1

127 6 9
                                    

Pov. Hajime

Weszliśmy do pomieszczenia. Był cały w ogniu. Zapewne, była to sprawka Nagito, ponieważ nie było go z nami. Co on do cholery kombinuje? Próbowaliśmy znaleźć coś, aby ugasić pożar, ale zraszacze były o wiele szybsze.

Zaczęliśmy eksplorować budynek. Był tam Merch Monokumy, lecz spalony. Poszedłem dalej. I dalej. I jeszcze dalej. Aż zobaczyłem coś, czego nigdy w życiu nie chciałbym zobaczyć.

Leżał tam nikt inny jak Nagito Komaeda. Superlicealny Szczęściaż, dziwak, przez którego zginął Byakuya oraz Teruteru. Gość, który zawsze tylko denerwował, a na rozprawach klasowych przeszkadzał. Teraz, leżał na podłodze cały we krwi. Aż mnie zamdliło. Związane miał nogi oraz rękę. Jego uda były pokaleczone w brutalny sposób. Tak samo ramiona. W jednej ręce, wbity był nóż, a w drugiej, trzymał sznur z włócznią. Wisiała tuż nad jego brzuchem. To było samobójstwo..

Łzy napłynęły mi do oczu. Przez chwilę stałem jak idiota i wpatrywałem się w niego. On również mnie zobaczył, ale jego oczy były przerażone. Zupełnie, jakby mówiły: To nie miało tak być...

- NAGITO!! - krzyknąłem zupełnie odruchowo, po czym rzuciłem się na niego.

Pierwsze co zrobiłem to przejąłem sznur z wiszącą włócznią i ostrożnie zabrałem ją z dala od chłopaka. Później odwiązałem jego nogi oraz rękę, a na koniec oderwałem taśmę z jego ust. Klęknąłem przed nim, objąłem go, pomału pomogłem mu wstać.

- N-nagito..? - odezwałem się po raz kolejny. Nadal bez odpowiedzi.

Jego wzrok tym razem był całkiem pusty. Milczał. Może kiedyś ucieszyłbym się z tego, ale teraz chcę, aby o wszystkim mi powiedział.

- Nagito odezwij się, proszę.. - łzy leciały po moich policzkach, a ja nie oderwałem wzroku od oczu Komaedy. Nie byłem w stanie.

Przyszła do nas reszta. Akane, Kazuichi, Chiaki, Sonia i Fuyuhiko. Gdy podeszli, Nagito jakby... osłabł. Jego cała twarz zdawała się być pusta, brakowało w nim emocji. Czułem, jakbym nie przytrzymywał zupełnie nikogo. Gdyby był powietrzem..

- C-co jest?! Co się stało?! - wykrzyknął Fuyuhiko.

- Myślisz, że sam wiem?! - również podniosłem głos. Nie byłem w stanie tłumić czy ukrywać swoich emocji. W porównaniu do Komaedy.

- O mój Boże! - Sonia również się odezwała.

- Nie martw się Panienko Soniu! Będzie dobrze! - zapewniał ją Kazuichi, który chyba nie wyczuł dobrego momentu na mówienie takich rzeczy.

W tym momencie Komaeda podniósł swoją lewą rękę i położył ją na mojej klatce piersiowej. Jego dłoń była tak blada, tak drobna w dodatku się trzęsła...

- Możecie się już wszyscy zamknąć?! - mój głos cały drżał, ale wydawało mi się, że cisza to jedyne co teraz potrzebuję chłopak. - Chiaki, mogłabyś przynieść bandaże? Musimy go stąd zabrać..

- Zajmę się tym - odpowiedziała krótko.

Po chwili wróciła do nas oraz podała mi bandaże. Ja, ostrożnie położyłem Szczęściaża na ziemi i zacząłem opatrywać jego rany. Dziewczyna pomogła mi w tym.

- Nagito, jesteś w stanie wstać? - zapytałem rannego.

- ... - kompletna cisza.

- Pomogę mu wstać! - rzekła Akane podbiegając do niego.

Dzięki niej, Komaeda faktycznie wstał. Później ja i Owari wzięliśmy go pod ramiona. Ledwo co, ale szedł.

Byliśmy już na plaży. Doszliśmy do wniosku, że Nagito zostanie u mnie, chociażby na noc. Nie zostawimy go samego w tym stanie. Dziewczyna położyła go na łóżku.

- Myślę, że potrzebuje teraz ciszy i musi odpocząć - powiedziałem z nadzieją, że tamci sobie pójdą.

- Jasne, ale daj znać potem jak się trzyma - odpowiedział Fuyuhiko.

Wyszli. Usiadłem na rogu łóżka. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Moje, były pełne przerażenia i przejęcia, sam nie byłem pewien, co mówiły. Aczkolwiek jego były puste. Widać w nich było tylko lekki niepokój. Położyłem moją dłoń na jego.

- J-jak się czujesz..? - zapytałem niepewnie, ale czuło.

- ...Sam nie w-wiem - szepnął. - Nie wiedziałem, że będę teraz mówił, jak się czuję..

- Dlaczego?

- ...

- Co się stało..? Dlaczego w ogóle to z-zrobiłeś? Nie wiesz nawet, jak się poczułem, gdy cię zobaczyłem..

- Nie rozumiem zupełnie, czemu teraz płaczesz - otarł moje łzy swoją bladą dłonią.

- J-jak to nie wiesz?! Nagito, ty prawie zginąłeś... Chcę wiedzieć, dlaczego! - krzyczałem na niego, mimo że był przestraszony. Nie panowałem nad sobą.

- Nie krzycz, proszę...

Coś we mnie pękło, gdy to powiedział. Natychmiast się zamknąłem. Wiedziałem, że zadawanie dalszych pytań jest bezsensowne, bo mi na nie nie odpowie. Poszedłem więc po nowe bandaże i zacząłem go opatrywać.

- Jesteś głodny? - zapytałem.

- Trochę.. - jego głos był zupełnie bez emocji. Co jest z nim..?

- Co chciałbyś zjeść?

- ...

- No dobrze.. - ta cisza powoli mnie dobijała. Jednak wolałem, jak więcej mówił.

Przypomniało mi się, jak podczas imprezy, w której zginął Byakuya, Nagito jak bajgle. Postanowiłem, że zrobię je dla niego. Jestem raczej przeciętny w gotowaniu, ale postaram się nie spalić kuchni.

Po tej całej męczarni udało mi się zrobić dla niego bajgle. Mam nadzieję, że niczego nie zepsułem z przepisem, i że mu zasmakują.

- Trzymaj - podałem mu talerz z jedzeniem.

- D-dziekuję.. Skąd wiedziałeś, że to lubię? - zapytał niepewnie.

- Widziałem jak je jadłeś na tamtej imprezie.

- Oh - zaczął je jeść. Wydaje mi się, że mu smakują.

***

Minęło trochę czasu. Myślę, że to odpowiedni moment, aby zapytać Nagito o tą całą sprawę.

- Mógłbyś mi wreszcie wyjaśnić o co chodzi? - zadałem pytanie siedząc obok niego na łóżku.

- Nie zrozumiesz mnie, Hajime - odpowiedział.

- Daj mi chociaż szansę cię zrozumieć. Komaeda, czy to było samobójstwo? - dopytywałem się.

- Haha.. to bardzo możliwe. Ale kto by się przejmował takim śmieciem jak ja? To nie jest warte twojej uwagi, powinniście mnie tam po prostu zostawić.

- Oszalałeś?! Dlaczego to zrobiłeś?! - byłem zdziwiony.

- Mówiłem, że mnie nie zrozumiesz!

Krzyknął najbardziej, jak tylko mógł. Przymknąłem się, bo zapomniałem, że nie powinienem na niego podnosić głosu. Nadal nie mogło do mnie dotrzeć, że on chciał się zabić. Ale dlaczego..? Dlaczego?...

\\ ja już nawet nie mam pomysłu co tutaj napisac. lecę pisac kolejny rozdzial:)))//

Z tobą na zawsze. [komahina]Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu