XII: 8 kwietnia 1998

Start from the beginning
                                    

— Och Draco! Tak dawno cię nie widziałam! Jak ty wyrosłeś! — uśmiechnęła się szeroko kobieta i nawet nie zareagowała na swojego zdziwionego męża.

— Ciociu...

— Och cichutko, cichutko, zaraz się wami zajmiemy! — ucieszyła się, po czym wyciągnęła z ręki męża talerz z ciastkami, po czym podała go w ich kierunku. Ten tylko siedział cały czas w tej samej osłupiałej pozycji, zajadając się ciastkiem, które jako jedyne mu pozostało w drugiej dłoni.

— Andromeda Tonks — szepnął Harry nagle, a kobieta zatrzymała się w bezruchu. Może i ból trochę przyćmiewał jego umysł, udało mu się rozpoznać kobietę, o której słyszał co nie co. Machnęła dłonią, czarem odganiając jego nieznośną grzywkę, tym samym ukazując bliznę.

— Harry Potter — powiedziała równie cicho i takim samym tonem, jaki przed chwilą usłyszała. — Och, wybacz kochanieńki, nic się przede mną nie ukryje — mrugnęła do niego, kiedy zauważyła jego zdziwienie po wypowiedzeniu jego prawdziwego nazwiska. Można by rzec, że Andromeda miała swoje sposoby.

— Och, ciebie nie znam kochanieńki, widocznie moje źródła nie dosięgają tak daleko — uniosła brew, spoglądając na Toma. Ten otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak szybko zrezygnował i zamknął je. Rzucił ukradkowe spojrzenie do Draco, mając nadzieję, że ten szybko zrozumie o co chodzi, dlatego też w tamtym momencie to on przejął inicjatywę.

— Ciociu później ci wszystko wytłumaczymy, jednak teraz potrzebujemy sami... coś przedyskutować. I to całkowicie poważnie. Jesteś w stanie udostępnić nam na chwilę jeden z pokoi gościnnych?

— Och nie ma sprawy! Po schodach na górę i po lewej stronie pierwsze drzwi! Jeśli wyjdziecie i nie znajdziecie nas tutaj, pewnie będziemy w sypialni. Musimy się wyspać na jutrzejszy dzień! — powiedziała śpiewnie, a następnie wyszła do kuchni.

Draco spojrzał na pozostałą dwójkę i zgodnie skinęli głowami, po czym pod ostrzałem wzroku Teda, udali się do wyznaczonego pokoju.

Środek był przeciwieństwem reszty mieszkania. Stare, jednak odnowione meble z ciemnego drewna, pasowały do szmaragdowych ścian, co całej trójce dawało namiastkę dormitorium Slytherinu, dokładnie w tych samych odcieniach.

Malfoy zamknął za nimi drzwi, rzucając zaklęcie wyciszające na wszelki wypadek, a następnie chciał pomóc Harry'emu w zajęciu miejsca na ciemnozielonym fotelu, jednak ten ponownie wyrwał się z jego uścisku.

— Dam radę, Malfoy — warknął cicho.

Blondyn chciał coś odpowiedzieć, jednak szybko zrezygnował i tylko skinął głową. Tom przeszedł obok niego, na zaledwie sekundę kładąc dłoń na jego ramieniu niczym w geście pocieszenia. Potrzeba było im wyjaśnień i musiał zacząć blondyn, chociaż nie było to dla niego najłatwiejsze. Jego mózg chwilowo nie potrafił skleić ani jednego sensownego zdania.

— Ja... — zaczął Draco, wzdychając. Minęła chwila, zanim ponownie się odezwał. — To naprawdę długa historia. Zostałem szpiegiem dla Dumbledore'a i wszystko szło jak po maśle. Potem zaczęło się nasze zadanie, gdy zaatakowano nas na Grimmauld Place o czym nie miałem pojęcia. Jednak Voldemort się dowiedział, że byłem z wami. Musiałem wymyślić jakąś bajeczkę i mi się udało. Chciałem przedłużać wszystko ile się dało, aż nagle złapali nas w pułapkę z fałszywym Lupinem. Gdyby nie kłamstwo, siedziałbym w Lochach razem z wami.

Nastała cisza.

Draco opowiedział wszystko w najmniejszym skrócie, na jaki go było stać.

— Skąd wszyscy nagle wiedzą, że Harry jest tym dzieckiem, które gdy miało rok pokonało Voldemorta?

— Pettigrew. Pamiętacie co mówił fałszywy Lupin? Może i on nie był prawdziwy, jednak to co mówił to prawda. Peter zdradził swoich przyjaciół, widział jak Severus Snape zabiera... Harry'ego. Pobiegł do Voldemorta, kiedy ten odzyskał wystarczająco siły. Ten zaś czekał na odpowiedni moment i napawał się momentami, kiedy profesor Snape mu ufał. Tak przynajmniej cały czas myśli, bo nadal nie wie, że pracuje tak naprawdę dla Zakonu. A wszystko szybko się rozchodzi, więc każdy Śmierciożerca już o tym usłyszał. A skoro oni no to również... część... Wielkiej Brytanii.

— Większość — powiedział Tom.

— Większość — westchnął zrezygnowany Draco. Poplecznicy Czarnego Pana już jakiś czas temu przejęli niektóre stanowiska w Ministerstwie Magii, dlatego nic dziwnego jeśli ta informacja pojawiłaby się jako nagłówek na pierwszej stronie w Proroku Codziennym.

— Co z moim ojcem? Widziałeś go? — spytał nagle Harry, chociaż cały czas spoglądał na swoje dłonie. Draco mógłby przysiąc, że słyszał w jego głosie tłumione łzy.

Malfoy przełknął ślinę. Wiedział, że prawda nie jest odpowiedzią, którą Snape albo tak naprawdę Potter, chce usłyszeć. I chociaż chciałby powiedzieć, że Severus Snape jest bezpieczny, nie mógł kłamać.

— On... ukrywa się i... — przerwał nagle, po czym zaczął przeszukiwać swoje kieszenie, dopóki nie znalazł pergaminów. — I kazał ci to przekazać — podszedł powoli do niego, po czym wyciągnął rękę. Czarnowłosy odebrał je, po czym zgiął na pół. Chciał je przeczytać, jednak później. Sam.

Draco wrócił na swoje miejsce. Ponownie zapanowała cisza, podczas której każdy układał własne myśli. Potrzebowali odpoczynku, aby móc wymyślić cokolwiek sensownego.

— Co z horkruksami? — zapytał w końcu Riddle. Był to tak naprawdę ich najważniejszy cel, chociaż wydawało się jakby zgonili to na drugi plan.

Draco tylko wyciągnął wszystko po kolei. Zarówno zagadki, jak i oba medaliony, a na samym końcu zostawił czarną szkatułkę. Gdy ją otworzył, brunet westchnął z zachwytu.

— Nieźle się spisałeś — powiedział, patrząc na blondyna.

Może i chłopak na początku nie powiedział im prawdy, która na pewno ułatwiłaby parę spraw i oszczędziła niektóre emocje, jednak trzeba było przyznać, że Draco dał radę. Gdyby nie on, tak naprawdę nadal gniliby w zimnych celach lub gorzej — byliby martwi od prawie godziny.

Draco poinformował ich, że idzie na krótką rozmowę ze swoją ciotką, aby użyczyła im trzy pokoje gościnne na tą noc, po czym wyszedł z pokoju. Tom spojrzał na Harry'ego, który odwrócił się w końcu w przeciwnym kierunku do okna i otarł swój policzek.

— Połowa za nami — uśmiechnął się lekko, po czym również wyszedł z pokoju, zostawiając bruneta samego ze swoimi myślami, który postanowił poczekać z rozmową o wężu do popołudnia, gdy każdy z nich się odpowiednio wyśpi.

Miał tylko nadzieję, że fałszywy uśmiech chłopaka szybko zastąpi chociaż namiastka prawdziwej radości.

a huge riddle // drarry ✔︎Where stories live. Discover now