Rozdział 3 ,,Latający Iron man"

328 21 17
                                    

Time skip
Po śmierci May ,jak tylko Peter wyszedł z szpitala (ok. tydzień później) został umieszczony w tymczasowym sierocińcu ,do póki nie znajdą kogoś spokrewnionego z chłopcem.

Oczywiście sam Peter mówił ,że nie posiada żadnych innych krewnych oprócz niedawno zmarłej ciotki. Jednak mu nie wierzono.

Po pewnym czasie służby społeczne odpuściły ,tymsamym uznając nastolatka za sierotę.

I tak właśnie z kilku dni w sierocińcu stał się tydzień a z tygodnia miesiąc.
Nie można powiedzieć ,że śmierć bliskiej osoby nie pozostawiła żadnej blizny na psychice chłopca. Ponieważ pierwszy tydzień czy dwa jego stan był CONAJMIEJ depresyjny
ale Peter zaczą wmawiać sobie ,że May nie chciałaby żeby był smutny, bo pomimo śmierci wujka, nastolatek wiedział jak bardzo go kochała ,chociaż nigdy nie próbowała zastąpić mu matkę to jednak mu ją przypominała.

W sierocińcu nie było źle...  jakby... no dawali dach nad głową ,jedzenie dla młotszych zabawki, panie opiekunki były miłe i kochające lecz dzieci nie było mało a jednak muszą jeszcze gotować ,sprzątać  i przy okazji spać. Dlatego piętnastolatek starał się szybko zrehabilitować by mógł przynajmniej jakoś ulżyć kobietom.

POV Peter

Obudziła mnie cichuteńka melodia, która z każdą sekundą stawała się głośniejsza, więc w obawie przed obudzeniem młodszych sięgnołem i wyłączyłem budzik.

7️⃣:0️⃣0️⃣

Znacie to piękne uczucie kiedy macie ochotę wstać z łóżka i poznać nowe osoby?

Ta...ja też nie.

Jak tylko wywlokłem się z łóżka ,przebrałem i spróbowałem uczesać. Udałem się do kuchni. Chciałem pomóc z śniadaniem.
Był weekend a dokładniej grudniowa sobota. W sierocińcu podczas weekendów dzieci od 8-9 lat stawały o 8 a młodsze o 9, a ja z własnej woli o 7.
Jak przekroczyłem próg kuchni zobaczyłem jedną z opiekunek gotującą śniadanie i cichuteńko podśpiewując jakąś tylko jej znaną melodyjkę.

"Przepraszam?" prawieże wyszeptałem, ale jednak ani to nie pomogło, bo opiekunka prawieże dostała zawało serca, odwróciła się I ciepło się uśmiechnęła
"Chcesz mi pomóc ,prawda Peter?"
Widocznie już mnie tu znają.
Pokiwałem głową.
"Dobrze, to choć pokroisz chleb."
Mówiąc to nagotowała mi deskę do krojenia, nóż i chwilę potem przyniosła chleb.

I tak minęła mi kolejna godzina, bo jak dokroiłem chleb to obierałem ogórki i myłem różne rodzaje ważyw i  owoców.
Jak udało mi się skończyć gotowanie jedzenia to z rozkazu opiekunki, Pani Hannah, poszedłem obudzić inne dzieci. Pierwsze obudziłem te starsze ,z którymi nagotowałem stół .Potem spólnie obudziliśmy młodsze.
Po śniadaniu był przez 2 godziny czas wolny ,w którym lub chodziłem na patrol, lub zaszywałem się w pokoju.
O 11 opiekunki zbierały dzieci i szliśmy do ogrodu, który zresztą był bardzo ładny.

Ogród był obok sierocińca, ale był z nim połączony ,drugie wyjście było obrócone w stronę ulicy. Kiedy się tam wyszło i odrazu po przejściu bramki skręciło się w prawo to właśnie dodatłeś na werandę, tam było moje ulubione miejsce, ponieważ zazwyczaj była pusta. Sama weranda była z dębowego drewna a podłoga była kamienna.

Gdy tam siedziałem to często składałem znalezione części metali, części do komputera itp.. Nawet udało mi się poskładać z tego dwa roboty! Oczywiście nie były idealne no ale były. Wcześniej pokazywałem moje wytwory May a ta przed śmiercią Bena była przeszczęśliwa i pytała się o dosłownie wszystko co dotyczyło danego projektu, niestety po jego śmieci  jedynie się lekko uśmiechnęła i powiedziała ,że zrobiłem kawał dobrej roboty , w ogólności po śmierci wujka wyglądała tak jakby sztuczniej. Wracając do ogrodu too... jak już mówiłem była weranda i były dwa wejścia, przy wejściu z ogrodu do sierocińca były po każdej stronie drzewo co miało dawać taką jakby aurę bezpieczeństwa. Przy drugim wyjściu były posadzone krzaczki  zawsze ładnie poobcinane w kule. Według płotu również biegł żąd krzaków a przez środek ogródu biegła kamienna ścieżka .
Było kilka drzew,
prowizoryczny plac zabaw
i więcej krzaczków,
a i jeszcze ławka pod jednym drzewem żeby opiekunki mogły pilnować dzieci. Dzisiaj akurat się trochę nudziłem w cieniu werandy, niby miałem części ale nie bardzo miałem pomysł co bym mógł zrobić. Myślałem jeszcze chwilę lecz żadny pomysł nie przykuł mojej uwagi. Tak więc wyciągłem książkę i po kilku linijkach moja dusza hasała w książkowym świecie, który potrafił ukojić i zapomnieć o problemach świata realnego.

Niestety czy stety nie było mi dane długo tam przebywać iż mała rączka zaczęła klepać mnie w ramie.
"Tak?"
starałem się powiedzieć takim tonem, by dziecko się mnie nie przestraszyło.

Odwróciłem się do dzieciaka i uśmiechnąłem się. Chłopczyk trzymający, chociaż powiedziałbym duszący plastikowego Iron Man'a miał włosy w odcieniu ciemnego brązu i niebieskie jak niebo oczy,
w których dzięki Bogu nie widniał strach.

No właśnie czemu by mieli mnię by się mnie bać?
Najprawdopodobniej dlatego ,że byłem starszy i przy okazji nowy,
chociaż nigdy nie wiesz. Może coś nie tak z moim wyglądem czy coś.
"Chciałeś coś mały?"
zapytałem a ten nieśmiało pokiwał główką.
Wstałem z ławy ,która była na werandzie i uklękłem przy na oko 8-letnim chłopcu.
"Więc? W czym mógłbym tobie pomóc?"powiedziałem a biedny chłopaczek zestresował się jeszcze bardziej.
Nabrał powietrza i nareszcie coś powiedział
"No..boo jawidziałemjakbudu-"
Dobra musiałem go uciszyć bo i tak nic nie zrozumiałem

"Proszę zwolnij trochę bo nie rozumiem!" Chłopiec zamknął oczy do których zaczęły napływać łzy...ja naprawdę nie chciałem by to dziecko płakało.
"J-ja widziałem ja-jak robisz t-te robociki i po-myślałem czy
możesz zlobić ,ż-żeby mój I-Iron man po-leciał."
Pod koniec zdania chłopczyk już praktycznie  płakał a ja naprawdę nie wiedziałem co miałem zrobić. Nigdy jeszcze nieudało mi się żeby obiekt potrafił się unieść ,ale... było mi żal chłopca. Tyle się natrudził, żeby w ogóle zapytać czy mógłbym a teraz spotkać by się z odmową.

"Wiesz...mógłbym spróbować oczywiście nie obiecuje ,że mi się uda,
ale ważne są starania, nie?"
Z każdym słowem blask w oczach chłopca lśnił mocnie i mocniej.
"Naprawdę?!"
Chłopczyk był w niebo wzięty, a ja tylko pokiwałem głową.
"Wiesz...do tego on mi będzie potrzebny."
Mówiąc pokazałem palcem na zabawkę trzymaną przez chłopca, trochę zrzekła mu  mina ,ale posłusznie pożyczył mi swojego Iron Mana.
"Nie smutaj, do tygodnia lub dwóch będę mógł Ci go oddać z uśmiechem ,albo nowego z błaganiem o przebaczenie."
Chłopczyk zaśmiał się krótko.
"Dobra, może powiesz mi jak się nazywasz?"  zapytałem,

Powiedzmy... chciałbym wiedzieć jak się nazywał ,żeby później znaleźć jego pokój.
"Nathan!" Jego głosik był tak wesoły  i jakby nieświadomy rzeczywistości.

To dobrze.

Tak ma być.

Tak ma się zachowywać dziecko....

..nieświadome i niewinne.

"Miło mi, mów mi Peter, dobrze??"
Mówiąc to uśmiechnąłem i wstałem z przysiadu i podeszłem do dębowego stołu, wyjmując z torby leżącej  na ławie papier i ołówek. Usiadłem koło torby a dziecku udało się po jakimś czasie usiąść po mojej prawej.

Zacząłem rysować pierwsze zarysy silniczka ,który umieściłbym w klatce piersiowej zabawki , potem narysowałem zarys kilku pomysłów na sposób latania i wykonałem w miemaniu Nathana kilka "szlaczków" ,które tak naprawdę były obliczeniami dzięki którym energia elektryczna której źródło było umieszczone przy imaginarnym sercu zabawki mogła napędziać małe turbinki w rękach i nogach modelu .

Drugi pomysł był taki by każdy silnik miałby swoją baterie ,ale w tym przypadku bałbymsię że mogą się niezkooperować i gdy będą próbowały lecieć to jeden poleci w prawo ,drugi w lewo,trzeci na górę a czwarty się np. wyłączy, lub coś w tym stylu.

Dlatego byłem bardziej za jedno bateryjnym projektem.

---------------------Time skip (ok. 2godz)--------

"Dzieci wracamy!" Zawołała jedna z opiekunek. Uśmiechnąłem się do chłopaczka

"Dokończymy kiedy indziej."
Zacząłem szybko sprzątać części,kartki i inne rzeczy do torby a Nathan staną na ławie i spuścił głowę.

"Jutro...?"  Zapytał z taaaaaką nadzieją. Zrobiło mi się trochę żal, bo jutro jest poniedziałek. Z poniedziałkiem szkoła ,z szkoła problemy a z problemami  Flash

Ech....Jak ja nienawidzę poniedziałków..


--------------------------------------------------------------
Ja wiem przepraszam!
A co do następnego rozdziału to niewiem bo nie mam dużo weny.
-.-
-Lian

After all...(Spider-man fanfictin pl)Where stories live. Discover now