- Część 14 -

269 17 1
                                    

– Pomocy, szybko! – dało się słyszeć krzyki, kiedy wraz z Eric'iem wbiegliśmy do dużej sali wypełnionej ludźmi z obu frakcji.

– Christina! – krzyczał przestraszony Will.

– Proszę, pomóżcie! – krzyczała jakaś kobieta.

Przedzierałam się przez tłum, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, o co chodzi.

– Niech ktoś coś zrobi! – wołała Clem.

– Spójrzcie, na górze!

I wtedy je dojrzałam. Na wysokości, trzy kobiety, w tym Christina, co chwila robiły krok w stronę przepaści.

– Zdrajczyni, Arya Reyes, musi poddać się w ręce Erudytów, inaczej codziennie będzie ginąć więcej osób – powtarzały jednogłośnie, jak mantrę.

Spojrzałam z przerażeniem w stronę Tori, która zgodnie pobiegła ze mną na pomoc kobietom.

Zaczęłam wspinać się po stromej ścianie, próbując dostać się do przyjaciółki. W tle cały czas było słychać powtarzające się słowa, wypowiadane przez nie. Wbiegłam na schody, prowadzące na górę, spiesząc się, jak tylko mogłam. Już tylko kilka kroków dzieliło Christinę oraz dwie inne kobiety od skoczenia w przepaść. Kątem oka widziałam, że Tori również biegła ile sił w nogach.

– Nie, nie, nie! – krzyczał tłum, obserwujący całe zajście.

– Stój! – zawyłam, rzucając się w stronę Chris, która robiła ostatni krok. W ostatnim momencie udało mi się złapać ją za rękę.

Tak samo uczyniła Tori z kobietą, która stała po prawej stronie.

Trzymałam wiszącą nad przepaścią przyjaciółkę i z ogromnym bólem patrzyłam, jak trzecia kobieta spada w przepaść. Nie udało nam się jej uratować.

Gdy tylko uderzyła o ziemię, rozległ się wśród tłumu krzyk rozpaczy.

– Christina, Christina! – wołałam do przyjaciółki, która nadal była w transie.

Dopiero po chwili ocknęła się, orientując, gdzie właśnie się znajduje.

– Arya, pomóż mi! – błagała, a ja wyciągnęłam do niej drugą rękę, aby mogła się jej złapać.

Poczułam, jak Tori zachodzi mnie od tyłu, by pomóc mi wciągnąć przyjaciółkę z powrotem. Udało się, a Chris rzuciła mi się w ramiona. Mocno ją do siebie przytuliłam, ciesząc się, że nic jej nie jest. Wzięłam głęboki oddech, procesując wydarzenia sprzed momentu.

Jak ktoś może być tak okrutny, żeby skazywać niewinne osoby na śmierć?

Spojrzałam w dół, a moim oczom ukazał się Cztery, który stał nad ciałem kobiety. Podniósł wzrok, a z jego oczu mogłam wyczytać wszystko.

***

– Usunęliśmy to z ciała samobójczyni – mówiła Evelyn, jednak ledwo ją słyszałam.

Nadal byłam roztrzęsiona po tym, co się stało. Silne ramię Eric'a obejmowało mnie, przyciskając do siebie.

Tuż po incydencie, zabrano ciało dziewczyny, aby dowiedzieć się więcej, na temat tego, co było przyczyną takiego zachowania.

Staliśmy w wielkim pomieszczeniu podobnym do tego, w którym miało miejsce całe zajście. Ja wraz z Eric'iem, na wprost stała Evelyn, obok niej Tori. Przy stole siedział Tobias oraz reszta naszych przyjaciół, a wokół zebrani byli wszyscy pozostali z obu frakcji.

– Marlene – odezwała się Lynn. – Miała na imię Marlene.

– Wybacz – powiedziała powoli Evelyn, kładąc na stole przedmiot, wyciągnięty z ciała kobiety.

I will protect you • Eric CoulterOù les histoires vivent. Découvrez maintenant