Do zobaczenia kiedyś

Start from the beginning
                                    

Wszyscy wylądowali na kolanach w równym rzędzie na podwórku przy murach niepozornej biblioteki. Ta scena przypominała dosłownie moment przed egzekucją. Zwłaszcza, że chodzący wokół nich funkcjonariusze trzymali naładowane karabiny z wymierzonymi w ich stronę lufami. Sekundą, w której Hongjoong się złamał, była ta, gdy Park, z wcześniej pochyloną do dołu głową, uniósł ją, a jego wzrok wylądował wprost na Kimie, obdarzając go najsmutniejszym i jednocześnie najcieplejszym uśmiechem jaki widział kiedykolwiek na ustach starszego. Świadomość, iż zaraz może stracić jedynych ludzi, na których mu zależy, kogoś do kogo był w stanie przywiązać się na tyle, aby wizja jego braku rozpaliła w nim tak piekielnie nieznośny ból, sprawiła, iż Joong podniósł się z ziemi i wyszedł z ukrycia. 

- Wooyoung łap za swoją broń!- poinstruował, robiąc dokładnie to samo. Nie minęła chwila, a cała okolica spowiła się w odgłosach strzelaniny. Dziewiętnastolatek nafaszerował człowieka, stojącego nad Sanem połową swojego magazynku i trafił w głowę tamtego oficera, który celował do Seonghwy. Zanim zdołali uwolnić skutych przyjaciół, z samochodów wyszli kolejni członkowie prewencji, a na ulicę przybyli następni. Miało się wrażenie, iż były ich tłumy. Przynajmniej setka dobrze uzbrojonych służb ochronnych, przeciwko dwóm nastolatkom, zażarcie broniących swojej grupy. A wszystko to odbywało się w ciężkiej, przygnębiającej ciemności, pod mrugającymi, mglistymi światłami lamp.

Trzech próbowało unieruchomić Hongjoonga, który wyczerpując całe swoje siły, odpychał ich nogami i rękoma, zużywając naboje niemalże na oślep. Wpadł w furię, przesiąkniętą taką goryczą oraz desperacją, jakich prawdopodobnie dotąd nie czuł. Byli samotni i pewni, iż walczą na marne. Kim był jednakże przekonany, że jeśli się poddadzą, będzie musiał przyglądać się jak całe ich dotychczasowe marzenia, cele, legną w gruzach. Kara dla Ocalonych spoza Otakji była tylko jedna i nie istniała żadna moc, mogąca ich przed tym uchronić. Pozycja Honga w takich okolicznościach nie byłaby absolutnie żadnym środkiem łagodzącym, a po tym co zrobili trzy lata temu, stałaby się tylko uzasadnieniem dla jeszcze bardziej bezdusznej zemsty. 

- Ręce do góry, nie macie już gdzie uciec!- warknął niski, głęboki głos z oddali. Barczysty brunet w granatowym uniformie, trzymał palce na spuście, wpatrując się wściekle w sylwetkę Honga, który spoglądał na niego zza swojego ramienia. Pot spływał mu po czole. W głowie zagościła zupełna pustka. Wszystkie myśli odpłynęły, a z emocje ograniczyły się do żalu, żalu, iż on sam na to wszystko pozwolił. Cena za pragnienia była zbyt wysoka, lecz nie dało już się cofnąć czasu. Patrzył, jak tamten lustruje go uważnie spojrzeniem, coraz pewniej układając dłonie na rękojeści  poręcznego pistoletu. Naokoło nich stało ich więcej, każdy wyposażony, gotów zabić za jakikolwiek fałszywy ruch. 

- Hongjoong!- krzyknął Wooyoung, wyrywając starszego z tego dziwnego transu. Spojrzał w stronę Junga wystraszony, ale dopiero to co przed sobą ujrzał wzbudziło w nim szczerą grozę. 

To były ułamki sekund, gdy odgłos wystrzału odbił się echem w jego uszach. Świat zamarł w milczeniu, a przynajmniej żadne dźwięki nie dochodziły do Joonga, odbijane przez jakąś niewidzialną barierę. Czas się zatrzymał wraz z biciem serca chłopaka, którego sparaliżowała trwoga. Gardło zacisnęło mu się w piekącym bezdechu, a usta ułożyły w niemy krzyk, jaki nie był w stanie wydobyć się na zewnątrz. Jakby w oddali usłyszał Sana, który zawył w tak wstrząsający sposób, że całą skórę Kima pokryły ciarki. Do oczu naszły mu łzy, a zaraz spływały po policzkach bez żadnego opanowania, tworząc całą rzekę, zatapiającą się swoją słonością między jego wargami. Były w niej nieposkromione błagania, iż scena przed nim nie była prawdziwa, ale on stał tam dalej jak skamieniały, a Wooyoung upadł na kostkę brukową, wpatrując się w niego wielkimi czarnymi oczami, zaszkolnymi i zdezorientowanymi. 

Drżącymi rękami trzymał się w okolicy serca, zerkając jak karmazynowa ciecz barwi jego skórę, jak wylewa się spomiędzy palców, jak kapie na podłoże, jak brudzi jego ubrania. Przełknął ślinę, zdając sobie sprawę co się wydarzyło. 

- Hongjoongie...- wydyszał, a nieokiełznany ból przeszywał go od stóp do głów. Hong odzyskawszy zmysły, rzucił się w jego kierunku, padając tuż obok, zagarniając jego ramiona w swoje. Tamci usiłowali go odciągnąć siłą, lecz on za nic by go nie puścił. On musiał go trzymać blisko siebie, musiał tulić do siebie jego ciało, by wiedzieć, że nie odejdzie. Przecież go nie zostawi, jeśli z nim zostanie. Jeżeli tu z nim będzie, to jego Wooyoung go nie opuści. Nie mógł... Po tym wszystkim nie mógł tak po prostu zniknąć. 

- Będzie dobrze Woo, to nic... To naprawdę nic, okay?- powtarzał mu do ucha, zmuszając się do szczerego uśmiechu. Był to wyjątkowo szczery, ale również najbardziej przykry z tych, które ubrał na swoją twarz i jedyny tak prawdziwy, którym obdarzył Junga. Teraz żałował, tak cholernie żałował, że nie dał mu ich więcej, że przez całą ich znajomość nie potrafił pokazać jak ważny dla niego jest ten energiczny, roześmiany dzieciak. On ciągle zaznaczał jak ważne są uczucia, emocje, a ten go za to karcił. Oddałby wszystko, by w tym momencie wyjawić całe swoje przywiązanie, podziękować za każdą drobną rzecz, którą wniósł do jego życia, za poczucie przynależności, za radość, za wspólne osiągnięcia, za pomoc i za pozwolenie mu na bycie człowiekiem, kiedy tak ciężko było nim być. Hongjoong zagarnął jego głowę blisko swojej klatki piersiowej, nie chcąc by ten widział co dzieje się naokoło. Tych ludzi, którzy próbowali to przerwać, Sana, który wciąż z nadgarstkami złączonymi kajdankami, nie mógł się z nim pożegnać, chociaż był tym, którego chłopak zdążył obdarzyć najpiękniejszym z istniejących uczuć. Zmuszając się do powiedzenia, że "wyjdzie z tego",  sam próbował w to uwierzyć. 

- Do zobaczenia  kiedyś Joongie. Powiedz reszcie, że ich kocham.- zamknął powieki, zapadając w sen. Naprawdę długi sen. 

Hong nie pamiętał nic z tego co się działo później. Możliwe, że sam zemdlał lub bardzo marzył by zapomnieć... lub samemu zasnąć. 

FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!auWhere stories live. Discover now