4. Tchórzysz, Colton?

89 14 3
                                    

Colton kosił trawę, a ja z satysfakcją wyobrażałam sobie jego minę, kiedy odjadę jego nowym Porsche.

Gia trzasnęła drzwiami.

– To jest cholernie głupi i beznadziejny pomysł.

Uśmiechnęłam się.

– I dlatego się na niego zgodzisz.

Zeszłyśmy na dół, gdzie mama widząc nas, uniosła brwi w górę.

– Co kombinujecie?

Wzruszyłam ramionami.

– Nic.

– Super – otworzyła szafkę i wyciągnęła z niej kubek. Chwilę później podała mi go z gorącym napojem w środku – Zaniesiesz go Coltonowi. Powinnaś go przeprosić za to, jak się zachowałaś wcześniej.

– Nie.

– A właśnie, że tak. Bierz to i idź.

Przeklęłam, ale postanowiłam nie kłócić się z matką.

Stanęłam przed garażem, gdzie Colton właśnie chował kosiarkę i chrząknęłam. Wkładając na chwilę rękę do kieszeni, poczułam chłód metalu.

– Mama kazała ci to dać – oddałam mu kubek. Jeszcze by sobie pomyślał, że robię to z dobrej woli.

Colton uniósł brwi.

– Będziesz mi nosić teraz śniadania do łóżka?

– Pod warunkiem, że zdążę dodać środki na przeczyszczenie.

– W takim razie pozostanę jednak przy ofertach twoich milszych koleżanek.

Parsknęłam.

– Bo przecież mi na tobie zależy – sarknęłam.

Colton pokręcił głową, uśmiechając się szeroko.

– Gdyby nie ja, zapierdalałabyś z tą kosiarką teraz sama.

Skrzyżowałam ręce na piersi. Co za zjeb. Czy ja go o to poprosiłam? To matka go tu zawołała, skazując mnie na niewyobrażalne męki. Dosyć, że musiałam znosić jego mordę na co dzień w szkole, to jeszcze teraz prawdopodobnie we wakacje. No kurwa zajebiście.

– A co niby trudnego jest w koszeniu trawy? – żachnęłam się.

– Nic – wzruszył ramionami – Ale nie dla kogoś, kto zawsze wyręczany był we wszystkim przez rodziców – uśmiechnął się głupio.

Zacisnęłam dłonie w pięści, bo chyba inaczej znowu bym się na niego rzuciła.

– Daj mi to – chwyciłam rączkę kosiarki i włączyłam ją – I co kurwa? – uśmiechnęłam się z satysfakcją, ruszając – Wcale to nie jest takie tru...

Trah. Kosz nagle odpadł i cała trawa wylądowała na moich białych tenisówkach, nim zdążyłam się odsunąć.

Colton zarechotał, doprowadzając mnie tym do szału. Dosyć, że właśnie zjebałam sobie nowe buty, to jeszcze moją wpadkę musiał widzieć ten cymbał.

– I czego się cieszysz, jełopie? – warknęłam, puszczając kosiarkę – Nienawidzę cię.

– Przecież nie kazałem ci kosić trawy. Po prostu masz dumę wyjebaną tak samo jak, czekaj, co ty tam mamrotałaś? – udawał, że się zastanawia – Ego piłkarzyka? – zarechotał znowu.

– Ty mnie sprowokowałeś– warknęłam, mając dość jego, tej cholernej kosiarki i mojej matki, bo to wszystko przez nią.

– I jeszcze powiedz, że to ja wywaliłem ci trawę na buty.

Hate And LoveWhere stories live. Discover now