One shot #1

147 15 14
                                    

Ten, prawie letni, dzień w Obozie Herosów zapowiadał się bardzo zwyczajnie. Taki sobie normalny poranek i nudnawe popołudnie. Żadnych misji, żadnych bitwe o sztandar i żadnego polowania na potwory w obozowym lesie.

Krótko mówiąc sielnaka.

Z błogiego stanu snu i odpoczynku wyrwał mnie, nie kto inny jak mój starszy brat. Każda inna dziewczyna, oprócz mnie i jednej blondynki, czuła by się uszczęśliwiona tym, że obozowy przystojniak postanowił posłużyć jej jako poranny budzik.

- Wstawaj! Dzisiaj my sprawdzamy porządek w domkach! - Percy krzyczał tak, że wszyscy mieszkańcy Obozu pewnie zerwali się przerażeni z łóżek.

- Daj mi jeszcze pięć minut. - Jeknęłam zasłaniając głowę poduszką. - Jest szósta rano. - Dodałam z pretensją w głosie.

- Rzeczywiście. - Odparł i już miałam nadzieję, że uda mi się wygrać. - To idealna pora na rozpoczęcie dnia.

Niech mi ktoś powie, jakiem prawem on jest moją rodziną?!

- Percy, bardzo proszę. - Złapałam się ostaniej deski ratunku, jaką było błaganie młodszej siostry.

On uśmiechnął się tylko i krzyknął, kierując się do drzwi:

- Masz pięć minut.

Siedząc już na brzegu łóżka, pokazałam mu język.

- Wal się. - Mruknęłam.

- Słyszałem! - Odparł wesoło zamykając drzwi.

- Bo miałeś słyszeć! - Na bogów, czemu on jest czasem taki uparty?

Postanowiłam, mimo irytacji w jaką wprawił mnie mój braciszek, jak najszybciej przygotować się do inspekcji.

***

- Kto pisze raport? - Zapytałam Percy'ego.

- Ty. - Wręczył mi ołówek i niewielki notes.

- Czemu ja?

- Bo jesteś młodsza i mniej zmęczona życiem. - Odparł spokojnie.

- A czym Ty niby jesteś taki zmęczony, co? - Nie zamierzam się tak poprostu poddać.

- Ratowaniem świata, siostrzyczko. - Zaśmiał się.

- Uh, daj już ten głupi ołówek. - Dlaczego on uwielbia mi tak działać na nerwy?

- Raport przeglądu domków składany... - Zaczęłam sylabizować. - Który dzisiaj jest?

- Dwudziesty trzeci czerwca. - Odparł braciszek.

O jasny Posejdonie. Postarzałam się o kolejny rok.

- Yyy, tak. Zaczynamy od Jasona? - Przerwałam chwilowe milczenie.

Percy rozpromienił się, uwielbiał wytykać błędy synowi Jupitera.

***

Sprawdziliśmy wszytkie domki w obozie wyjątkowo szybko. Może dlatego, że oboje nie jesteśmy wybredni w kwestii porządku.

Stwierdziłam, że z uwagi na dzisiejsza datę zamknęł się w domku i nie pokaże do jutra.

Jednak Percy miał inne plany.

Na początku przeprowadził mnie do pawilonu na obiad. Przeglądałam mu się jak pochłania już trzeci talerz niebieskich naleśników z syropem klonowym.

- Zjedz coś. - Zaproponował.

- Przecież jem.

- Kawa to nie jedzenie. - Zerknął na kubek, który trzymałam w rękach.

Pasjonującą dyskusję na temat mojego obiadu przerwała na szczęście Nathalie.

- Czołem, przyjaciele. - Przywitała się, a ja ucieszyłam się bardzo na jej widok.

- Jest i moje wybawienie. - Zawołałam. 

Nathalie uśmiechnęła się szeroko, oświadczający:

- Po śniadaniu idziemy do mojego domku na małe przyjęcie. - Puściła do mnie oczko. - Zaprosiłam jeszcze kilka osób.

- Jestem gotowa. Możemy iść. - Wstałam, opuszczając Percy'ego. - Do później, braciszku.

***

Domek Nathalie był jednym z najbardziej niebezpiecznych domków w obozie. Nie miał min, ani morderczych i żądnych krwi roślin, ale jego mieszkańcy - potomkowie Hekate potrafili nie jedno.

Na przykład magią oderwać komuś nos albo zamienić go w chomika.

Nie polecam, życie jako gryzoń nie jest przyjemne.

Jednak od kilku godzin świetnie bawiłam się z Nathalie, Annabeth, Piper i kilkoma innymi moimi przyjaciółkami. Miłe popołudnie zakłócał mi tylko myśl o urodzinach. Z jednej strony, jak każdy, bardzo je lubiłam, ale także łączyły się z nie miłym wspomnieniem.

Kiedy miałam zaledwie osiem lat zaatakował mnie pierwszy potwór. Przed nim uratował mnie chłopak w fioletowej koszulce. Jak się potem okazało był to jakiś rzymski heros. Dwa lata później w moje urodziny, do drzwi mieszkania mojej mamy stanęła nieznajoma kobieta. Przedstawiła się jako Pani Amfi. Moja mama trochę się zdziwiła, ale wpuściła ją do domu.

Z dalszych wydarzeń niewiele pamiętam. Kobieta pchnęła mnie na stający w niewielkim salonie stół, a potem sztyletem zabiła mamę. Kiedy zbliżała się do mnie, za jej plecami zamigotało niebieskie światło i pojawił się wysoki, brodaty mężczyzna. Kobieta zniknęła, a ja straciłam przytomność.

Dlatego od tamtej nie lubiłam moich urodzin.

Z domku Hekate wyszłam przed obozowym ogniskiem. Przechodząc obok plaży, dostrzegłam mężczyznę siedzącego na piasku i wpatrzonego w szumiące cich morze. Stawiając kroki jak najciszej, zbliżyłam się do jednego z drzew rosnącego na piaszczystej wydmie.

- Czemu nie podejdziesz tutaj normalnie, tylko skradasz jak jakiś złodziej? - Zapytał mężczyzna nie odrywając wzroku od morza.

Dopier wtedy poznałam w nim Posejdona. Ojciec odwrócił się do mnie i wskazał na miejsce koło siebie.
Ostrożnie podeszłam i usiadłam. Zapadło milczenie.

- Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Ojca, tato. - Powiedziałam trochę nie śmiało.

- Dziękuję. - Uśmiechnął się i objął mnie ramieniem. - Wszytkiego najlepszego z okazji urodzin. - Wyszeptał, a na otwartej dłoni podał mi mały kamień. Kiedy mu się przejrzałam zobaczyłam wśrodku przesuwające się obrazy. Moją mamę, Percy' ego, Nathalie i wielu innych ludzi. - Proszę, to dla Ciebie.

- Dziękuję. - Odparłam.

- Idz do przyjaciół mają dla Ciebie niespodziankę, moje dziecko.

W pawilonie, rzeczywiście czekali na mnie wszyscy najbliżsi znajomi, krzycząc w niebo głosy:

Wszytkiego Najlepszego!

***

Mogło wyjść trochę nie najlepiej ale mam nadzieję że trochę przyjemności wam dałam

Shut up, Valdez - Talksy Donde viven las historias. Descúbrelo ahora