomocą zaklęcia nieśmiertelności mogę żyć ile mi się podoba. - odpowiedział Seweth czując ulgę zdając sobie sprawę, że dziecko to nie zostało wychowane na zabójce.

- Nawet jak będziesz tak bardzo, bardzo stary? - dziecko spytało.

- Tak, nawet wtedy.

- A.. A nawet kiedy ktoś cię skrzywdzi?

Na to pytanie Arcymistrz odchrząknął niekomfortowo.

- Nie, takie zaklęcie zapobiega tylko śmierci naturalnej, takiej ze starego wieku. Jeśli jednak ktoś mnie mocno skrzywdzi, to zaklęcie nie pomoże. - wyjaśnił mając nadzieję, że dziecko dobrze zrozumiało.

Malec zaczął przyglądać mu się od stóp do głów, badając wzrokiem każdy skrawek jego lekkiej zbroi. Bez jakiegokolwiek wyjaśnienie zamahuje swą prawą nogę i kopie Arcymistrza w piszczel z całej siły. Seweth jęczy z bólu, pochylając się do przodu. Za nimi donośny śmiech Ailmara rozniósł się po całym targowisku.

Kroniki AzyluWhere stories live. Discover now