"It was destiny, not luck"

47 4 2
                                    

Tego popołudnia nigdy nie zapomnieli. Ich oddech był szybki i gwałtowny a umysł przyćmiony przez porządanie jakie nimi zawładnęło. Kochali się nawzajem tak cholernie mocno. Nic nie było w stanie opisać do tego jak bardzo darzyli się tym uczuciem. Jedno pożądało drugiego nie tylko pod względem seksualnym, chcieli widzieć codziennie uśmiech tego drugiego. Ona była dla niego całym światem a on dla niej wszystkim co miała i kochała najbardziej na świecie.

Los od poczatku wiedział, że gdy odnajdą w końcu ten właściwy moment w życiu, ich czerwone nitki stworzą całość, idealnie do siebie pasującą. Oboje nie wierzyli, że kiedyś znajdą tą właściwą osobę. Przeznaczenie jednak nie pozwoliło na to by żyli do końca samotnie, splótł ich istnienia ze sobą tworząc coś wyjątkowego i unikalnego. Oboje głeboko w sercu wierzyli, że to było przeznaczenie, a nie szczęście. Darzyli się tak jak wielu innych ludzi miłością ale, każda miłość jest inna i zawsze wyjątkowa. Każdy ma inną definicję miłości i inaczej ją okazuję, dltego nie da się jej określić. Oni tworzyli coś wyjątkowego dla nich lecz dla innych byli parą, jak każda inna.

Liczyli się oni i tylko oni. Nikt inny. Uśmiech był uśmiechem drugiego, smutek, smutkiem drugiego. Dzielili się wszystkim, wzlotami i upadkami, szczęściami i smutkami, strachem i  odwagą. Tą prawdziwą miłość spotyka się przez przypadek i tylko raz. Pojawia się ona w nieoczekiwanym momencie i z nieoczekiwaną osobą. Ale przecież większość ludzi oczekuje na osobę, która będzie miłością ich życia więc, dlaczego z nieoczekiwną osobą? Odpowiedź jest prostsza niż wiele osób myśli. Oczekujemy kogoś ale nie wiemy dokładnie kogo, ponieważ nie wiemy kto będzie tą jedną osobą na, którą czekamy. Nie wiemy też kiedy do tego dojdzie więc nie możemy być na to przygotowani. Jedni wiedzą od początku w głębi serca, że to właśnie ta osoba a inni mogą cierpieć nawet katusze we własnym umyśle i sercu, by w końcu się tego dowiedzieć. Każdy przypadek jest inny ale każdy tak samo niespodziewany i nieoczekiwany.

Napisałam to w w kilka godzin. Rozmyślałam nad wieloma rzeczami i poprzednie cztery rozdziały są takimi, można by rzecz zapychaczami. To dopiero tu ujęłam swoje wszystkie myśli. Dopiero gdy napisałam te cztery dla was może nic nie warte rozdziały, zrozumiałam to jak bardzo miłość jest dziwna i odmienna. Dopiero gdy napisałam postanowiłam ująć swoją "definicję" miłości a przynajmniej owej dwójki. Zakończenie miało być zupełnie inne ale jest takie i jestem z niego cholernie zadowolona. Pisząc całą tą krótką książkę, próbowałam sobie coś udowodnić. Co? Nie mam pojęcia. Mam wrażenie, że czasem człowiek potrzebuje przelać to co czuję na kartę bądź ubrać w słowa. Coś męczyło mnie i to właśnie stąd wziął się pomysł na Yuu. Yuu była wyniszczona i nie chciała jakiejkolwiek uwagi od Suny ale tak sobie tylko wmawiała bo w rzeczywistości, było zupełnie na odwrót. Suna zaś chciał ją poznać, chciał widzieć jej uśmiech codziennie a tym bardziej go wywoływać. Chciał ją chronić i obdarzać sam z własnej woli uwagą i miłością. Yuu bała się, że jest dla niego problem ale potem i ona zrozumiała, że chce być u jego boku. To miało pomóc mi pozbyć się tych uciążliwych myśli, których nabawiłam się po zerwaniu. Pewnie nikt nawet nie doczytał do połowy tego ględzenia tu o, no właśnie sama nie wiem czym dokładnie.
Chciałam wam żyć miłego dnia bądź wieczoru i podziękować za przeczytanie tej książki. <33

Hope is the last to die, right?... | Rintarō Suna |Where stories live. Discover now