- Nawet nie kończ. - burknęła, przerywając mi. - Jedziesz i tyle. Od dawna nigdzie nie wychodziliśmy całą ekipą, więc bez marudzenia. Nie wiadomo co będzie, jak skończymy liceum. Nie masz pewności czy będziemy, wciąż trzymać się razem, więc trzeba korzystać.

Wypuściłam powietrze z ust, zirytowana. Właściwie miała rację. Dawno się wszyscy nie spotykaliśmy. Ja to w ogóle, od wieków nie byłam nigdzie indziej, niż w swoim domu lub któregokolwiek z moich przyjaciół. Takie wyjście może mi jakoś pomóc. Psycholog też radziła, abym spędzała czas z bliskimi osobami, bo inaczej jest możliwość, że niekontrolowanie zamknę się znowu w sobie. A tego akurat nie chcę, bo to najgorsze co mi się w życiu przytrafiło. Duszenie się własnymi myślami w samotności.

- Dobra niech będzie, ale dajcie mi się ogarnąć.

Lucy klasnęła z zadowoleniem, szczerząc się. Max także uniósł kącik ust, a ja próbując nie wywrócić na nich oczami, podniosłam się z miejsca.

- Tylko się ruszaj! - usłyszałam za sobą głos przyjaciółki. Pokazałam jej środkowego palca, nie odwracając się. W akompaniamencie jej śmiechu, wbiegłam po schodach spowrotem na górę.
Wpadłam do pokoju, który zajmuje, od razu ruszając w stronę szafy. Miałam zamiar ubrać coś, czego jeszcze nie spakowałam, bo nie będę robić tego po raz drugi. Z tą myślą wyciągnęłam czarne szerokie spodnie z dziurami. Do tego wybrałam koronkowy top, który również robił za stanik. Przebrałam się szybko w te ciuchy, rzucając dresy i bluze, które miałam na sobie, gdzieś w bok. Wzięłam w dłoń kilka kosmetyków i skierowałam się do łazienki, w której przemyłam twarz. Osuszyłam ją ręcznikiem, zabierając się za szybko makijaż. Rozczesałam brwi, po czym zrobiłam kreski eyelinerem. Wytuszowałam rzęsy, wykonturowałam nos i nałożyłam na niego oraz kości policzkowe, rozświetlacz. Na koniec przejechałam błyszczykiem po ustach.

Po tym zajęłam się włosami. Rozpuściłam je, przeczesując szczotka. Akurat wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi, co oznaczało, że Oliver już jest, więc muszę się spieszyć, bo zaraz tu wparuje i zrobi awanturę. Pozwoliłam opadać moim naturalnym falom na plecy i psiknęłam się perfumami, opuszczając toaletę. Zgarnęłam jeszcze z pokoju swój telefon, pieniądze i skórzaną kurtkę, po czym zeszłam na dół, gdzie wywiązała się już głośna konwersacja.

- Nie! Karmel jest lepszy! - krzyknął oburzony Oliver, wskazując palcem na Maxa. Uniosłam brew, obserwując ich z politowaniem.

- Stary, Ty jesteś popierdolony! - mój brat pokręcił głową, machając ręką w geście poddania.

- To już wiadomo od dawna. - odezwałam się, wchodząc w głąb korytarza. Ich głowy wystrzeliły w moją stronę, a Baker widząc mnie, wyszczerzył się, ruszając szybko w moją stronę.

- Słoneczko ty moje! - przytulił mnie, gniotąc przy okazji moją wątrobę. Wytrzeszczyłam oczy, nie mogąc złapać oddechu. Na szczęście trwało to krótko, bo chłopak od razu się ode mnie odkleił. - Później mi wszystko opowiesz, nie myśl, że cię to ominie. - szepnął mi do ucha. - To co? Jedziemy? - spojrzał na pozostałych z wielkim usmiechem.

coś tu nie tak.

Dobra, ten człowiek chodzi całe życie radosny, ale nie aż tak. Promieniuje szczęściem, a to oznacza, że musiało się coś stać.
Zmrużyłam podejrzliwie oczy, lecz postanowiłam tego nie komentować.

- Jedziemy. - blondynka przytaknęła, zakładając na ramię swoją torebkę.
Założyłam kurtkę, wciągając czarne buty na podwyższeniu. Kiedy każdy z nas już był gotowy, wyszliśmy z domu, zamykając drzwi na klucz. Mieliśmy z Maxem zapasowy, a Annette zawsze ma swój przy sobie, więc nie powinno być z tym problemu.

Od zawsze i na zawsze || ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now