Zrodzone z nienawiści

239 21 3
                                    

Wyszedł niechętnie z sierocińca po czym skierował się na przystanek. Spojrzał na zegarek po czym że zdenerwowanie dostrzegł, że jest już siódma trzydzieści. Autobus miał przyjechać za minutę. Usiadł na przystanku go wypatrując. W międzyczasie włożył słuchawki do uszu i włączył muzykę. Wszedł na chat i zaczął przeglądać wiadomości na grupie jego klasy. Jak zwykle przyszło mu kilka powiadomień jednak je zignorował. Ostatnio mu wypisywali żeby wyświadczył im tę przysługę i odszedł z szkoły. Cóż, to była jedna z najbardziej łagodnych próśb. Nadjechał autobus po czym zatrzymał się przed przystankiem. Stanął na nogi po czym do niego wsiadł. Tradycyjnie zajął miejsce z tyłu żeby się nierzucać w oczy, ale to nic nie dało. Niektórzy ciekawscy pasażerowie oglądali się na niego. W końcu był tym słynnym chłopakiem który stracił rodziców podczas ataku złoczyńców. Wszystkie media trąbiły o tym przez miesiąc. Ludzie zaczepiali go na ulicy wyrażając swoje kondolencje i tym podobne. Nie obchodziło go to jednak. Gdzieś miał to, że mu współczuli. To nic nie dawało. Trafił do sierocińca bo kiedy jego matka zaszła w ciążę w wieku piętnastu lat jego katolicka babcia zabroniła jej kontaktu z resztą rodziny. A w szkole... A w szkole nie byli jakoś specjalnie wyrozumiali, ale rozumiał to. Zasłużył sobie. Wyszedł z pojazdu kiedy zatrzymał się przed jego liceum. Odprowadzały go liczne spojrzenia obcych ludzi. Przyłożył kartę do czytnika, a kiedy słyszał chichy pisk otworzył furtkę przez którą zawsze wchodził. Ogród za szkołą był zadbany, zielony i kształtny. Lubił przychodzić tu po lekcjach. Siadał sobie pod wiśnia, odrabiał lekcję i zastanawiał się co by było gdyby wtedy nie poszedł na dwór. Czy zdołałby ich ocalić cz może sam by zginął? Obwiniał się za to, że nie było go przy rodzicach kiedy umierali. Zaproponowano mu nawet darmowego psychologa jednak odmówił. Nie potrzebował żeby ktoś się nad nim użalał. Nie miał żadnych pieprzonych problemów psychicznych. Nie potrzebował żadnej pieprzonej pomocy. Gdyby tylko dano mu szansę na samodzielne funkcjonowanie to udowodniłby, że nie potrzebuje pomocy. Wszedł do budynku od strony zaplecza po czym wszedł bocznymi drzwiami na główny korytarz. Opuścił nisko głowę i pomachał do kamery. To był znak dla woźnego, że to on. Lekcje miały się dopiero zacząć za godzinę, ale on zawsze przychodził wcześniej. Nie miał zamiaru przesiadywać w tym durnym sierocińcu ani jednej zbędnej minuty. No i oczywiście jego autobus kursował tylko o tej porze. Niemal biegł po schodach na górę. Kiedy znalazł się przy swojej sali stał przed nią chwilę niepewny czy ma wejść. Po chwili namysłu nacisnął szybko klamkę i zanim się rozmyślił wszedł do środka. Głowę trzymał nisko i nie patrząc do góry zajął swoje miejsce z tyłu klasy. Jak zwykle poczuł czyjś wzrok wwiercający się w jego kark. Nienawidził tego uczucia bo zawsze się poddawał i unosił wzrok. Tak było i tym razem. Todoroki stał pod ścianą z nieprzeniknioną twarzą. Kiedy ich spojrzenia się spotkały Katsuki od razu wbił wzrok w ławkę. Było już jednak za późno. Dwukolorowy wiedząc, że niższy zdaje sobie sprawę z jego obecności uśmiechnął się pod nosem i do niego podszedł. Stanął przed nim, a dzielił ich tylko blat ławki.

- Cześć Bakugo. Co tam u rodziców? - Zapytał chłodno.

Blondyn otworzył szerzej oczy, a ból uderzył do z siłą buldożera.  Nie spojrzał jednak na niego chociaż wiedział, że to go tylko bardziej prowokuję. Zirytowany chwycił go za włosy i pociągnął do góry. Czerwonooki skrzywił się na to lekko, a drugi uśmiechnął pod nosem.

- Co ty tak wcześnie przyszedłeś co?

- Już ci mówiłem, że mój autobus jeździ tylko o tej godzinie. - Odpowiedział cicho. Na usta cisnęły mu się najgorsze obelgi, ale nie zamierzał ich wygłosić. Wyszarpał się z uścisku młodszego i spuścił głowę żeby ukryć rumieniec.

Odkąd go tylko poznał zawsze coś go do niego ciągnęło. Dwukolorowa czupryna i oczy wyglądały naprawdę uroczo, a blada cera tylko to podkreślała. Ciało miał smukłe, ale umięśnione, a jego uśmiech był cholernie uzależniający. Starał się jednak o tym nie myśleć. Nie teraz. Nie tutaj. Nie kiedy był przed nim.

Zrodzone z nienawiści || Todobaku/Bakutodo || One-shotWhere stories live. Discover now