Zapaliło się światło. Bingo! Na łóżku siedział zaspany Jaebin, który ledwo kontaktując, przecierał oczy. Sięgnął po okulary leżące na stoliku nocnym, ale kiedy dostrzegł Jongho, celującego do niego z broni, jego oczy zmieniły się w dwa duże, czarne guziki. Wyglądał jakby uszło z niego całe życie, zanim w ogóle młodszy zaczął działać. Rozbawiło to Choia, toteż uśmiechnął się szyderczo. Wiedział, że mężczyzna ma zbyt daleko przycisk, którym mógłby wezwać pomoc, stąd na jego twarzy widniało śmiertelne przerażenie. 

- Dobry wieczór, przepraszam, że przeszkadzam, ale rozumiesz... Hongjoong kazał mi wyrzucić śmieci. Chyba nie muszę rozwijać tej aluzji?- uniósł jedną brew, ale w odpowiedzi tamten tylko głośno przełknął ślinę. Jongho podszedł bliżej, a tamten skulił się bardziej na materacu.- I co kurwa tchórzu uciekasz? Teraz się boisz?

- Ty nic nie wiesz! Dlaczego słuchasz tamtego psychopaty? To miejsce może dać ci schronienie, lepsze życie. Przecież Seonghwa cię zabije, gdy wszystko się uspokoi. Powinieneś wierzyć mi, a nie im. Jesteś naiwny!- jego głos drżał niesamowicie. 

- Zamknij się, bo przeszkadzasz sąsiadom w śnie. Cisza nocna nadal cię obowiązuje.- warknął.- I nigdy nie będę ufał zdrajcy, ty pieprzona pluskwo.

Zanim tamten zdążył coś zrobić, Jongho chwycił go za materiał koszuli, po czym zwalił z posłania na dywan, który stłumił dźwięk ciała opadającego na ziemię. Po tym kopnął go w szyję tak mocno, że zaczął się krztusić, a jego cera pozieleniała. Nachylił się, szyderczo unosząc kąciki ust, po czym nadepnął ciężkim butem na jego klatkę piersiową, słuchając jak tamten się dusi oraz próbuje chwycić coś rękoma, jednak nie dawał rady. Potem nastolatek kolejny raz go uderzył, tym razem w twarz, łamiąc więcej niż jedną kość. Jaebin wypluł krew, która również spływała z jego nosa. 

- Posłuchaj mnie...- wydusił, ale zaraz znów zaczął się dławić. 

- Zamilcz. Przez ciebie zginął człowiek, inny cierpiał. Ten, którego wykorzystałeś do własnych eksperymentów, uratował mi życie. Więc w podzięce cię zabiję. Będziesz umierał długo oraz boleśnie, tak jak na to zasługujesz.- wysyczał przez zęby, chwycił szklankę stojącą na stoliku, a następnie rozbił ją o jego buzię. Kawałki szkła powchodziły mu pod powieki, do gardła oraz nosa. Chciał krzyczeć, ale kiedy napinał mięśnie w szyi, zaczynał się krztusić karmazynową cieczą. Gdyby Jongho miał serce, ukróciłby jego męczarnie, lecz nie miał, więc przez kilka sekund tylko spoglądał jak ten walczy o życie, potem wziął swoje ostrze, usiadł na brzuchu Hwanga i z cudowną precyzją zaczął wydrapywać na jego czole napis "zdrajca", by następnie już zakrwawiony nóż wbić mu w krtań. Na koniec związał mu nogi oraz nadgarstki, za pomocą fragmentów jego własnej piżamy i zostawił go konającego w męczarniach. 

Zadanie wykonane. 

----------------------------------------------------------

    Dla Sana mszczenie się na tych wszystkich ludziach to była gratka. Nie interesowało go czy byli winni czy nie. Już wcześniej Hongjoong oskarżał go o brak skrupułów. Wszelkie pokłady empatii jakie kiedykolwiek miał, pochodziły od Wooyounga. Teraz go przy nim nie było. Odebrali mu cząstkę jego, odebrali jego przeszłość oraz przyszłość, wszystko na czym mogło mu zależeć. Pozostała tylko teraźniejszość, w której jedyne o czym marzył, to żeby każda osoba stąd poczuła ten sam, głęboko zakorzeniony ból, jaki on odczuwał musząc oglądać, jak umiera jego najbliższy przyjaciel. Nie dali mu nawet możliwości, żeby się pożegnać, nie dali szansy walki, więc i on nie zamierzał być łaskawy. 

Mingi dostrzegał furię, tlącą się w jego oczach. San się zmienił od tamtej pory. Dawniej w jego sercu było mnóstwo pozytywnej energii, a może to po prostu Wooyoung był jedynym pozytywnym aspektem jego życia. Od momentu, kiedy ich zamknęli, blondyn gościł w sobie jedynie żal. Płakał zaledwie raz, w nocy, myśląc, że Song śpi. Specjalnie zagryzał wtedy swoją dłoń, nie chcąc, aby tamten usłyszał jego łkanie. Miał od tego ślad na skórze, o którym nie chciał rozmawiać. Stał się cichy. Być może pragnął wyrzucić z siebie wszystkie złe emocje, a Mingi był właściwą osobą, lecz nie potrafił. To trochę jak łzy, które dusiło się głęboko, żeby nie pokazać ich światu. Przecież dawniej zwierzał się tylko Jungowi, był jego bezpieczną ostoją, wszystkim co miał. Był jego rodziną, całym majątkiem, tym z kim wiązał nadzieję, tym, co trzymało go przy zdrowych zmysłach. 

- Masz ich nie zabijać, jedynie uwięzić.- wydukał drugi, wyrywając jasnowłosego z zamyślenia. Sprowadziło go to z lekka na ziemię, natomiast wcale nie uśmierzało jego złości. 

Dotarli do pierwszej siedziby, gdzie kilku strażników najwyraźniej gorączkowo starało się coś wyjaśnić. Dyskutowali o tym, że kamery na trzecim piętrze przestały działać, ale zanim jeden z nich wyszedł, żeby sprawdzić co się tam dzieje, Choi powitał go dość mocnym ciosem w żebra, po czym wyjął jego kajdanki, a potem spiął ręce. W tym czasie Mingi groził pozostałej dwójce bronią, na co tamci zaskoczeni, zamarli w bezruchu. Jeden zamierzał chyba wezwać pomoc, więc San podszedł do niego blisko i wykręcił mu ramię. 

- Nie ruszaj się.- sapnął groźnie.- Nie zrobimy wam krzywdy. 

Z ust Sana nie brzmiało to zbyt wiarygodnie, jednakże rzeczywiście, nie planowali im nic zrobić. Urządzając tu rzeź, byliby gorsi niż władza, którą planowali obalić. Hong ostrzegł ich, aby nie postępowali nierozsądnie, kierując się prywatnymi rządzami. Blondyn naprawdę wykorzystywał szczątki samokontroli, by się pod tą zasadę podporządkować, albo po prostu robił to dla Mingiego, który obserwował go uważnie. 

- Wszystko pojmiecie wkrótce. Chcemy, abyście poznali prawdę. Nie byłoby to konieczne, gdybyście pamiętali, co działo się trzy lata temu.- powiedział Mingi, aczkolwiek tamci wciąż patrzyli na nich jak na groźnych intruzów. Byli jednak w potrzasku i nie mieli jak się bronić. Jeden próbował, ale zaraz wylądował na podłodze unieruchomiony. Związali ich, obrabowali z pistoletów, bagnetów oraz krótkofalówek, po czym zmienili kanał na monitorach, na telewizję puszczaną w domostwach Otakji. 

Podobną procedurę powtórzyli kilka razy, aż nie byli pewni, że wszyscy, którzy stwarzali zagrożenie dla ich planu, są unieszkodliwieni. Problem pojawił się przy gabinecie Głównego Oficera Prewencji Wewnętrznej. Nie był tak głupi jak jego podwładni. Zorientował się, iż coś jest nie tak, kiedy próbował się z nimi skontaktować, a po tym jak nie uzyskał odzewu, stał się czujniejszy niż zwykle. 

Czekał już na swoich przeciwników, gdy San oraz Mingi pojawili się pod jego drzwiami. Nie blokował nawet zamka, co zaskoczyło tamtą dwójkę. Gdy już wtargnęli, on od razu włączył alarm, co wybiło Choia z równowagi. Chłopak w panice, strzelił do mężczyzny, który chyba się tego nie spodziewał. Kula jednak jedynie go drasnęła, więc San wycelował po raz drugi, tym razem trafnie, a jego ciało opadło na posadzkę. Dobre dwie minuty, w całym budynku rozbrzmiewał ten cholerny sygnał, zanim zdołali go wyłączyć. Byli przerażeni, że przez to potknięcie nie uda im się dopiąć celu. 

- I co teraz?- Mingi zerknął na zwłoki leżącego tuż przy nim oficera. Teraz rozumiał, czemu pierwsze co począł, to włączenie syreny. Nie miał przy sobie żadnej broni. Było to dość nieodpowiedzialne z jego strony. Tak czy siak, to co zrobił było dla nich stokroć gorsze niż krótka strzelanina. 

FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!auWhere stories live. Discover now