2

599 49 10
                                    

Uwaga - rozdział zawiera wzmianki o próbie samobójczej. Jeśli poczujecie się nieswojo - możecie ominąć pierwsze siedem akapitów tego rozdziału.
Przepraszam też, że musieliście tak długo czekać na nowy rozdział. :(

________________________________________________________

Decyzja o podjęciu terapii była z pewnością prostszą czynnością do wykonania niż to, aby przekroczyć próg gabinetu i faktycznie ją rozpocząć. Harry czuł to w kościach, narastający paniczny strach przed konfrontacją z przeszłością, ale nie miał innego wyjścia. Chciał odzyskać rodzinę, zacząć wreszcie żyć normalnie i dać sobie szansę na szczęśliwe życie z Louisem i ich synem u swojego boku. Zamierzał dać z siebie wszystko, bo niczego bardziej nie pragnął.

Ostatnie dwa lata spędził w zupełnym osamotnieniu, podróżując po świecie i poszukując sensu swojego życia. Zupełnie niepotrzebnie, bo po czasie uświadomił sobie, że już dawno go odnalazł. W postaci, sercu i duszy błękitnookiego, skromnego i troskliwego omegi.

I zaprzepaścił to w ułamku sekundy.

Ocknął się dopiero milimetry od przepaści, gdy czuł się tak wewnętrznie pusty i nieczuły na otaczający go świat, a w największym pokoju mieszkanka, które wynajmował, czekał stołek i dwa, ciasno splecione ze sobą, prześcieradła.

Otrzeźwienie nastąpiło dopiero wtedy, gdy wspiął się na podwyższenie i sięgnął po mocny materiał, aby owinąć nim swoją szyję. Być może był to podmuch zimnego wiatru, który dostał się przez uchylone okno, a być może dotknięcie szorstkiej i zimnej tkaniny sprawiło, że dawno pogrzebany rozsądek powrócił do życia, a z jego przekrwionych i wysuszonych oczu po wielu miesiącach w końcu popłynęły łzy.

Nie mógł tego zrobić, gdy przed oczyma stanęła mu postać Louisa, jego piękna twarz i ramiona rozpostarte w geście przytulenia. A może Los i Księżyc w końcu zlitowali się nad jednym ze swych dzieci? Prawda lub nie, jego ciało nie wytrzymało napięcia i opadło na twardą podłogę z łoskotem. Łzy ciekły po jego policzkach niekończącym się strumieniem, a głośny szloch wypełnił pomieszczenie.

Przeleżał w pozycji embrionalnej kilkanaście minut, a może i godzin, ale to nie miało znaczenia w tamtym momencie. Zajrzał w przepaść i, pomimo wszystkiego - całego bólu, który w sobie nosił - nie poddał się ciemności. Dalej czuł się okropnie, metaforyczna czarna chmura nadal unosiła się nad nim, poczucie beznadziejności nie zniknęło. Smutek i przerażenie dalej przepełniały jego serce, ale gdzieś w środku zaczęła kiełkować już nadzieja. Ogrzewana miłością, która nie dała się niczym stłumić. Mimo setek kilometrów była niemal namacalna.

- Harry, wszystko co powiesz nigdy nie wyjdzie poza próg tego gabinetu, ale z pewnością już o tym wiesz. - ciepły męski głos wyrwał alfę z zamyślenia. - Wiem, że nie jest to twoja pierwsza próba podjęcia terapii i rozpracowania tej całej plątaniny, więc cieszę się, że zdecydowałeś się po raz kolejny zmierzyć z demonami. - kontynuował terapeuta, o którym słyszał same dobre opinie. Harry miał nadzieję, że Niall Horan pomoże mu w tej nierównej walce i dzięki temu znów poczuje się jak kiedyś. Wolny i w pełni szczęśliwy. Z Louisem i Josephem u swego boku. Właśnie tego najbardziej pragnął i zamierzał o to walczyć. - Możemy zacząć? - blondyn sięgnął po długopis i czysty brulion, a alfa skinął lekko głową w geście zgody.

*

Od ostatniego spotkania z Harrym minęły ponad dwa tygodnie i nie były one łatwe dla omegi. Nie chodziło nawet o tęsknotę (którą oczywiście odczuwał), ale o jego samopoczucie. Z dnia na dzień czuł się coraz gorzej, choć robił dobrą minę do złej gry i ignorował sygnały, które jednoznacznie wskazywały na to, że dzieje się z nim coś niedobrego.
Zayn od razu całą winę zwalił na Stylesa, którego ponowne pojawienie się w życiu przyjaciela nazwał każdym znanym sobie synonimem słowa katastrofa. Omega ignorował narzekania bety i zmieniał wtedy temat na bardziej miły, na przykład wypytywał o szczegóły kolejnych randek, na których Zayn bywał niemal codziennie. Była to doskonała taktyka, bo beta zamykał swoją niewyparzoną jadaczkę i wzdychał jak zakochany głupiec. Miał wtedy spokój na przynajmniej pół godziny i nawet miło było posłuchać o tym, że zauroczenie i miłość mają też swoje dobre i radosne strony. Jednak Louisowi nie było dane poznać nawet imienia wybranka Malika, który wolał nazywać go swoim seksownym doktorkiem.

Warm me up and breathe me [sequel IWLY]Where stories live. Discover now