7

300 38 34
                                    

San nie wiedział czy ma się martwić, czy złościć. Myślał o tym przez moment, aż nie doszedł do wniosku, że żadne z tych. Był po prostu wściekły.

W najczarniejszych snach nie sądził, że księciu przyjdzie do głowy uciekać. W dodatku W środku nocy, do lasu pokrytego śniegiem, tam gdzie żyją dzikie zwierzęta. Wziął konia i wraz z kolejnym oddziałem wyruszył do lasu nasłuchując cichego świstu wiatru. Wiedział, że musiał być tego jakiś powód. Ostatnim razem Wooyoung był na polowaniu wraz z nim, wtedy gdy spadł z konia. Zaprowadził go wtedy poza ścieżkę, w gęstwiny lasu bo oczywiście w takich miejscach znacznie łatwiej jest o ofiarę. Był przekonany, że jeśli Wooyoung uciekł, to nie po to by umrzeć. Był wygodnickim księciem, kochał gorące kąpiele i świeżą pościel, nie wystawiłby się dobrowolnie na mróz i głód pośród lasu.

Uciekł by polować. Naprawić swój błąd, udowodnić coś własnemu ojcu, cokolwiek tylko sobie wymyślił w tej pustej głowie.

- Musimy zboczyć ze ścieżki- wypalił gdy dowódca oddziału prowadził wszystkich przez mrok.

- Absurd. Trzymamy się ścieżki.

- Wiem co mówię- nie odpuścił, zatrzymał konia i wskazał na krzaki pokryte śniegiem.

- Chcesz zginąć? Nie poprowadzę swoich rycerzy takimi drogami!- Starszy mężczyzna odwrócił się plecami do Sana i wydał rozkaz o dalszym marszu.

San jednak nie ruszył się do przodu. Patrzył jak konie reszty oddziału powoli go wmijają, a on sam zostaje w tyle. O tej godzinie las był niesamowicie cichy. Przez to dało się wyłapać każdy, nawet najmniejszy szmer. Jego koń niespokojnie zrobił kilka kroków w tył, ale San go zatrzymał.

- Nie będziemy za nimi iść. Wooyoung tam jest i ja to wiem- pogładził go po szyi i gwałtownym ruchem wykręcił zwierzę w znane mu miejsce, zdala od głównej ścieżki.

Na początku jechał dość wolno, śnieg zasypywał się mu na włosy, co chwila strącał go szybkimi ruchami. Gdy w końcu jego pochodnia całkowicie zgasła, wyrzucił ją w śnieg i szedł dalej na wyczucie.

Miał wrażenie, że co chwila widział pojedyncze gwiazdy prześwitujące przez gruby płaszcz drzew nad jego głową. Zatrzymał się pośrodku niczego, nasłuchując w ciszy. Miał wrażenie, że coś zaszeleściło po jego prawej stronie. Podjechał bliżej, trzymając konia na wodzy by nie wyrwał do przodu. Wstrzymał nawet oddech, skupił się jak nigdy dotąd i wytężył wzrok próbując dostrzec coś w ciemności.

Zatrzymał się i wyprostował słysząc czyjeś kroki na śniegu. Spiął wszystkie mięśnie gotowy do ucieczki, ale zamiast tego pojedyncza strzała przeleciała po jego lewej stronie trafiając w pień zmarzniętego drzewa.

- San?!

Zza krzaków wyjrzał książę, ubrany w szare futro. Trzymał za wodze białego konia, w drugiej ręce miał łuk.

- Wooyoung?! Co ty tu robisz?

- Mogłem cię zabić!

- Ta strzałą? Jesteś pewny?- Spojrzał rozbawiony w stronę drzew gdzie poleciała.

Po kilku sekundach odwrócił się znowu w stronę księcia unosząc jedną brew.

- Nie drwij ze mnie- założył ręce na piersi.

- To niebezpieczne Wooyoung. Szuka cię cała straż.

- Ale po co?- Wzruszył ramionami.

- Może dlatego, że jesteś przyszłym królem i zniknąłeś w środku nocy w lesie?

- Zabawne, że znalazłeś mnie akurat ty- prychnął.

- Bo wiedziałem, że tu będziesz. A teraz wsiadaj na konia i wracamy.

Valkiria ¤ woosanWhere stories live. Discover now