1. Cholernie tęskniłem

21.8K 659 1.1K
                                    

Uliczki hiszpańskiej Frigiliany wypełnione były błogą ciszą. Wschodzące powoli Słońce zaczynało rzucać światło na białe fasady domostw, pięknie kontrastujące z niezliczoną ilością barwnych kwiatów. Rośliny wypełniały wszystkie tutejsze drzwi i okna, donice z kolorowymi pąkami widoczne były w każdym kącie. Brązowo-szare płytki i kamyczki wszelkiego kształtu oraz rozmiaru wypełniały wąskie korytarze miasteczka. Mozaiki zdawały się tańczyć w rytm szumu lekkiego, letniego wiatru.

Meredith Wilson złapała brzegi przydużej różowej koszuli i opatuliła się nią, zakładając ręce na piersi. Westchnęła cicho, opierając głowę o drzwi balkonowe. 

Uwielbiała wschody Słońca. Niemały wpływ na to miała zdecydowanie jej matka. Isabela Wilson od zawsze kochała obserwować pierwsze promienie, wylewające się znad horyzontu. Patrzeć na świat w możliwie najczystszym ułamku sekundy. W krótkiej chwili, kiedy nikt nie zdążył jeszcze splamić nowego dnia krzywdą. Ulotnym momencie, w którym każda dusza może poczuć się równie piękną, co poranne niebo, zabarwione ciepłymi kolorami.

Rozchyliła powieki i zaczęła bezwiednie wodzić palcem po zawieszce cienkiego, złotego łańcuszka, wsłuchując się w delikatny szum wiatru.

Ceniła sobie spokój i wolność, jakie niosły ze sobą tutejsze poranki. Wakacje u dziadków zawsze pachniały tak samo; słońcem, kwiatami i nadzieją. Poranna cisza wypełniająca miasteczko czyniła te zapachy jeszcze intensywniejszymi.

Wzięła ostatni głęboki wdech i powoli podniosła się z ziemi. Jej bose stopy spokojnie pokonały nagrzewające się płytki balkonowe. Znalazła się w swoim pokoju. Spojrzała na białe ściany.

Na prawo stało dwuosobowe łóżko, które zajmowało znaczną część pomieszczenia. Na jego lewo znajdowała się komoda z jasnego drewna i stojące lustro. Po drugiej stronie natomiast mieściła się szafa. Naprzeciwko materaca znajdowało się biurko z przystawionym kuchennym krzesłem. 

Mer zapięła guziki koszuli, zasłaniając biały stanik. Wyjęła z komody krótkie legginsy w tym samym kolorze i wciągnęła je na swoje lekko opalone uda. Chwyciła z biurka gumkę do włosów i związała je w luźną kitkę, w międzyczasie wsuwając na stopy jasne baletki. 

Wyszła z pokoju, skierowała się w lewo i bez pośpiechu pokonała kilkanaście schodków, znajdując się tym samym w dużej, wszechstronnej kuchni. Do jej uszu od razu dobiegły dźwięki Our Last Summer z oryginalnego soundtracku Mamma Mii. Zatrzymała się na ostatnim stopniu. Dostrzegła babcię, która właśnie przemierzała kuchnię tanecznym krokiem, mieszając coś w dużej, granatowej misce i nucąc melodię wybrzmiewającej w radiu piosenki. 

Meredith zastygła w bezruchu, przyglądając się kobiecie. Jej siwe włosy widoczne były przez jasny czepek kucharski. Dziewczyna oparła się o barierkę i uśmiechnęła lekko. Rozkoszowała się zapachem świeżego chleba, przeróżnych bułek i croissantów z dżemem.

Alicia i Richard od niemal trzydziestu lat prowadzili małą cukiernię. Za dziecięcych czasów Mer spędzała z babcią każdy wakacyjny poranek, pomagając przy ugniataniu ciasta, faszerowaniu rogali czy wylizując łyżki ze słodkiej masy. Zawsze towarzyszyła im muzyka. Blondynka patrzyła na kobietę, przypominając sobie stare czasy.

Tęskniła za tym miejscem. Za widokami, za zapachami. Za poczuciem beztroski i wolności. Kiedyś spędzała tu każde wakacje, ale ostatnie dwa lata uniemożliwiły dziewczynie normalne funkcjonowanie, a co za tym idzie – lato w małym hiszpańskim miasteczku.

Po chwili Alicia zauważyła wnuczkę i gestem przykazała jej zbliżenie się do blatu, wyrywając dziewczynę z rozmyślań.

Uśmiech Wilson poszerzył się, kiedy ruszyła z miejsca, podrygując delikatnie w rytm muzyki. Kiedy znalazła się obok babci, zaśmiała się, wykonując niewinny piruet. Oparła się przedramionami na białej powierzchni.

Too Broken for You [WYDANE]Where stories live. Discover now