Rozdział 7

271 17 0
                                    

Zamieszanie spowodowane martwym ciałem puchona umożliwiło zabranie nieprzytomnego Riddle'a. 

Szalonooki siedział przy łóżku, na którym leżał chłopak. Czekał aż się wybudzi. Z każdą mijaną minutą był coraz bardziej zdenerwowany. W każdej chwili mogli zauważyć zniknięcie bruneta i wpaść do jego komnat. Powieki uchyliły się ukazując oczy barwy avady.

-Harry- odetchnął z ulgą.- Już się martwiłem...

-Spokojnie Barty. Jest dobrze. Wziąłem od bliźniaków omdlejki grylażowe- uniósł się na łokciach sięgając po szklankę z wodą.

-Kto cię tak pokiereszował?

-Bella, ojciec nie chciał. Powiedział, że jestem niesprawny umysłowo.

-Wszystko poszło dobrze?

-Tak- drzwi komnaty Moody'ego otworzyły się z impetem.

-Trzymajcie go!- Albus wskazał na mężczyznę przy łóżku.- Severusie podaj mu Veritaserum- Mistrz Eliksirów powoli zbliżał się do mężczyzny przywiązanego niewidzialnymi linami do krzesła, gdy poczuł napór na swoją podświadomość.

-Nie rób tego. Nie podawaj mu Veritaserum. Udaj tylko, że to zrobiłeś albo udaj, że wlałeś do jego piersiówki. Błagam nie pytaj.

Połączenie zostało zerwane. Severus sięgnął po piersiówkę. Otworzył ją, a do jego wrażliwych nozdrzy doleciał zapach eliksiru wielosokowego. Stanął tak by wydawało się, że dolewa tam eliksiru prawdy. Miał mętlik w głowie. Czuł, że ma to związek z powrotem Czarnego Pana. Czuł, że będzie tego żałował. Podstawił do ust mężczyzny jego własność, a Szalonooki opróżnił ją w trzech łykach.

Pytania z ust dyrektora wyskakiwały niczym pociski z karabinu maszynowego. Był pewny, że uzyska odpowiedzi na wszystko.

-Kim jesteś?

-Nazywam się Alastor Moody. Jestem emerytowanym aurorem.

-Dlaczego przyprowadziłeś Harry'ego do swojego gabinetu?

-Był nieprzytomny, a Madame Pomfrey nigdzie nie mogłem znaleźć. Jak widzisz Albusie chłopak ma się dobrze.

Wściekły dyrektor opuścił prywatne kwatery nauczyciela Obrony przed Czarną Magią pozostawiając wszystkich bez słowa.

***

Minął tydzień od ostatniego zadania Turnieju Trójmagicznego. Promienie słońca delikatnie pieściły ciało Harry'ego. Uchylił powoli powieki, a delikatny uśmiech pojawił się na jego ustach. Dziś był ostatni dzień szkoły. Jutro wracają do domu. 

Wstał z łóżka i nałożył na siebie ubrania. Nie kłopotał się z zakładaniem szaty. Zszedł do pokoju wspólnego. Uśmiechnął się na widok przyjaciółki, która siedziała przed kominkiem z książką w ręku. Podszedł do niej i usiadł obok na kanapie.

-Co tam znowu czytasz?

-Hey Harry- nie oderwała wzroku od tekstu.- „Tajemnice świata magii".

-Skąd ją dorwałaś?- uniósł okładkę przymykając jej książkę.- Wydaje mi się, że tata miał taki egzemplarz.

-Bo to od niego- posłała mu uśmiech.

-Super. Masz w planach cały dzień z książką spędzić?

-Oczywiście, że nie. Draco wraz z Pansy organizują imprezę dla ciebie. Na którą oczywiście idziemy.

-Jakżeby mogło być inaczej- mruknął pod nosem sięgając pierwszą z brzegu książkę leżącą na stosie obok Hermiony.- „Miłosne spętania"?- uniósł brwi w górę ze zdziwienia.

Bratnie DuszeWhere stories live. Discover now