Rozdział 1 cz.1

724 28 25
                                    

Hej kochani!!!  Witam w nowym ff!! Podzieliłam go na trzy części i widzimy się jeszcze w piątek i niedzielę!! Idealnie przed koncertem Harrego!! Kto się wybiera do Krakowa?? ;*

Miłej lektury!!

<3 <3


Czterdzieści dwa, czterdzieści trzy, czterdzieści cztery, czterdzieści..

- Co robisz?

Świetnie. Teraz Louis musi zacząć wszystko od początku. Westchnienie wyrywa się z jego piersi, zamyka oczy i otwiera je z powrotem na lewy róg pokoju. Liczenie płyt sufitowych to żmudne zajęcie, a on nie będzie się rozpraszał. Wszystkie głosy i telefony dzwoniące wokół niego są zagłuszane, a on sam zwęża oczy. Chyba musi zmienić receptę na szkła kontaktowe, bo płyty zaczynają mu się zlewać.

Louis uporządkował terminarz każdego kierownika ds. reklamy, upchnął wszystkie koperty na biurku, a nawet zaparzył dziś trzy dzbanki kawy w pokoju socjalnym. Do końca jego zmiany zostały dwie godziny, a on nie chce umrzeć w beżowym biurze o temperaturze pokojowej, w którym nie ma nawet toalet na piętrze, więc wszyscy muszą schodzić na czwarty poziom, rozmawiając z jeszcze nudniejszymi ludźmi, żeby tylko sobie ulżyć. Louis przeklina po cichu, po raz kolejny tracąc rachubę i tym razem dochodzi do osiemnastu.

- O, dobrze... przez chwilę myślałem, że umarłeś.

- Chciał byś tego, prawda? - Louis odpowiada szybko, a jego kark napina się, gdy wstaje z krzesła. Trochę za długo się opierał, ale zmęczenie przeszywające jego kości znieczuliło ból. Rozprostowując plecy, wsuwa krzesło z powrotem pod biurko.

Louis spogląda na zegar i ma ochotę zwinąć się w kłębek, gdy widzi, że od ostatniego spojrzenia minęło zaledwie piętnaście minut. Harry uśmiecha się na retoryczne pytanie Louisa, ale jego wzrok pada na stojący przed nim komputer. Jego długie, smukłe palce szybko piszą na klawiaturze, jakby miał coś więcej do zrobienia niż Louis. Louis ma ochotę zetrzeć ten głupi uśmiech z jego twarzy, za pomocą stojącego obok niego koszyka z nieotwartymi listami. Może robi się zbyt agresywny, kiedy się nudzi, ale Harry na to zasługuje.

- Oczywiście, że nie. Kto by mnie zabawiał cały dzień, gdyby Ciebie tu nie było? - pyta irytujący mężczyzna, marszcząc brwi, gdy w końcu spogląda na Louisa. Trudno jest nie patrzeć na siebie nawzajem, skoro ich biurka stoją naprzeciwko siebie i są do siebie przyciśnięte. Z punktu widzenia Louisa jedynymi osobami, na które może spojrzeć, są Jessica z działu kadr oraz Greg i Johnny, podredaktorzy siedzący w rogu dużego biura. Harry ma większy widok na wszystko, ale nie odrywa wzroku od komputera, chyba że z kimś rozmawia.

Louis wzdycha i chwyta za długopis, żeby bazgrolić na przypadkowych plikach leżących przed nim. Nie mają one żadnego znaczenia, ponieważ pan Frederick poprosił go, żeby je zniszczył jakieś cztery godziny temu, ale jeszcze się z tym nie uporał.

A skoro mowa o diable. - Chłopcy!

Głowy Harry'ego i Louisa podnoszą się na baczność, a wcześniejsza zmęczona energia unosząca się w powietrzu zniknęła i została zastąpiona mgłą niespokojnego napięcia.

- Jeden z was powinien pójść na szóste piętro i dać je Derickowi - powiedział starszy mężczyzna, kładąc duży stos czasopism na środku biurka. Twarz pana Fredericka jest zniszczona i pomarszczona, patrzy na nich wyczekująco. Louis natychmiast sięga po stos, ale Harry szybko wyrywa mu go spod rozpaczliwych rąk. Drań.

- Już się robi, proszę pana. - Harry uśmiecha się czarująco i Louis nie może się powstrzymać, żeby nie zakrztusić się. Jest takim lizusem, zawsze się uśmiecha i prawi komplementy, jakby to była jedyna rzecz, którą umie robić. To denerwuje Louisa, bo oczywiście wszyscy dają się nabrać na jego gierki, zapraszają go na przyjęcia z okazji narodzin dziecka, proponują, że zrobią mu kawę i przedłużają terminy. Louis odwraca się do Harry'ego plecami, a ten idzie w stronę windy.

The Love You Want   L.T & H.SWhere stories live. Discover now