❝Z PRZEZNACZENIEM SIĘ NIE WALCZY.❞
AMARTH OD ZAWSZE TOWARZYSZYŁ CIEŃ TAJEMNICY. Samotność z biegiem lat stała się jej przekleństwem i błogosławieństwem. Oczy wędrownej elfki w pewnym momencie zaczęły się zwracać ku Zachodowi. Pragnęła zaznać spokoju...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Serce Amarth biło tak mocno jak wtedy, gdy usiłowała nawrócić Thorina mocą Hyarmengila. Stała przed dokładnie takim samym wyzwaniem; nie mogła okazać Mordredowi żadnych emocji. Zauważyła, że elf był w tym prawdziwym wirtuozem. Teraz rozumiała, dlaczego starał się za wszelką cenę trzymać ręce na wodzy.
Może jego moc była potężniejsza od jej własnej, a każdy niewłaściwy odruch mógł go zbyt wiele kosztować. Ona sama wciąż uczyła się kontroli. Jej ciało czasami płonęło, pod skórą zamieszkał żywy ogień i nie zamierzał odpuszczać.
Zastała Mordreda stojącego nad sadzawką, dłonie splecione miał z tyłu, rozprostowywał sobie palce, by zaraz potem ponownie złączyć pięści. Denerwował się.
- W czym mogę ci pomóc, lady Amarth? - Przystanęła, kiedy elf odwracał się w jej kierunku. Jego bladą twarz oświetlał księżycowy blask.
- Wiem - szepnęła cicho, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Mordred chłonie teraz każde jej słowo. - Wiem o tobie. Wiem o Sigyn. O tym, że jesteś... jak ja, że cały czas była osoba, która wie, z czym się zmagam, która potrafiłaby mnie zrozumieć.
- Ja również o tobie wiem. - To wyznanie wprawiło ją w zakłopotanie. Wiedział o niej? Skąd? - Wiem o tobie więcej, niż mogłoby ci się wydawać, lady Amarth, córko Fenrysa Estëara, wnuczko wielkiego Lorsana.
Nagle buchnął przed nią płomień, kształtujący się w kulę, by zaraz potem z jego wnętrza wyleciały piękne, ogniste ptaki. Amarth wpatrywała się jak znikają w powietrzu wysoko nad ich głowami.
- Też tak umiem - mruknęła. - Ale dopiero się uczę.
- Dlaczego do tej pory nie opanowałaś swoich mocy? - zdziwił się Mordred. Amarth zastanawiała się przez chwilę, czy powinna wyznać mu całą prawdę, ale ostatecznie i tak się poddała. Dlaczego miałaby ukrywać przed nim swoją historię? Pewnie wiedział o niej tyle, ile usłyszał od innych.
- Moja Naneth... stwierdziła, że lepiej będzie mnie ich pozbawić - odparła posępnie, a Mordred. - Do pewnego dnia moje moce były zamrożone. Kiedy jednak mój przyjaciel znalazł się w niebezpieczeństwie, to przyszło samo z siebie... ocaliłam go.
Mordred spojrzał na nią zaskoczony.
- I to była twoja pierwsza styczność z magią? - Nic dziwnego, że był w szoku. Kiedy on zaczynał swoją przygodę z magią, zabił swoją ukochaną. Przyszła tu, bo chciała uniknąć popełnienia podobnego błędu.
Nie straci nikogo więcej.
- Z magią ognia tak - przyznała z lekką dumą w głosie. Tak. Z tego wyczynu była jak najbardziej dumna.
- Niesamowite - stwierdził Mordred, zbliżając się do niej wolnym krokiem. - Żałuję, że nie było nam dane się wcześniej poznać. Może twoje życie wyglądałoby teraz inaczej.