8. Triumf bioniki - perspektywa łotrów

148 7 0
                                    

*Hacker*

- Pierwsze koty za płoty, jak to mówią. - stwierdziłem, z dumą uśmiechając się do kapsuł, wewnątrz których znajdowało się trzech bioników w stanie hibernacji. Otóż niedawno udało mi się przejąć projekt; SAMA, Carrie oraz 27C, będące trójką bioników z namierzonej przeze mnie piętnastki. To właśnie tych piętnaścioro szczęśliwców ma stanowić pierwszy oddział mej bionicznej armii. Echh, już słyszę krzyki i błagania o litość tych wszystkich ludzi, którzy wciąż myślą, że mogą decydować o tym, jak moja rasa będzie żyła. Co jednak najważniejsze, nie dość, że ci stracą ułudę sprawowanej w świecie władzy, to jeszcze zostanie odebrane im coś, co dla przeciętnych obywateli może wydawać się o wiele, wiele cenniejsze. Wiarę w superbohaterów. Moja armia zmiecie ich wszystkich z powierzchni ziemi, a ja raz na zawsze udowodnię wszystkim, że Kapitan B nigdy nie był godzien zwać siebie obrońcą Swellview. To miasto od zawsze było moje i odzyskam je niezależnie od poniesionych za to kosztów. Muszę tylko chwilowo trzymać się Minyaka i Dzieciaczka, by ci w mym imieniu siali spustoszenie, jednakże kiedy będę miał już swoją bioniczną armię, oddam ich obydwu w ręce władz, by trafili do więzienia, gdzie ich miejsce. Jedynie Twittler będzie trwał u mego boku, gdyż on odgrywa w moim przedsięwzięciu kluczową rolę. Co więcej, będzie ją wykonywał, czy tego chce, czy nie. Muszę tylko dojść do tego, jaki ma słaby punkt. Ale po kolei. Z uśmiechem psychopaty założyłem kaptur na twarz, nie zapominając również o masce oraz modulatorze głosu. Anonimowość była mi absolutnie niezbędna, jeśli chciałem doprowadzić swój plan do końca. Nikt nie mógł wiedzieć, kim jestem. Zwłaszcza Twittler. Jemu moje nazwisko zdecydowanie za dużo by zdradziło.

- Minyak! - zawołałem, wchodząc do pomieszczenia z dużym stołem na środku, gdzie odbywały się nasze spotkania. To właśnie tam zastałem wszystkich swoich pomocników oczekujących na moje przybycie. 

- Słucham, Hackerze. - wspomniany kryminalista spojrzał na mnie z podekscytowaniem. Już wcześniej mówiłem swoim pomocnikom, że będą siali zamęt w Swellview przy pomocy mych urządzeń i dziś wreszcie nadeszła pora, aby wykonać pierwszy krok. Pora pokazać Kapitanowi, że ma się czego obawiać.

- Twoja kolej. - oznajmiłem, na co Minyak entuzjastycznie klasnął w dłonie.

- A kiedy przyjdzie moja? - zapytał Dzieciaczek, będąc bliski tupnięcia nogą. Echh, jego ksywka oraz styl bycia jest jak najbardziej trafiony.

- Na ciebie, mój przyjacielu w ciasnej pieluszce także przyjdzie kolej, lecz teraz przyszedł czas, by zabłysnął doctor Minyak. - Dzieciaczek zmroził mego wybrańca groźnym spojrzeniem, lecz osobiście nie zwróciłem na to większej uwagi. Naturalnym tempem podszedłem do metalowych drzwi, po czym otworzyłem je siłą własnej woli. Właśnie tam spoczywały Wężoboty, moje najnowsze dzieło. Podekscytowany Minyak stanął tuż obok mnie, podziwiając je z zachwytem. Zasłużonym zachwytem.

- Są wspaniałe.

- Zapomniałeś dodać, niezwykle potężne oraz gotowe spełnić każdy twój rozkaz, o ile nie rozstaniesz się z tym. - telekinezą sięgnąłem do szafki po zegarek, który od razu później podałem złoczyńcy.

- Masz jakiś konkretny plan? - dopytał Minyak, zakładając zegarek na rękę.

- Weź moje Wężoboty i dostań się do sklepu TechnoCom. Całokształt mego planu wymaga stałego dostępu do technologii, który nam dziś zapewnisz. Ale pamiętaj o najważniejszym. Jeśli natkniesz się na superbohaterów, a umówmy się, na pewno tak będzie, z Niebezpiecznym możesz zrobić sobie, co ci się żywnie podoba, ale od Kapitana mi wara. Jest mój. - oznajmiłem z jadem w głosie podsycanym nie tylko przez modulator głosu, ale i gniew, który pulsuje w mych żyłach od naprawdę bardzo długiego czasu.

Niebezpieczny Henryk : MatrixxWhere stories live. Discover now