– W takim razie proponuję udać się spać. Jestem wykończona.

– Jesteś strasznie delikatna, Kat.

– Angie, w przeciwieństwie do ciebie mam trochę żeńskich hormonów.

– Powiedziałabym, że w nadmiarze.

– A ty w niedomiarze, więc świetnie się uzupełniamy. To jak, chłopaki. Idziemy?
Fred zrezygnował z próby wbicia kołka sposobem mugolskim (pewne upodobania
odziedziczyli po ojcu) i machnął różdżką, by kołek sam się wbił w ziemię.

– W sumie możemy iść. Jutro dokończymy. Macie gdzie spać?
Ciemnoskóra dziewczyna pokręciła głową.

– Nie. Mieszkałyśmy u Katie, ale Dumbledore stwierdził, że jej mieszkanie jest zbyt na widoku, a tej nocy Śmierciożercy mogą polować na wszystkich, którzy są choć podejrzani o przynależność do Zakonu. Bliźniacy skinęli głowami i w tej samej chwili powiedzieli:

– To wbijajcie się do nas. My będziemy spać na jednym łóżku, a drugie będzie dla was.

Posprzątali, ukryli płachtę zaklęciem, które podał im Dumbledore i kilka minut później
byli w Muszelce. Mama zasypała ich kanapkami z ogórkiem i szynką, po czym wysłała spać. Oczy nieco im już się kleiły (nieźle się naharowali), więc szybko przyszykowali się do snu i ułożyli na łóżku. Nie udało im się jednak zasnąć. Ich połówki potrząsnęły nimi.

- Ej, wstawajcie! Nie chcemy spać same!

Jęknęli, ale podnieśli się, złożyli łóżka i ułożyli się wygodnie – Fred i George stykali się plecami, a ich dziewczyny były do nich przytulone. Każde z nich myślało o czymś, ale –jak zawsze – myśli bliźniaków biegły tym samym torem. Wspominali pierwsze spotkanie z Angeliną i Katie.

Katie poznali już w pociągu. Siedzieli w przedziale – podekscytowani i już obmyślający tysiące sposobów na… eee… uprzyjemnienie życia mieszkańców Hogwartu, a razem z nimi spiskował Lee, który dosiadł się do nich na samym początku. Przez chwilę łzy zakręciły się w ich oczach – wspomnienie przyjaciela, który zginął we wrześniu wciąż było bolesne. Brakowało im jego durnych komentarzy, dredów i irytującego, murzyńskiego zaśpiewu. W każdym razie drzwi przedziału otworzyły się i zajrzała zapłakana blondynka z piegami, której rękaw szaty był cały zielony. Fred skrzywił się –nie lubił beks, ale George od razu poczuł się w obowiązku spytać co się stało.

- Jakiś Ślizgon zaczarował mi rękaw… A ja nie umiem tego odczarować… A jak mnie
wyrzucą, bo mam złą szatę? I odeślą do domu?

Jordan i Fred parsknęli, ale George zgromił ich wzrokiem, po czym wyciągnął różdżkę.

- Daj, zaraz to zrobię.

Kiedy przywrócił rękaw do jego poprzedniego wyglądu, potok łez od razu ustał i dziewczynka uśmiechnęła się do rudzielca tak radośnie, że aż coś ścisnęło go w żołądku. Podziękowała i znikła. Gdy kilka godzin później McGonagall wywołała „Bell,
Katie” George omal nie padł ze szczęścia, gdy dostała się do Gryffindoru. Wiedział, że
właśnie tam trafią z Fredem. Kilka minut później po raz pierwszy poznali Angelinę.
McGonagall wyczytała „Johnson, Angelinę” i wysoka, szczupła murzynka pewnym
krokiem usiadła na stołku nie pokazując nawet grama strachu. Gdy Tiara wykrzyczała „Gryffindor!” ruszyła do swojego stołu, po drodze mijając Montague’a, który zagwizdał z pogardą. Angelina obróciła się w jego stronę i – na widoku nauczycieli i reszty szkoły –pokazała mu środkowy palec i powiedziała, że jest dupkiem. George był lekko zniesmaczony, ale Fred omal nie padł na kolana z zachwytu. Taka odwaga! Taki brak poszanowania dla autorytetów! Jakoś naturalnie zaczęli trzymać się w piątkę – oni, Lee i dziewczyny. Czasami była z nimi Alicja Spinnet, ale ona była raczej typem samotnika. Tym, co scementowało ich przyjaźń, była pierwsza lekcja Eliksirów. Bliźniacy słyszeli od swoich braci straszne opowieści o Mistrzu Eliksirów, ale byli pewni, że przesadzają –choć Bill i Charlie nigdy nie mieli do tego tendencji. Teatralne wejście profesora, jego postawa i styl zrobiły na nich wrażenie – coś, co niewielu się udało. Z McGonagall można było się dogadać – to już zdążyli odkryć. Dumbledore był spoko i często dawał im luz. Snape nigdy i był to jedyny nauczyciel, z którym należało się liczyć, bo inaczej konsekwencje były bolesne (chociaż on do dziś utrzymywał, że nic nie wie o eliksirze wywołującym biegunkę, który pojawił się w ich porannych herbatach na drugim roku po lekcji Eliksirów, na której ochrzcili go „starym, tłustowłosym nietoperzem”). Snape wyczytał listę nazwisk i po tym, jak skończył uśmiechnął się paskudnie w kierunku bliźniaków.

- Kolejni Weasleyowie… Czy wasi rodzice nie mają nic innego do roboty, tylko
produkowanie nic nie wartych, głupich, obrzydliwie leniwych i rozpuszczonych
bachorów?

Obaj, wciąż pod wrażeniem persony Snape’a, milczeli z upokorzenia (coś, do czego się
nie przyznawali teraz), jednak reszta nie miała zamiaru być cicho. Pierwsza, ku ich
zdziwieniu, odezwała się Katie.

- Jak pan może! Oni wcale nie są głupi i leniwi, i rozpuszczeni!

- Właśnie! – podjęła Angelina, wstając i podpierając dłonie o biodra. – Przecież oni nie mają wpływu na to, że ich rodzice mają tyle dzieci!

- A nawet jeśli mają – dodał Lee – to przecież to ich sprawa, nie?
Cóż… W tym momencie okazało się, że również opowieści o temperamencie Snape’a były prawdą.

- SIADAĆ I MILCZEĆ! – ryknął, a któraś z Puchonek (chyba Lucy) rozpłakała się. Kiedy zaczął mówić tym cichym, groźnym głosem, nawet Angie lekko zadrżała. – Pięć punktów od każdego z was za przerywanie mi. I szlabany dla panny Bell, panny Johnson oraz pana Lee i Weasleyów. Dziś. O dwudziestej.
Wspólne szorowanie kociołków miało taki sam efekt, jak pokonanie trolla w wykonaniu Świętej Trójcy. Może było znacznie mniej efektowne, ale wiązało równie mocno. George zaczął chodzić z Katie pod koniec ich piątego roku, a Fred zszedł się z Angeliną dopiero po Balu Bożonarodzeniowym w szóstej klasie. Największy kryzys mieli podczas ślubu Billa – byli nieodporni na magię wil i kilka kuzynek zaciągnęło ich do łóżek, co dziewczyny odkryły w dość bolesny sposób. Chyba nigdy nie czuli się tak źle, jak wtedy.
George przez ponad miesiąc chodził dzień w dzień za Katie i ją przepraszał, aż mu w
końcu wybaczyła. Z Fredem było gorzej. Angelina była mniej wyrozumiała od swojej
przyjaciółki i przytrzymała Freda aż do stycznia. W chwili, w której dowiedziała się, ile czasu im wszystkim zostało, przestała męczyć swojego chłopaka. Bliźniacy często się zastanawiali dlaczego ich wybrały, skoro byli praktycznie identyczni, wszystko – poza gustem do dziewczyn – mieli takie samo. Katie wytłumaczyła to im kiedyś.

- Jesteście identyczni, ale nie do końca. George jest spokojniejszy, jego dowcipy są
mniej ekstremalne i raczej trzyma się w twoim cieniu, Fred. To ty jesteś główną gwiazdą waszego duo i to ty zawsze wychodzisz z inicjatywą. Poza tym George nie jest taką gadułą, gdy ciebie nie ma obok.

To zszokowało Freda. Nie wiedział jak zachowuje się jego brat, gdy nie są razem.
Zawsze byli razem, ale w siódmej klasie zrozumieli, że nie jest to zbyt zdrowe. Zaczęli od sypiania osobno (łóżko Freda dotychczas zawsze było wolne), potem raz na jakiś czas każdy z nich szedł w inną stronę, robił to, na co sam miał ochotę, nie szukał kompromisu. Bali się, że to ich rozdzieli, ale to ich tylko zbliżyło – mogli wymieniać się doświadczeniami, które tylko jeden z nich miał. Było to coś niesamowitego. Dziewczyny ich nie rozdzielały, nie żądały, by poświęcali im i tylko im czas, rozumiały ich potrzebę bycia razem. Same mocno się przyjaźniły mimo różnic charakteru i –mogliby przysiąc – ich wzajemne niezrozumienie, gdy dochodziło do wybo ru partnerki brata, bawiło je. Teraz leżeli przytuleni do nich i cieszyli się spokojem. Fred i George dzielili się wszystkim, ale nie wiedzieli, że każdy z nich obiecał swojej dziewczynie to samo – że ze wszelkimi decyzjami poczekają do czasu, gdy wojna się skończy. Kilka razy zastanawiali się nad przespaniem się z nimi, ale obietnica obietnicą. Nie chcieli, by miały wrażenie, że robią to ze względu na niepewne jutro, a nie ze względu na uczucia. Mogli poczekać. Jeśli tylko przeżyją bitwę…

________________________________

Autorka:mroczna88

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ