❝Z PRZEZNACZENIEM SIĘ NIE WALCZY.❞
AMARTH OD ZAWSZE TOWARZYSZYŁ CIEŃ TAJEMNICY. Samotność z biegiem lat stała się jej przekleństwem i błogosławieństwem. Oczy wędrownej elfki w pewnym momencie zaczęły się zwracać ku Zachodowi. Pragnęła zaznać spokoju...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Blask wschodzącego słońca sprawił, że trolle natychmiast zamieniły się w skałę. Kamienne posągi nie mogły zrobić im krzywdy. Zaklęto je w czasie i już budziły w Amarth dziwne uczucie nostalgii.
— Już sobie poradzę, mój drogi — rzekła wreszcie do Bilba, który pomagał jej się wydostać z węzłów. Przyłożyła rękę do świeżej rany na policzku i wyszeptała jedno z zaklęć uzdrawiających. Po chwili, nie było po niej śladu. Hobbit zerknął na nią z podziwem.
— Niesamowite — stwierdził z uznaniem. — Widziałem cię... jak czarowałaś. Masz problem z trudniejszymi zaklęciami?
Wspaniale, pomyślała. Nawet on się zorientował, że jestem beznadziejna.
Ale w oczach Bilba nie widziała wyrzutów. Jego bystre tęczówki świeciły blaskiem pełnym fascynacji. Dla niego sam fakt, że potrafiła w jakimkolwiek stopniu władać magią był czymś niezwykłym. Drina też nigdy w nią nie zwątpiła.
— To dlatego, że nigdy nie przykładałam się do nauki magii — odparła Amarth. — Coś tam potrafię, ale moje umiejętności nijak mają się do tego, co potrafi moja matka... — przerwała nagle i rozpromieniła się, gdy ujrzała Amariel, która dumnie wkroczyła na teren byłego obozowiska trolli.
— Amariel! — zawołała radośnie elfka. Pozostałe kucyki uciekły. Wydawało jej się, że straciła także Amariel. Podbiegła do swej ulubienicy i poklepała ją po grzbiecie. — Dziękuję, że wróciłaś — szepnęła z ulgą, głaszcząc Amariel po pysku, na co ta zarżała radośnie.
— To bardzo mądry koń — stwierdził Gandalf, podchodząc do nich. Amariel potrząsnęła energicznie głową na jego widok. — Wracałem do was i zobaczyłem Amariel kręcącą się niespokojnie wzdłuż naszego obozu. Doprowadziła mnie do trolli.
— Zasłużyłaś na porządny obiad — zaśmiała się Amarth, całując swoją klacz w czoło. — Tobie także dziękuję, że ją znalazłeś — zwróciła się do Mithrandira. — Ona naprawdę wiele dla mnie znaczy.
— Nie zostawiłaby cię — pocieszył ją Gandalf, opierając się o swoją różdżkę. Obserwował zbliżającego się w ich kierunku Thorina.
— Od kiedy to gustujesz w Trollach? — zapytał ją na wstępie.
— Odkąd krasnoludy doprowadzają mnie do szewskiej pasji — mruknęła Amarth. Po chwili, Thorin zaczął mamrotać pod nosem jakieś dziwne, niezrozumiałe słowa.
— Na Elbereth. — Elfka zrobiła wielkie oczy, splatając przed sobą ręce. — Czy Thorin Dębowa Tarcza właśnie próbuje mnie przeprosić?
Krasnolud uniósł na nią swój zawstydzony wzrok.
— Tak, dokładnie to chcę zrobić — westchnął ciężko, zaś Amarth uśmiechnęła się do niego łagodnie. — Byłem głupcem. Nie powinniśmy tu nocować.