ROZDZIAŁ 20 - Trzy

Start from the beginning
                                    

***

Rankiem Magda obudziła się rześka, wypoczęta i pełna energii.

Idiotyczne – myślała, nie rozumiejąc swojego stanu. – Powinnam być zdołowana, przynajmniej trochę skacowana i bez życia.

Tymczasem kipiała energią, jakby tuż po wstaniu z łóżka opiła się mocną kawą. Ubrała się więc w strój do biegania. Zeszła na dół do kuchni, łyknęła sok wprost z kartonika, po czym wstawiła go z powrotem do lodówki. Uśmiechnęła się pod nosem przypominając sobie, jak bardzo nie cierpiał tego Krzysiek.

- Jeśli nie wypijasz soku do końca, to nie pij z gwinta, bo się zepsuje! – ganił ją. - Masz w ustach bakterie i plujesz nimi do środka!

Pan nieskazitelny - zadrwiła.

Od czasu rozwodu piła sok wyłącznie w ten sposób. Smakował jej dzięki temu wybornie. Nie raz miała ochotę napluć do środka, by poczuć, że Krzysiek nie ma już żadnego wpływu na jej życie.

Załączyła podnoszenie rolet w całym domu i z radością stwierdziła, że za oknem świeci słońce. Jasne, poranne promienie zalały podłogi, przynosząc jeszcze więcej energii do porannej aktywności.

Zatrzymała wzrok na reklamówce, której wieczorem nie wypakowała. Stała smętnie na podłodze przy drzwiach tam, gdzie ją wieczorem postawiła. Foliowe uszy stały na sztorc, jakby dopiero co ją tam odłożyła.

- No tak, żyjesz sama – szepnęła pod nosem, patrząc na spontaniczne zakupy z dnia poprzedniego. Gdyby żyła i mieszkała z kimś, to jeśli nie ona, to ta druga osoba z całą pewnością wypakowałaby je, a przynajmniej postawiła na kuchenny blat. – Niestety nikogo więcej tu nie ma - westchnęła, sięgając po pakunek.

Nietknięta nutella i inne świństwa czekały na nią, by je spałaszowała w ramach zajadania smutków. Konsumpcji doczekało się jedynie wino, a i jego dwie trzecie wywietrzało w niezakorkowanej butelce, smętnie pozostawionej przez nią wieczorem na blacie kuchennym. Ono było najmniej szkodliwe z tego zestawu. Teraz położyła butelkę na płasko w zlewie, pozwalając, by wywietrzały z bąbelków trunek spłynął do odpływu. Skusiła się natomiast na Nutellę. Odkręciła wieczko z czekoladowym kremem i nabrała kopiastą łyżeczkę. Wpakowała ją do ust i przymknęła oczy.

Czekolada czyni człowieka szczęśliwym – mruczała w myślach, usprawiedliwiając swój wybór. – Przynajmniej do momentu, aż jej nie przełkniesz.

- Czas pobiegać! - mobilizowała się, odstawiając słoik z wbitą w jego zawartość łyżeczką.

To była kolejna rzecz, która denerwowała Krzyśka. Nie wkładać oblizanej łyżki do Nutelli, dżemu, czy innych smarowideł. Wiedziała, że to głupie, ale i to robiła jemu na złość.

Zawiązała buty, odpaliła ulubioną playlistę w telefonie, wcisnęła słuchawki w uszy i wyszła z domu. Ranek był wyjątkowo rześki, a niebo błękitne i bez jednej chmurki. Wystawiła twarz do słońca czując, jak skóra nim nasiąka, jak jasne promienie wsączają w nią energię. Ta ulotna chwila, gdy przez myśl przemknęło jej, że obok powinien stać Emil, minęła szybko. Cień zbliżającej się postaci, którą dostrzegła kątem oka przerwał napawanie się słońcem.

To był Krzysztof. Od razu rzucało się w oczy, jak zmęczoną ma twarz.

- Kurwa mać – zaklęła pod nosem. – Nie da mi spokoju!

Wyciągnęła słuchawki z uszu i odetchnęła głęboko, przygotowując się na „mądrości" byłego męża.
Nie wyglądało na to, by przyszedł prosić o powrót, czy kajać się. Jego mina wskazywała na to, że chce jej dokopać psychicznie. W szczególności zmrużone oczy, zaciśnięte wargi, na których jeden z kącików drgał nerwowo. Znała ten grymas nader dobrze. W okresie przed rozwodem, był wątpliwą ozdobą Krzyśka, stając się niezmiennym wyrazem jego twarzy.

Nie pytała, co chce jej powiedzieć i z czym przyszedł. Postanowiła czekać. Nie ułatwi mu ataku. Z resztą, w obecnym, pełnym nadmiaru energii stanie wręcz chciała, by ją sprowokował. Tak długo dusiła w sobie złość, że teraz chciała wykorzystać okazję, by powiedzieć mu z satysfakcją, że nie ma do czego wracać, bo nie ma już nic co by ją do niego przyciągało. Mało tego! Odpychał ją całym sobą! Wyartykułuje mu to w mało delikatny sposób, może nawet nakrzyczy, albo przeklnie go i zwyzywa. Dziś była na to gotowa i po części zawdzięczała to Emilowi.

- Co cię nie zabije, to cię wzmocni – mruknęła pod nosem, czekając na złośliwości Krzyśka.

- Kocham cię, Magdo – wyznał, gdy podszedł do niej na wyciągnięcie ręki.

Zaskoczył ją tak bardzo, że ramiona zaplecione pod biustem opadły bezradnie wzdłuż ciała. Tego się nie spodziewała i nie wymyśliłaby, że taki tekst padnie z ust eksmęża. Za to Krzysiek jakby na to właśnie czekał. Wyciągnął dłonie i przygarnął ją do siebie zachłannie. Trwali tak dłuższą chwilę. On, napawając się triumfem, a ona otrząsając się z szoku.

- Zaraz, zaraz! – Odstąpiła krok w tył, wysupłując się z oplatających ją kończyn. – Nie kłam! Nie kochasz mnie, a jedynie chcesz powrotu do bezpiecznego domu, do układu sprzed tego syfu, który nam zafundowałeś! – Odsuwała się coraz dalej, kiwając przecząco głową. – Powtarzam ci po raz ostatni, że ja już w tym nie będę uczestniczyć! - krzyknęła, czując jak gotuje się w środku. - Daj mi wreszcie święty spokój! Jesteśmy po rozwodzie! Idź swoją drogą! Nic nas już nie łączy!

- Taka jesteś mądra? – syknął, a wyraz twarzy zmienił mu się w jednej chwili. Jakby ktoś przełączył mu maskę przyciskiem pilota. Teraz wyglądał jak wściekły pies, który szuka miejsca do wbicia zębów. – Ty durna szmato! – Zniżył głos, napiął ciało, przygotowując się do ataku. – Suka i tyle! Wykorzystałaś mnie i wykopałaś, jak zużyty mebel. – Zbliżał się do niej, pochylając i patrząc jej w oczy z nienawiścią. – Tyle lat przy tobie straciłem. Przy tobie i twoim bezpłodnym łonie. I co dostałem w zamian niewdzięczna dziwko!

Magda była w szoku. Nie widziała go nigdy w takim stanie. Wyglądało na to, że obarczał ją winą za wszystkie niepowodzenia, jakie zaliczył nie tyle z nią, co z jej następczynią.

Bezpłodne łono?! - krzyczało jej w głowie na tą niesprawiedliwość. - Zarzucić mi coś takiego? Czy on oszalał?!

Chciała postąpić jeszcze krok do tyłu, ale wpadła pośladkami na słupek oświetleniowy. Krzysiek postanowił to wykorzystać i w jednej chwili doskoczył do niej z sykiem.

- Wezmę, co moje – warczał, przyciągając ją do siebie. – Nie podzieliłaś się tym domem – wskazał ruchem głowy - to na pamiątkę cię w nim przelecę. Jak sukę. Tak, jak na to zasłużyłaś.

To przelało czarę zdumienia, goryczy i wściekłości, które zbierały się od dawna w dziewczynie.

Magda odepchnęła Krzyśka z całych sił. Obrzydzenie malujące się na jej twarzy zastąpiła złość, gdy ten zaczął się śmiać. Z pogardą, głośno, szyderczo. Magda zadziałała odruchowo, a może to podświadomość dała o sobie znać, spełniając drzemiące w niej od dawna pragnienie. To znalazło ujście dla złych emocji, wykorzystując okazję i zdobyte umiejętności. Zamachnęła się w tył i z całą mocą wypuściła ramię w przód. Prosto w twarz eksmęża, jak kiedyś w worek treningowy. Ten sam, któremu na początku w sali treningowej chciała przykleić wydrukowaną podobiznę z twarzą Krzyśka. Teraz nie musiała, bo miała ją przed sobą, w dodatku ten gnój ją sprowokował. Wyrzuciła rozpędzoną pięść, ze schowanym kciukiem i wyprostowanym nadgarstkiem. Tak, jak ją uczono. Jak instruował ją Emil.

Krzysiek zachwiał się i padł na ziemię. Nie rozumiał tego, co właśnie się wydarzyło. Że kobieta go znokautowała?!

Worek Treningowy (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now