- Wooyoung...

- Chcę zbudować dom. Mieć w nim swoje miejsce, może w końcu odnajdę swój spokój? San- wymówił to imię z wielką uwagą. Spojrzał na rycerza jak na największy skarb, a potem uśmiechnął się smutno i wyciągnął smukłą dłoń w jego kierunku.

Ujął chudy policzek Sana rozkoszując się jego ciepłem. Chciał płakać, ale powstrzymał to w ostatniej chwili.

- Dokończ.

- Chcę żebyś poszedł ze mną. Chcę żebyś był moją jedyną rodziną.

Matka Sana wiedziała dobrze kiedy wycofać się z sytuacji, która jej nie dotyczyła. Choć najmłodszy syn był dla niej oczkiem w głowie, to wiedziała, że ta chwila nie należy do niej. Książę, którym Wooyoung nie był miał teraz do niego większe prawa niż jego własna matka. Dlatego wyszła, pozostawiając wybór tylko im.

- Zbudujemy dom. Będzie miał trzy pokoje, jeden z nich natomiast będzie należał tylko do nas. Często o tym marzyłem. San... wiem, że to co czuję jest złe. Wiem, że sprzeciwiam się bogom i moim przodkom, ale jesteś sensem mojego istnienia. Jeśli nie zechcesz iść ze mną, to nie ma znaczenia jak daleko zajdę. Nigdy nie odnajdę pokoju. Zagubię się, dokładnie tak gdy cię nie znałem.

- Ale królestwo? Co z poddanymi, co z...

- San- szepnął znowu, znacznie spokojniej niż przedtem. Zbliżył się do ukochanego uśmiechając się delikatnie.- Tylko ja i ty. Odejdziesz ze mną?

San się wahał. Ucieczka jest niehonorowa, to ostatnie o czym kiedykolwiek myślał gdy czuł się gorzej. Gdy bał się, że nie da rady.

Podjęcie tej decyzji nie należało do łatwych, nie chciał zostawiać matki ani całego poprzedniego życia za sobą.
Nie rozmawiali o tym, ale dobrze wiedział, że będzie musiał też zapomnieć kim był. Rycerzem, obrońcą, łowcą... kochankiem samego księcia. Skoro Wooyoung nie był następcą tronu, to on wraz z nim straci życie jakie miał.

Nie wiedział czy utrzyma ten ciężar, ani jak długo potrwa przyswojenie owej wiedzy, ale się zgodził.

Obiecał dotrzymać mu towarzystwa.

- Dobrze. Wyjedziemy.

W oczach młodszego zobaczył błysk, a chwilę potem coś na rodzaj łez. Nie spodziewał się ich, Wooyoung wyglądał jakby postawił ostro na swoim, tymczasem w głębi serca nie wyobrażał sobie życia bez Sana. Ta decyzja naprawdę go uratowała i dała jakąkolwiek nadzieję.

- Naprawdę?

- Jeśli tego chcesz wasza wysokość- zaśmiał się złośliwie patrząc jak Wooyoung powoli nabiera na twarzy szczęścia.

Oznajmił też to matce, choć nie było to łatwe. Zrozumiała jego potrzebę i obowiązek jaki złożył księciu już wcześniej.

- Nie mam wyjścia.

- Sani, zawsze będę cię wspierać i nie uważam, że to zła decyzja, ale nigdy niczego nie musisz.

- Nie rozumiesz.

Pokręcił głową i wziął jej dłoń w swoje patrząc jej prosto w ciemne oczy. Wooyoung spał, on zaś przy świetle świecy prowadził tą ciężką rozmowę, której właściwie nieco się bał. W ostatnim czasie przerażało go wiele zwykłych rzeczy.

- Sani? Jest coś o czymś nie wiem?- Zmartwiła się, ale on tylko posłał jej delikatny uśmiech.

- Ślubowałem mu.

- Ślubowałeś księciu?!

Wyglądała jakby chciała zdzielić go za to po głowie.

- Już nim nie jest! Zresztą nigdy nie sądziłem, że będę miał szansę dotrzymać ślubów w dosłownym ich sensie.

Valkiria ¤ woosanWhere stories live. Discover now