Roździał 2 ''Zidentyfikowany''

23 0 0
                                    

Dzisiaj wstałam przed ósmą w bardzo dobrym humorze. Pomijając to, że mamy poniedziałek, a przeważnie pierwszy dzień tygodnia jest dla nas wszystkich najgorszy. Podeszłam do lustra sprawdzając stan mojej cery i tak jak się spodziewałam moje cienie pod oczami nadal tam były. Nie miałam zielonego pojęcia dlaczego, przecież wysypiam się (no powiedzmy), zdrowo jem co nie ulega wątpliwości chociaż czasem pozwolę sobie na coś słodkiego. Może to przez ten stres? Przez te ciągłe sprzeczki z rodzicami? Wiem, że się o mnie martwią ale ja myślę rozsądnie... Zresztą cały czas to powtarzam. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumieją.

Zeszłam na śniadanie z ulgą stwierdzając, że rodziców nie ma już w domu. W poniedziałki zawsze zaczynam lekcje o 9:30 więc miałam dużo czasu na przygotowanie. Wyciągnęłam toster, wzięłam dwie kromki tostowego chleba, zaczęłam smarować masłem i nałożyłam ser i szynkę. Czekając aż opiekacz się nagrzeje, nalałam soku pomarańczowego i wzięłam wielki łyk. W tym samym czasie usłyszałam kroki na schodach. To pewnie moja siostra. Dziwne, powinna być już w szkole. Widząc mnie zrobiła niewinną minę. - A ty nie w szkole Sara? - zagadnęłam. - Znaczy ja miałam iść i właśnie się szykuję tylko trochę za późno wstałam - odpowiedziała niezbyt przekonującym tonem, wchodząc do kuchni. - Rodzice wiedzą? - wyciągnęłam tosty z opiekacza, usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Sara zajrzała do lodówki - Ale co mają wiedzieć? Przecież idę do szkoły. - Idziesz? Codziennie masz na 8. Obstawiam, że poprostu zapomniałaś, że będę jeszcze w domu. Co zamierzałaś robić? - zapytałam niezbyt przyjaźnie - Ehh - westchnęła - zajmij się swoim życiem, co? - Ale dlaczego zostałaś? Coś się dzieje? - Poprostu źle się czuję okej?! Przestań mnie wypytywać. Masz swoje życie! Czasami mogę sobie zostać a nie tak jak ty mieć zawsze stu procentową frekwencję! - wykrzyknęła i wybiegła z kartonikiem z sokiem pomarańczowym. Dlaczego tak zareagowała? Nasze relacje zawsze były na poziomie umiarkowanym. Tak jak rodzeństwo, kłócimy się, ale jeżeli coś się dzieje, mówimy sobie. Albo może ma okres a ja zadaje jej milion pytań na raz... Ogólnie rzecz biorąc moja siostra nie należy do ludzi, którzy tak szybko się denerwują. Zawsze jest opanowana i wie co powiedzieć a co zostawić dla siebie. Ale w sumie ma rację. Ja nie opuściłam do tej pory żadnego dnia szkoły pomimo że zaczynamy dopiero drugi miesiąc. Spojrzałam na zegar wiszący nad lodówką. Ósma piętnaście. Dokończyłam śniadanie i poszłam się umyć. Dzisiaj postanowiłam ubrać zwykłe jasnoniebieskie jeansy i białą bluzę z kapturem. Sprawdziłam czy mam wszystkie zadania i notatki do szkoły. Przypomniało mi się, że mamy kartkówkę z biologii, więc powtórzyłam ostatni temat. I tak wszystko pamiętałam bo uczyłam się przez weekend. Gdy dobiła dziewiąta dziesięć wyszłam do szkoły. Sądziłam, że to morderstwo sprzed kilku dni nie wpłynie znacząco na życie mieszkańców. Grubo się myliłam. Kiedy podeszłam pod budynek, zauważyłam radiowóz policyjny i grupkę gapiów rozmawiających o czymś między sobą.

***

Wchodząc do szkoły, zauważyłam dyrektora rozmawiającego z dwoma policjantami - Dobrze nie ma sprawy. Rozumiemy powagę sytuacji. - powiedział spokojnie i skierował ręką w stronę pokoju nauczycielskiego. Po ich wejściu, nagle wszyscy zgromadzeni na korytarzu zaczęli energicznie gestykulować i cicho szeptać. Naprawdę sprawa była na tyle poważna? Z drugiej jednak strony to miasto jest tak nudne jak muzeum z kolekcją obrazków namalowanych przez przedszkolaków. W końcu coś się dzieje i ludzie chcą się tym... nacieszyć? Nie wiem czy to odpowiednie słowo, ale na to wygląda. Teraz wszyscy żyją tą sprawą. - Hej! Hannah - usłyszałam głos Johna. Szedł w moją stronę razem z Ali i Kate. - Slyszałaś, że nie mamy dzisiaj biologii? Jest odwołana i idziemy wcześniej do domu! Jeej - powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha Ali. - Co? - zapytałam poprawiając plecak. - Miała być kartkówka. Uczyłam się cały weekend. Serio? Akurat biologia? - No nie gadaj! Dziewczyno ciesz się a nie jeszcze narzekasz - westchnęła cicho Kate. - No właśnie! - przytaknęli Ali i John. - A poza tym wszyscy trąbią tylko o tym morderstwie, nikt w tym momencie nie interesuje się kartkówkami czy sprawdzianami. Sami widzicie, nawet policja przyjechała. - wskazała ręką Kate w stronę pokoju do którego przed chwilą wszedł dyrektor ze służbą. - No bez przesady - zirytowalam się - to nie tak, że teraz wszyscy będą żyć tylko tym. Obstawiam tydzień, dwa i wszyscy o tym zapomną. A my funkcjonujmy normalnie. - Wiesz co? Twoja postawa jest trochę samolubna. Może wszyscy chcą się dowiedzieć kto stoi za tym wszystkim - wypaliła Kate. - Och daj spokój! - poczułam, że ta rozmowa idzie w złym kierunku - Co wam to da? Większość z nas nawet nie wie co dokładnie się stało. To, że chce żyć normalnie nie znaczy, że sprawa mnie nie obchodzi, bo szkoda mi jest bliskich tego chłopaka. A wy nie macie nic innego do roboty po prostu? -
Hannah ma trochę racji. To tak naprawdę nie nasz interes. - powiedział cicho John zerkając na Kate. - I tak naa to nie ominie. Będą przesłuchiwać wszystkich uczniów szkoły - stwierdziła Alison - Wszystkich? Tutaj chodzi z 300 osób. To fizycznie niemożliwe. - zaśmiałam się nerwowo. - Zresztą po co? Na pewno wszyscy jesteśmy mordercami. To jest takie niedorzeczne. W tym momencie zadzwonił dzwonek więc zaczęłam iść w kierunku klasy. Reszta bez słowa poszła w moje ślady. W międzyczasie doszło do mnie to, że nawet nie wiem który z uczniów został zabity. Do tego rozejrzałam się i nigdzie nie było Harry'ego. Nie... - Ej! - powiedziałam szybko i stanęłam przed klasą - Ale kto w ogóle zginął? Cały czas o tym rozmawiamy a ja nawet nie wiem i kogo chodzi. - Też nie wiemy. Nic jeszcze nie powiedzieli. To między innymi dlatego ludzie tak się tym interesują. - odrzekła Ali wchodząc do klasy i siadając w ławce. - No a gdzie Harry? - zapytałam niemal bezgłośnie. - Harry leży w domu bo jeszcze nie doszedł do siebie po piątku. Przecież wiesz jaki on jest - zaśmiał się John. - I nie nie został zamordowany przez psychopatę - dodał. To wcale nie było śmieszne. Naprawdę zaczęłam się o niego bać. Nie miałam z nim kontaktu od piatku wieczorem, ale John ma rację. Harry'ego często nie ma w poniedziałki a czasem i przez pół tygodnia potrafi nie przyjść. Jest na swój sposób podobny do Ali. Też za bardzo nie interesują się ocenami a jak dostaną dwójkę to świętują. O trójce już nie wspominając. Kiedyś rodzice Harry'ego powiedzieli, że jak dostanie przynajmniej czwórkę z matmy będzie mógł zrobić piątkową imprezę dla znajomych a oni za wszystko zapłacą. Oczywiście nie trzeba było mówić mu dwa razy, cały weekend się uczył. Dostał nie czwórę a piątkę z plusem. Wszyscy byli zszokowani. I nie ściągał bo nauczyciel pilnował go jak oka w głowie. To pokazało jego prawdziwe umiejętności, jeśli chce to potrafi. No ale to było taka jednorazowa sytuacja

***

- Dobrze, teraz ktoś chętny przyjdzie do tablicy rozwiązać zadanie, które zadałem w zeszły czwartek. - powiedział pan Finn, nauczyciel matematyki. Szybko podniosłam rękę bo oczywiście potrafiłam to zrobić - Hannah! Jak zwykle. Oczywiście nie przeczę, że pracę odrobiłaś bezproblemowo, ale może ktoś inny także je rozwiązał - rzekł nauczyciel i rozejrzał się po klasie szukając ochotnika. Jak zwykle wiedziałam, że nikt się nie zgłosi bo większość z klasy nie potrafi matematyki a jak jest ktoś taki, to po prostu się wstydzi podejść. Nawet wiem kto... - Blair! Wiem że potrafisz. Może podejdziesz. Jak nie będziesz czegoś umiała pomożemy ci - uśmiechnęłam się serdecznie do dziewczyny. Nikt tego nie zauważał, ale wiedziałam że to bardzo utalentowana nastolatka. Bardzo introwertyczna. Wiedziała jednak, że może liczyć na moje wsparcie bo zawsze gdy miała jakiś problem przychodziła do mnie. Ostatnio nawet zauważyłam, że mamy wspólne zainteresowania. Książki, granie na gitarze, koszykówka. Czasami zastanawiam się dlaczego nie przyjaźnie się z nią tak jak z Kate czy Ali. One i Blair to totalnie inne światy...
- No okej... Mogę spróbować - powiedziała cicho i odwzajemniła mój uśmiech. Podeszła do tablicy i zaczęła rozwiązywać zadanie. Nikt nie musiał jej pomagać. Wszystko zrobiła sama. Gdy skończyła wytłumaczyła nawet jak co policzyła - wow! - powiedziałam na głos - musisz częściej chodzić do tablicy - zaśmiałam się. - Dokładnie Blair! Wszystko dobrze. Musisz być bardziej aktywna moja droga. Oczywiście dostaniesz szóstkę - stwierdził radośnie pan Finn, zerknął do komputera i zaczął coś pisać. - Byłaś świetna - szepnęłam do Blair a ta się uśmiechnęła i podziękowała. - Okej moi drodzy uczniowie. Mam nadzieję, że wszyscy rozwiązaliście poprawnie zadania - nauczyciel spojrzał wymownie na Ali i garstkę innych uczniów, którzy słynęli z nieprzygotowań do lekcji - A teraz otwórzcie podręczniki na stronie 54. Zajmiemy się nowym działem... - W tym momencie do klasy weszli ci sami policjanci, których widziałam przed lekcją. - Dzień dobry. - przywitał się jeden z mundurowych. Był bardzo wysoki i dobrze zbudowany ale wyglądał na zmęczonego - Bardzo przepraszamy, że przeszkadzamy w prowadzeniu zajęć, ale pewnie wszyscy słyszeliście o morderstwie w zeszły piątek. Chcielibyśmy przesłuchać klasę. To bardzo ważne - podkreślił spoglądając na klasę. - Oczywiście nie ma problemu, ale teraz? Dopiero zaczęliśmy lekcję - rzekł pan Finn poprawiając swoje okulary w grubej, czarnej oprawie. Bardzo nie lubił gdy przerywano mu lekcję, ale zapewne zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Ja zresztą też. Z każdą minutą czułam, że to coś więcej niż zwykłe zabójstwo, chociaż to już było zbyt dużo... Nawet nie wiedziałam o kogo chodzi a tym bardziej co mogłabym wiedzieć na temat samej sprawny. - Przesłuchać? - powiedział ktoś z tyłu klasy - Panie policjancie, nawet nie wiemy kto zginął. Czy ktoś wreszcie nam powie? - Policjanci spojrzeli po sobie. Przeczuwałam, że za chwilę usłyszę coś czego nie chce usłyszeć. - Tak, oczywiście, - zaczął drugi ze służby. Ten był o wiele niższy od drugiego i bardziej wysportowany - Nie chcieliśmy robić zamieszania. Tym bardziej, że i tak już wystarczająco dużo zostało powiedziane. Jednak musimy poinformować, że zamordowany został Jack Roose. -
Wszyscy spojrzeliśmy po sobie. Nie... To... Ale jak to możliwe... - Jack Roose? - wyszeptałam niemal bezgłośnie. - Bardzo nam przykro, ale niestety tak. - Jack Roose to mój były chłopak. Moja pierwsza miłość. Długo ze sobą nie rozmawialiśmy, ale rozstaliśmy się w pokoju. Po prostu do siebie nie pasowaliśmy. I tak nadal po zerowaniu długo coś do niego czułam. On jest... On był wyjątkowy. - Ale jesteście pewni, że to on? Na pewno - zapytałam z nadzieją w głosie, czując że zaraz się rozryczę. - Niestety tak. Twarz została zmasakrowana, ale udało nam się ustalić ofiarę. - odrzekł drugi z policjantów a reszta spojrzała się na niego tak jakby dali mu do zrozumienia, że mógł darować sobie szczegółów. To było dla mnie za wiele. Wzięłam swoje rzeczy i uciekłam z klasy, mamrocząc coś pod nosem. Nie zdążyłam przejść kilku kroków bo zobaczyłam tylko ciemność. Straciłam przytomność...

ZemstaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz