Akademia w Paalas

56 3 3
                                    

Karczma przepełniona była ludźmi. Grupki znajomych piją po kątach, bard gra przy wejściu, samotnicy jedzą posiłki a karczmarz zanosi zamówienie gdzieś wgłąb izby. W powietrzu unosi się smród tytoniu, alkoholu i pieczonego mięsa. Czym innym mogła pachnieć taka melina na krańcu świata?

Drzwi otwierają się nagle i do środka wchodzi wysoki mężczyzna. Z każdym jego krokiem słychać delikatne uderzanie metalu o metal. Przy pasie miał miecz, jego płaszcz podarty na samym dole. Przemoczony kaptur został zdjęty z jego głowy, ukazując nie tylko twarz obcego ale i jego krótko ścięte czarne włosy.

- Pieprzony kanibal..

Z tłumu wydobył się komentarz, który zatrzymał czarnowłosego w miejscu. Jego twarz wykręciła się w grymasie niezadowolenia. Decydując jednak aby nie wszczynać bujek w nowym otoczeniu postanowił zignorować słowa obcej mu osoby. Wzdychając ciężko podszedł do szynkwasu. Karczmarz właśnie wrócił na swoje miejsce, odkładając puste talerze na bok. 

- Przykro mi ale nie obsługujemy tu Katańczyków. - wymamrotał rosły mężczyzna z majestatycznym wąsem na twarzy. 

Sam był raczej Ceterańczykiem, nie było widać na nim żadnych odróżniających go cech wyglądu. Jednak co mógł powiedzieć Katański podróżnik, który za przypatrzenie się innym obrywał kamieniem?

- Stój. Ja tylko szukam pracy. - wyszeptał obcy, kładąc dłoń na blacie szynkwasu. 

Jego paznokcie dłuższe i ostrzejsze niż u reszty. Kiedy otworzył usta było widać masywną ilość kłów ostrych jak brzytwy. Choć już kolor oczu go zdradził. Złote. Tylko rasa Katan posiadała takie.

- Nikt ci tu nie zapłaci, chłopcze.

Po tych słowach odwrócił się od młodego mężczyzny aby obsłużyć kogoś innego.

- Cholera.. - wyszeptał Katańczyk, opuszczając swój wzrok na ułożoną na blacie dłoń. 

W myślach wyklinał się za zdjęcie kaptura. Może tutejszym wieśniakom zajełoby rozpoznanie jego rasy nieco dłużej. Może zdążyłby w międzyczasie znaleźć jakąś prostą robotę. W trakcie jego przemyśleń do szynkwasu podszedł drugi mężczyzna. Jego buty widoczne z perspektywy Katańczyka.

- Ser z chlebem i piwem, podwójnie. - ciepły i delikatny głos zaciekawił podróżnika.

Podniósł powoli swój wzrok w stronę nieznajomego. Pierwszym szczegółem jaki rzucił mu się w oczy była opaska na twarzy mężczyzny. Mistrz.

Karczmarz podał mężczyźnie dwa talerze oraz dwa kufle wypełnione po brzegi. Mina wąsatego mężczyzny przepełniona była szacunkiem. No tak, nikt nie spojrzy na Mistrza krzywo, a w szczególności nie niemagiczna osoba.

- Porozmawiajmy. - aksamitny głos powiedział, podsuwając jedną z porcji w stronę złotookiego.

Nie zdziwiło to tylko Katańczyka ale i karczmarza, który cmoknął niezadowolony z zachowania maga. Nie czekając na odpowiedź Mistrz wziął swoją porcję w dłonie i ruszył w kąt karczmy, gdzie znajdował się pusty stolik. Nie wiedząc co powiedzieć złotooki szybko ruszył za nim. Po raz pierwszy ktoś ukazał mu taki szacunek jak zaproszenie do jedzenia przy tym samym stole.

Zasiadając naprzeciw Mistrza rozejrzał się po karczmie z tej perspektywy. Każdy ich obserwował, jedni się z tym kryli, inni bezwstydnie wlepiali swoje oczy w ich stolik.

- To nie rozważne dla Katańczyka, zapuszczanie się tak daleko na wschód. - mruknął Mistrz zaraz wyciągając rękę ponad stół w stronę wojownika - Sorren. - przedstawił się.

Katańczyk nie czekał długo aby podać mu swoją dłoń. Skóra Sorrena była delikatna i zadbana, skóra złotookiego była pełna odcisków od walki mieczem.

Kroniki AzyluWhere stories live. Discover now