Misja (terapia po Nowej Erze)

723 51 8
                                    

Hej!

Trochę to trwało, ale w tej @#$^# grze jest coraz więcej do poprawienia -,-. Zaczynałam od poprawek pojedynczych scen, a teraz to już musiałam poprawić całą fabularną część, która osiągnęła już taki poziom głupkowatości, że po prostu nie mogłam tego tak zostawić -,-. Mam nadzieję, że się Wam spodoba xD. Dla porządku już tylko wspomnę, że ten rozdział wymaga znajomości wydarzeń z 10 odcinka Eldaryi i poprzednich terapii.

Miłej lektury ❤



Wyszłam z Sali Narad na miękkich nogach, jeszcze trochę nie dowierzając w to wszystko, co usłyszałam. Czekała nas wyprawa na Ziemię! Kiedy w wieżowcu spoglądałam przez dziki portal, to czułam jedynie nostalgię, bo mimo że widziałam ziemskie mieszkanie z bardzo bliska, to nadal znajdowało się za daleko, by było czym się przejmować. Ale teraz to co innego! Perspektywa dostania się na Ziemię tak bardzo mnie przytłaczała, że nawet nie umiałam powiedzieć, co teraz czułam. Radość? Smutek? Żal? Ekscytację? A może wszystko na raz, bo co będę sobie żałować?

Nie, stop, to nie czas na emocjonalną huśtawkę, miałam przecież zadanie do wykonania! Przystanęłam na chwilę i zacisnęłam mocno powieki, by pomóc sobie trochę ochłonąć. Dokąd miałam teraz iść? A tak, do Purriry, tak. Miałam ją wprowadzić w świat ziemskich ubrań, żeby mogła przygotować nam stroje, w których nie będziemy się wyróżniać. Średnio podobał mi się ten pomysł, bo nie znałam się jakoś szczególnie na modzie, nie wspominając już o tym, że przez osiem lat mojej nieobecności trendy mogły drastycznie się zmienić, ale ostatecznie postanowiłam nie dyskutować z tą decyzją Huang Hua. Podejrzewałam, że mimo wszystko mi przyjdzie łatwiej niż Mathieu dogadanie się z Purriry. Pozostało więc jedynie mieć nadzieję, że przez tych parę lat styl, który pamiętałam, nie zdążył się stać totalnie obciachowym.

Mimo pogodzenia się z losem szłam do Purriry jak na ścięcie i po drodze się pocieszałam, że jutro mnie czekały znacznie ciekawsze zadania, bo Huang Hua poprosiła, bym pomogła w szczegółowym zaplanowaniu naszej misji na Ziemi. Otwarcie portali było tak trudne i kosztowne, że każda spędzona tam minuta musiała zostać dobrze spożytkowana. No i to brzmiało jak ciekawe wyzwanie, nie to co dobieranie ubrań, do czego nigdy nie miałam wielkiego drygu.

Miło się zdziwiłam, gdy się okazało, że współpraca z Purriry szła naprawdę gładko. Tak się zafascynowała ziemską modą, że chłonęła jak gąbka każde moje wyjaśnienie, a także domagała się szkiców dosłownie wszystkiego, co tylko przyjdzie mi do głowy. Dawno nie rysowałam, a uporczywie zerkająca mi przez ramię rozentuzjazmowana purreko tylko dodatkowo mnie stresowała, dlatego pierwszych kilka kartek zmarnowałam na dość niezręczne wprawki, ale gdy wreszcie na nowo przypomniałam sobie przyjemność przelewania wyobrażeń na papier, to już poszło z górki. Moje rysunki może i nie były idealne, ale mi dawały frajdę, a Purriry konieczną wiedzę.

Entuzjazm purreko tak mi się udzielił, że zasiedziałam się u niej na dobrych kilka godzin i nawet nie zrażałam się jej różnymi dziwnymi przytykami w moją stronę oraz mojego stylu ubioru. Dopiero ciemne niebo za oknem warsztatu mi uświadomiło, że pora już wracać do siebie. Obiecałam przyjść także jutro rano, by pomóc w wyborze materiałów, z których powstaną stroje.

W drodze powrotnej do budynku Kwatery, gdy wreszcie zostałam sama z własnymi myślami, to ze zdumieniem odkryłam, że mimo dzisiejszej burzliwej rozmowy z Nevrą, dopiero teraz sobie o nim przypomniałam. I natychmiast zaczęłam żałować, że to zrobiłam, bo myśli o nim stanowiły jedynie utrapienie, a jego niezdecydowanie tylko dodatkowo dobijało. Mieliśmy niby wrócić później do przerwanej rozmowy, ale kto wie, może po naradzie nawet mnie nie szukał?

NevraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz