- Być może was zaskoczę, ale nie mam wcale tak dużo do powiedzenia. Ciężko jest ubrać w słowa przyjaźń trwającą wiele lat. Ciężko jest zawrzeć na papierze uczucia jakie się posiadało do danego człowieka, nie potrafiąc ich nawet nazwać. Jung Wooyoung był naprawdę wspaniałym członkiem oddziału. Miał w sobie tyle zapału oraz motywacji, ale nie z rządzy pokonania przeciwnika. Nim, jako jedynym kierowała prawdziwie szlachetna intencja; intencja ochrony tych, których kocha. Od początku wierzył, że zwycięży każdego, kto zechce skrzywdzić kogokolwiek z nas. Dotrzymał obietnicy, bo to dzięki niemu jeden z nas stoi tu żywy. Jestem dumny z mojego Woo, z tego, że odszedł tak jak tego pragnął, oddając komuś swoje życie. Wiem jaki był jego los i byłem świadomy, iż pewne zdarzenia są nieuniknione. To pozwala mi istnieć, ale czy pozwala być szczęśliwym? Bez cząstki siebie, bez własnej duszy, bez dobrych wspomnień i jakichkolwiek pragnień wobec przyszłości. Nie potrzebuję od innych prezentów, nie potrzebuję wygody, pieniędzy, dóbr. Nie wymagam tych ciepłych łóżek, ani bezpieczeństwa. Ja wcale kiedyś do tego nie dążyłem. Wszystko co teraz mam, to o co niejeden z was się bił, zamieniłbym na to, by mieć Wooyounga obok mnie. Bym siedział z nim przy ognisku, o marnej dziennej dawce wody, przy sucharach, słuchając głupiego opowiadania o piratach. Po co mi wielki pokój, duże łóżko, komfort oraz pozycja? Po co to wszystko, gdy nie mam z kim się tym dzielić, nie mam z kim się tym cieszyć? Posiadanie było naszym wspólnym planem na utopię, własny dom, własny spokój, niezmącony ciężką drogą, nieustannymi zagrożeniami. Natomiast to wszystko było wspólne. Teraz już tego nie ma, więc i nie ma moich marzeń. Nie ma osoby, którą kochałem, a nie zdążyłem jej o tym powiedzieć. Smutek kiedyś ustąpi, ale już nigdy GO nie będzie przy mnie.- odrzucił kartkę, po czym wycierając oczy rękawem odszedł jak najszybciej potrafił. Mingi zamierzał go powstrzymać, lecz Hongjoong powiedział, aby tamten mógł się teraz wypłakać w ciszy. Od tamtego wieczoru nie miał okazji, by pogrążyć się w samotnym smutku. Niektórzy potrzebowali go, by móc wrócić jako ktoś lepszy.

Zostali tam jeszcze nie dłużej niż kwadrans. Położyli kwiaty, po czym każdy zajął się własnymi obowiązkami. Nie było to łatwe. Seonghwa w dodatku musiał za kilka dni opuścić Joonga i udać się na blisko dwa tygodnie do Fedory. Mieli zobowiązania w obydwu miejscowościach, które działały teraz jak niewielkie landy jednego wielkiego kraju. Tak czy siak, Hwa nie mógł stawiać osobistych spraw nad polityczne, więc ten wyjazd był nieunikniony. Hong bał się zostać sam, ale nie z obaw, że sobie nie poradzi, a przez jakieś dziwne przywiązanie do działania w zespole. Zawsze miał przy sobie Sana, Mingiego oraz Wooyounga i od pewnego czasu Parka oraz Jongho, a nagle każdy obsypany masą zadań, spędzał czas w swoich sektorach. Mingi przebywał w jednostce, San raczej się do nikogo nie odzywał, więc jakikolwiek kontakt jego z Joongiem opierał się na przynoszeniu raportów. Siłą rzeczy Hongjoong zbliżył się jeszcze bardziej do Jongho, który został jednym ze strażników i często przesiadywał u Honga w gabinecie. Dużo dyskutowali. Dodatkowo osiemnastolatek pobierał u starszego drobne lekcje, przyglądał się mu, jak ten wypełniał dokumenty, przygotowywał plany, doglądał działania poszczególnych działów Centrali, dzięki czemu sprawnie się uczył. 

Kiedy powoli zapadał zmrok, umówili się na sali, gdzie wspólnie trenowali. Kim wolał nie zatracić formy oraz wygodnie trwać w fotelu Przywódcy, bo nie do tego został stworzony. Jego celem było stanie się jeszcze lepszym. Budował własną pozycję, ponieważ nie wątpił, iż wielu będzie takich, co podważą jego kompetencje przez młody wiek. Aczkolwiek dziś, wcale nie przyszedł na halę, żeby ćwiczyć, a by wylać potworną frustrację. Jak na niczym innym, zależało mu na szczęściu każdego jednego z nich. Nie wiedział co robić. Miał wrażenie, że jest okropnym przyjacielem. 

Zabrał ze schowka swój ulubiony zestaw noży, po czym rozstawił tarcze, do jakich zazwyczaj rzucał. Jongho jeszcze nie przyszedł, jednak Hongjoong postanowił zacząć bez niego, by odrobinę rozładować swoją agresję. Już za pierwszym razem trafił w środek, kolejnym razem strącił ostrze  tam wbite, ponieważ następne wylądowało w tym samym punkcie. Zamachnął się znowu, po czym opuścił ręce wzdłuż ciała, a jego ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch. Nie płakał w swoim życiu często, a jeszcze rzadziej przez własny smutek. Upuścił sprzęt na ziemię, a sam ukrył twarz, nie umiejąc się opanować. 

FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!auKde žijí příběhy. Začni objevovat