8. Zaczyna się coś dziać

268 9 7
                                    


Rozdział VIII

Dziś w domu Madrigalów zaczynają się przygotowania na ceremonię małego Antonia, która będzie miała miejsce na dniach.

Oczywiście byłam bardzo chętna do pomocy, tak samo moi rodzicie i jesteśmy w Casicie praktycznie od samego rana. Mój brat bliźniak natomiast taki chętny nie jest i cały czas chodzi jak jakiś niewyspany potwór, którego zmuszają do czegokolwiek. Cudownie się na niego patrzy, gdy musi coś w końcu robić.

~~~~~~

Południe minęło. Wszystkie podłogi są umyte a kurze pościerane, oraz wiele innych oczywiście.

Gdy tylko bezczynnie siedziałam, mój wzrok wędrował za każdym krokiem Camilo. Zastanawiałam się wtedy, co ja tak naprawdę do niego czuję. W niektórych momentach nie ukrywam, że naprawdę czuję miłość, czasem tylko jakieś zauroczenie, a czasem gdy zagapię się w np. rozmowę z nim, przyjaźń. Twierdzę jednak, że te pierwsze dwa uczucia jednak szczególnie coś znaczą.

Nie mogę dłużej zwlekać, pójdę tam, powiem mu.

Ale co w zasadzie? Czyto nie za szybko? Przecież sama nie wiem co to za uczucie. Chyba nie powinnam tego robić, ale niech wie. Niech wie, że jest dla mnie kimś więcej.

Zobaczyłam, że brunet poszedł do swojego pokoju. Weszłam po schodach do góry i truchtem podbiegłam pod drzwi Camilo. Moja dłoń już chciała w nie zapukać, lecz automatycznie się zatrzymała tuż przy drzwiach, odległość można było liczyć w milimetrach.

Po dłuższej chwili namysłu zapukałam. Po otwarciu drzwi ujrzałam dobrze znaną mi brąz lokowaną czuprynę.

-O, cześć Clara! Co tam?- uśmiechnął się, po chwili robiąc pytającą minę.

Przez dobre kilka sekund stałam bez ruchu wryta jak szczotka w kibel w oczy chłopaka, zdając sobie sprawę, że nie potrzebnie chce mu to powiedzieć.

-Obiad!- usłyszałam z dołu.

-Ja... P-przyszłam zawołać cię na obiad! Tak.- zaśmiałam się nerwowo kiwając się naprzemian na piętach, oraz na palcach u stóp.

Nie wiem czy ten moment mogłam nazwać uratowaniem swojego życia, czy raczej porażką.

-Dzięki.- zaśmiał się lekko.- No to chodźmy.

Przez dłuższy moment stałam jak posąg przy zamkniętych już drzwiach pokoju chłopaka, po czym ruszyłam za nim na obiad.

Razem z posiłkiem na talerzu zajęłam wolne miejsce przy stole. Zauważyłam też zbliżającego się Camilo, do którego się tylko krótko uśmiechnęłam, po czym odwróciłam wzrok, bo przed chwilą prawie się przed nim ośmieszyłam.

Zajął miejsce koło mnie. Co.

Odwzajemnił uśmiech i wszyscy zaczęliśmy jeść.

-¡Salud!

~~~~~~

Podczas tego obiadu razem z Camilo byliśmy strasznie rozgadani, cały czas musieli nas aż uciszać, a gdy to robili śmialiśmy się, przez co się wkurzali i dawali nam spokój, który się kończył przy kolejnym upomnieniu.

Właśnie w takich momentach czuję, że ten człowiek coraz bardziej mi się podoba.

-Tak sobie myślałem... chciałabyś może dziś gdzieś wyjść?- spytał grzebiąc widelcem w talerzu.

Zakrztusiłam się. Szybko popiłam wodą i na szczęście przeżyłam. Śmieszy mnie fakt, że zareagowałam na to tak jakbym nigdy z nim nigdzie nie była.

Madrigal lover ~Encanto~Where stories live. Discover now