8 | Rozważania o przyszłości

29 3 0
                                    

Malfoy nie miał w zwyczaju pukać do własnego domu. Wpadł jak burza przez frontowe drzwi, zatrzasnął je za sobą, po czym zaczął krzątać się po holu, zaglądając do wszystkich pomieszczeń na pierwszym piętrze.

— Gabrielo — krzyknął — jesteś tu gdzieś?

— Jestem — usłyszał głos z góry.

Odchylił głowę. Zza barierki na wyższym piętrze wyglądała na niego znajoma twarz o zmęczonych oczach.

— Zejdziesz? — poprosił. — Mam sprawę.

— Jasne. Łap!

Głowa handlarki zniknęła znad poręczy. Zamiast niej pojawił się worek, który natychmiast popędził w dół. Malfoy złapał go oburącz. Worek nie był ciężki, ale zawierał mnóstwo małych, stukających o siebie elementów.

— Co to jest? — zapytał Gabrieli, będącej już w połowie schodów. W ręce trzymała podobny wór.

— Niedopałki świec — odparła, zeskakując z ostatniego stopnia. — Trzeba je było w końcu wymienić.

Gabriela zrobiła sobie dziś przerwę w rachunkach. Mimo, że myśląc o czymkolwiek związanym z Azirem czuła mdłości, postanowiła posłuchać jego rady i nie siedzieć w swoim biurze dzień i noc.

— A świece w słoikach? — zapytał zaniepokojony rycerz. — Dostałem je w prezencie. Nie wyrzuciłaś ich, nie?

— Nie, spokojnie — odparła. — Wyniosłam je do kuchni, ale będziesz je musiał sam umyć. Twoje słoiki, twój problem.

— Okej. Dobrze, że są całe.

— Miałeś jakąś sprawę, prawda?

Malfoy zamrugał. Na moment zapomniał, po co w ogóle przyszedł.

— A! No tak — otrząsnął się. — Mam interes w kaplicy i chciałbym, żebyś poszła ze mną.

— Jasne. — Gabriela zniknęła na chwilę w pokoju dziennym. — Co tam masz do załatwienia?

— Jeszcze sam do końca nie wiem — przyznał. — Chcę dowiedzieć się od Mirindy jak najwięcej, jeśli chodzi o to, co tak właściwie się u nas dzieje. Za wolno to wszystko trwa, więc zaczynam własne śledztwo — ogłosił z dumą. — Chcę mieć nad czym pracować. Mirinda jest chyba najlepiej zorientowana z nas wszystkich, więc zacznę od niej. Mam wrażenie, że wie nawet trochę więcej, niż mówi na głos — wymamrotał. — Gdzie położyć te świeczki?

— Połóż gdziekolwiek. Jak wrócimy, to je wyrzucisz. — Gabriela powróciła do korytarza. — Jest ciepło na zewnątrz?

— Chłodnawo — ocenił. Posłusznie rzucił wór na podłogę holu. Rozejrzał się i podał handlarce wiszącą na świerkowym wieszaku bawełnianą chustę w podgórskie kwiaty. — Trzymaj. Masz się nie przeziębić, jeszcze tego by nam brakowało.

Handlarka zawiązała chustkę wokół szyi, po czym razem z Malfoyem opuścili dom. Rzeczywiście, zaczynało się robić chłodno ale był to przyjemny chłód nadchodzącego, wczesnoletniego wieczora, bo słońce chyliło się już ku zachodowi.

Gabriela zmartwiła się, że nie zdążą wrócić do domu przed zmrokiem. Kaplica stała dokładnie w przeciwległym rogu wioski, a Malfoy nie szedł specjalnie szybko — do tego gadał jak najęty, jakby czas nie miał dla niego żadnej wartości.

Zanim wrócił do domu, chodził po wiosce i rozmawiał z innymi mieszkańcami — informacje, jakie uzyskał, przedstawiał właśnie Gabrieli. Od Krzysztofilii dowiedział się, że z ciałem Kaczeńskiego „nie było tragedii" (co prawda trzeba było go przenosić w dwóch kawałkach, ale zwłoki nie były... doszczętnie zmasakrowane). Udał się również do Robala: klucznik przekazał mu, że to on każdego dnia oporządza stajnię i jest odpowiedzialny za dokumentowanie śmierci mieszkańców. Zaproponował też, że do końca sprawy może zająć się zwierzętami na farmie Władysława, ale Creasus nie dał mu żadnej przepustki, dzięki której mógłby ominąć zakaz opuszczania wioski. Szerl z kolei próbował zachować dotychczasową rezolutność, jednak Malfoy widział, że chłopcu ciąży śmierć Azira.

JasnowidzkaWhere stories live. Discover now