Druga fala

204 26 2
                                    

      Hongjoong zmienił Sana bez słowa, po blisko półtorej godziny płytkiego, lecz kojącego snu. Zrobił to wcześniej niż zaplanowali, ale czułby wyrzuty sumienia, odmawiając blondynowi odpowiedniej ilości wypoczynku. Sam nie był aż tak wycieńczony jak Choi. Nadal się do niego nie odzywał, choć w rzeczy samej wcale nie był zły. Po prostu chciał dać mu do zrozumienia, że nie życzy sobie opryskliwych tekstów z jego strony. Nie potrzebował szacunku do budowania własnego ego, a do utrzymania dyscypliny. Doskonale wiedział, że tamci pragnęli by między nimi panowała typowa koleżeńska relacja, lecz na dłuższą metę zbytnia spolegliwość przyczyniłaby się do rozłamów, naruszania regulaminu, do osłabienia ich siły woli. Szarowłosy wyznaczył sobie za obowiązek pilnowanie, by poza miłą atmosferą rozmów i żartów, każdy znał swoje miejsce, zadania oraz powagę ich położenia. Domyślał się, że mogli go skrycie przez to nienawidzić, że trzymali go tylko dla obopólnych  korzyści, wynikających z jego wiedzy czy umiejętności zachowania zimnej krwi. W innych warunkach odcięliby się, dla poczucia własnej wolności. Joong skłamałby twierdząc, że go to nie bolało. Aczkolwiek wiedział, że robi to dla nich, że dzięki temu stanowią zgraną załogę. Nie mógł się skarżyć, nie mógł się spoufalać, okazywać słabości. Grał kogoś kim nie był, by inni wierzyli w tą postać, ufali jej i liczyli na nią. Prawdziwy człowiek był gdzieś obok, stał obserwując z boku lepszą wersję siebie, która potrafi zarządzać, dokonywać wyborów, wzbudzać szacunek. 

    Rozważał nad tym, wyglądając przez szparę w drzwiach. Przez cały ten czas nikt się tu nie zjawił. Istniało niewielkie prawdopodobieństwo, by ten stan rzeczy miał się zmienić do ich pobudki, ale nie mógł odpuścić. Podtrzymywał palące się ognisko, wrzucając kolejną książkę, tym razem napisaną przez jakiegoś motywatora, traktująca o realizacji własnych pasji. Dawniej ludzie oddawali się często takim błahym zajęciom jak rekreacyjne uprawianie sportów, taniec czy tworzenie muzyki. Dziś takie coś byłoby nie do pomyślenia i wręcz nie na miejscu. Ludzie śpiewali, ale po to by nie oszaleć w tej ponurej rzeczywistości, aby w słowach przywołać wspomnienia dawnego świata. Rysowali, ale zwykle były to obrazy mające praktyczne zastosowanie. Tak jak ta czwórka, tworzyli pełne detalów mapy, plany konstrukcji, jakie zrealizowaliby mając potrzebne surowce. Ćwiczyli, ale nie po to by budować własną sylwetkę, lecz by mieć na tyle siły, aby unieść fizyczną i psychiczną wagę długiej tułaczki, podczas której należało dźwigać ze sobą cały dobytek. Dla Kima było to irracjonalne, bo jedyną motywacją dla nich było przeżycie, nie spełnienie, nie samoakceptacja, nie radość (choć to wiązało się poniekąd z przetrwaniem).

     W pewnym jednak momencie usłyszał jakieś dźwięki. Zerwał się na równe nogi, wyglądając już bardziej pewnie na podwórko. Z zachodu, w oddali szła grupa dorosłych mężczyzn, w ciemnych skafandrach. Była to za pewne jedna z szajek drugiej fali. Groźni, chociaż istnieli groźniejsi. Szarowłosy prędko zgasił ognisko i kilkoma ruchami, zdjął z pozostałych wszelkie nakrycia. Zaczął czym prędzej się pakować oraz szykować broń. 

- Wstawać!- krzyknął stanowczo. Tamci pomimo iż zdezorientowani, byli gotowi już kilka sekund później. Mingi załadował każdemu amunicję, przeczuwając kto może się zbliżać. 

- Nie jestem tchórzem, by teraz uciekać. Upewnijcie się, że wzięliście wszystko, a zwłaszcza wodę. Zaraz się zabawimy z naszymi porannymi gośćmi.- Hongjoong uśmiechnął się szyderczo, stając po lewej stronie drzwi, pozostałym każąc zająć pozycje w ukryciu. 

- Ilu ich jest?- zapytał Woo.

- Zdaje mi się, że sześciu.- odparł prędko. 

- Sześciu na czterech? Jakim cudem mamy sobie z nimi poradzić?- jego oczy zabłysły strachem, jaki nie udzielił się Joongowi, który dalej szczerzył się, czekając niecierpliwie. 

- A takim.- odrzekł, gdy do środka wpadli intruzi, zaciskając dłonie na własnych pistoletach. Szarowłosy nie czekając, od razu wypalił dwie celne kule, które przeszyły ciała mężczyzn idealnie w miejscu klatki piersiowej. Tu nie było czasu na wątpliwości. Z autopsji wiedzieli, że nie byli to mili panowie, którzy polubownie załatwiliby swoje sprawy. Świadczyły o tym tatuaże, które każdy z nich miał pod okiem. Odpowiadały dobrze znanej społeczności, która stworzyła się wśród drugiej fali. Była to jedna z największych istniejących organizacji przestępczych jaka funkcjonowała wśród Ocalonych. Zaopatrywali się nawzajem w broń, pokarm, wodę, mieli swoje własne siedziby oraz szkolenia, by radzić sobie z takimi jak oni. Dlatego Hongjoong nie miał litości. Musieli działać szybko. Gdy tamci zorientowali się, że dwójka z nich już kona na posadzce, zaczęli strzelać na oślep wykrzykując jakieś wyzwiska. Kim zdążył odbiec szybko by skryć się w biurze, a wtedy Mingi trafił długowłosego bruneta o szerokich ramionach, prosto między oczy. Był to strzał wręcz zdumiewający i zasługujący na nie lada uznanie. Pozostała trójka rozproszyła się po całym poziomie. Woo uważnie śledził jednego z nich, średniego wzrostu dwudziestoparolatka, którego buzię szpeciła długa szrama biegnąca wzdłuż skroni. Zakradł się za nim bezszelestnie, a gdy tamten się odwrócił wyczuwając czyjąś obecność, Jung wbił mu nóż w miejscu serca, drugą dłonią machając do niego przyjaźnie.

- Miło było poznać.- zaśmiał się zgryźliwie.

Oblał go zimny pot, kiedy poczuł, że ktoś za nim stoi. Doszło go tylko niemrawe stęknięcie, a po spojrzeniu za siebie, ujrzał Sana wsuwając po raz kolejny ostrze w brzuch leżącego pod nim faceta. W jego ślepiach rodziła się jakaś obsesyjna mania oraz zwierzęca wściekłość. Nie miał skrupułów pozbawiając swoją ofiarę oddechu. 

- Zza pleców chciałeś?! To masz zza pleców tchórzu...- znów zamachnął się, zaciskając mocno palce na rękojeści sztyletu, lecz Wooyoung złapał go za nadgarstek. 

- On już nie żyje. Proszę, uspokój się.- pomógł mu wstać i razem poszli dołączyć do reszty. Spodziewali się, że Hongjoong bez zająknięcia zmienił ostatniego z przeciwników w tatar. Nie mylili się, ponieważ tamten z wyższością ( a przypomnijmy, że wzrostem nie grzeszył), trzymał but na krtani mężczyzny, na oko czterdziestolatka, dławiącego się własną krwią. Jung pokręcił głową widząc z jaką beztroską pastwił się nad nim, ciesząc się ze swojej władzy jak dziecko.- To nieetyczne Joong. Dobij go po prostu. 

- Sam się prosił. Zamierzał ukraść nam wodę. To ja mu ukradłem trochę powietrza.- ten żart był wyjątkowo suchy i wyjątkowo brutalny. Jednakże Kim posłuchał się Woo i złamał kark nieprzytomnemu już nieszczęśnikowi. 

- Czy my jesteśmy już tak wprawieni, bezwzględni i doświadczeni, że poszło nam to jak z płatka?- San wytarł dłonie o kawałek ubrania jednego z nieboszczyków, które nie zaszło jeszcze karmazynową cieczą.

- Byli słabi. Zero czujności, brak szyku, wyraźnych komend, umiejętności.- Hong kopnął w spoczywającą na brudnej ziemi głowę. Zadowalał go sukces, ale nie był on wymagający. Spodziewał się bardziej zażartej potyczki. Tymczasem powalili sześciu dorosłych mężczyzn bez większych problemów. To wręcz irracjonalne...

- Chyba lepiej niż żeby stracić jednego z nas.- mruknął jasnowłosy.

- Zgłaszam się na ochotnika.- Wooyoung nie miał ochoty czekać na to, aż tamci omówią co do szczegółu zdarzenia sprzed kilku minut. Nie było się czym szczycić, ani na co narzekać. Jak zazwyczaj nie rwał się pierwszy do kontynuowania podróży, to tym razem sam pochwycił część ich tobołów i ruszył w stronę wyjścia. 

FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!auWo Geschichten leben. Entdecke jetzt