Ołtarzyk?

95 6 0
                                    

– Mamo, tyle razy cię mówiłam, że chcę być sama. – Usłyszał zapłakany głos. Wszedł do środka. – O co cię prosi... – Zamilkła na jego widok. – Kapitan z kwiatami – wychrypiała.

Rozejrzał się po pokoju. Koło łóżka leżała sterta chusteczek, a przy na wpół zamkniętej szafce były książki. Atmosfera była ciężka, w powietrzu unosił się zapach leków. Słońce ledwo przedzierało się przez kotarę. Starał się mieć pogodną minę, ale w koncie pokoju stała kroplówka, a dziewczyna wyglądała na chorą.

– Przyszedłem cię przeprosić. – Padł na kolana. – Zachowałem się jak palant. Nie powinienem na Ciebie krzyczeć. Zrozumiem, jeżeli nie będziesz chciała mnie znać, lecz pragnę byś wiedziała jak bardzo mi wstyd za to wszystko. Do końca życia nie wybaczę sobie tego jak okropnie cię potraktowałem. – Łzy iskrzyły się w jego oczach.

– Nigdy ci nie wybaczę.

– Rozumiem. Nie oczekiwałem tego od Ciebie. – Patrzył w podłogę, łzy spływały mu z twarzy coraz mocniej.

– Bo nigdy nie byłam na ciebie zła głuptasie. – Uśmiechnęła się łagodnie, wstała z leża. – Poczekaj chwilkę zaraz przyniosę flakon. – Wyszła z pokoju.

Shindou zaczął zbierać chusteczki z ziemi. Kątem oka zauważył zawartość na wpół zamkniętej szafy i się przeraził. Podszedł bliżej, aby ją otworzyć, A stał tam ołtarzyk z podpisem „Kochany Shindou". Na środku umieszczono olbrzymi portret, który przedstawiał go grającego na fortepianie. Po bokach były mniejsze zdjęcia. Niektóre z nich były z czasów, kiedy chodził do podstawówki. Jedno nawet z przedszkola, a Akane poznał dopiero w gimnazjum. Cofnął się kilka kroków, położył dłoń na czymś twardym. Były to książki o tytułach „Magiczna przygoda rycerza Shindou i jego księżniczki", „Płomienna muzyka życia Shina–san'a". Reszty bał się nawet sprawdzać. Jedna była otwarta, na stronie z rysunkiem, który pokazywał go gołego od pasa w górę, a na drugiej stronie był opis jak robi z Akane intymne sprawy. Na obu stronach widniały ślady szminki. Usłyszał dźwięk tłuczonego szkła.

– To nie tak jak myślisz. – Zbliżyła się do niego, ale odganiał ją ręką, a w następnej sekundzie przeskoczył łóżko.

– Trzymaj się ode mnie z daleka. – Otworzył okno, torując drogę ucieczki.

Wrócił do domu. Leżał na szezlongu, myślał o tym co zobaczył. – Nawet jeśli nie ona zrobiła fotografie pod prysznicem. To jak żyć obok osoby, która zrobiła ołtarz o mnie. Jedno jest pewne trochę mnie przeceniła. – Zaczął dotykać klatki piersiowej. Usłyszał dźwięki fortepianu, uniósł głowę, by zobaczyć kto tak fałszuje.

– Jesteś w kiepskim nastroju kochanie? – zapytała nie odchodząc od instrumentu.

– Kto cię wpuścił? – Usiadł na rekamierze.

– Powiedziałam twojemu służącemu co nas łączy. Chciał ci poprawić humor. – Wstała od przyrządu muzycznego.

– Dziękuję, wolałbym być sam. – Spojrzał na dziewczynę ubraną w czerwoną sukienkę perfekcyjnie dopasowaną do ciała i stracił oddech w piersi.

– Gotowy na taniec? – Wyciągnęła rękę w jego kierunku.

– Nie naprawdę... nie mam ochoty. – Odzyskał głos, a ona usiadła obok niego.

– Stało się coś misiu? Wiesz, jeśli mi powiesz to będzie Tobie lżej. Pamiętasz, kiedy powiedziałeś o tym przedstawieniu? Miałeś traumę, ale byłeś dzielny i teraz czujesz się lepiej.

– No cóż. Ja, znaczy, byłem, a może. – Dziewczyna pocałowała go w czoło.

– Jesteś taki słodki, gdy się denerwujesz. – Uśmiechnęli się do siebie. Takuto spoważniał, kiedy wrócił wspomnieniami do książek Akane. – Faktycznie coś się Tobie dzieje, a stres źle wpływa na cerę.

– Na cerę? – Powtórzył z trzy razy. – Naprawdę myślisz, że moim największym problemem jest zła cera?!

– Słodziaszku źle się wyraziłam. – Zaczęła się dziwnie nerwowo uśmiechać, po chwili ponownie wdzięczyła się jak hostessa. – Skoro nie masz ochoty na taniec, ani na rozmowę to zróbmy coś innego. – Szturchnęła jego ramię.

– Raczej nie, a teoretycznie co chciałabyś robić? – Patrzył na nią z zwątpieniem.

– A Co robią kochający się ludzie? – Oplotła jego korpus.

– To naprawdę jest kiepski pomysł. – Zamierzał wstać, jednakże usiadła mu na kolanach, zaczęła go namiętnie całować.

Shindou zamarł, ale sytuacja sprawiała mu niebiańską rozkosz. Zanim się zorientował dziewczyna siedziała mu na brzuchu, dalej wymieniając ślinę. Jakiś głos w głowie powtarzał, że tego potrzebuje, nieświadomie chwycił ją w okolicy końca pleców. Odsunęła się delikatnie. Przeniósł ręce w okolice jej łopatek, aby przyciągnąć ją do siebie. Zaczął całować jej obojczyk, ona rozpinała jego koszulę. Przypomniał sobie te dwie strony. Odepchnął ją gwałtownym ruchem, aż spadła na ziemię. Sam wyskoczył z leżanki.

– Najlepiej wyjdź. – Wskazał palcem na drzwi.

– Nie masz się czego wstydzić. – Zerkała na okolice jego klamry od paska.

– Idź – odparł podirytowany. Wstała naburmuszona.

– Widzę, że ci się podobało. No cóż może masz rację i jest po prostu za wcześnie. Obyś tego nie żałował kochanie. Bo przypuszczalnie teraz przez kilka dni nie będziesz miał okazji. Jak coś to masz mój numer. – Uśmiechnęła się nie spuszczając wzroku z jego spodni, poszła dalej. Wgapiał się w drzwi z głodem w oczach. Przez ułamek sekundy nawet chciał ją zawołać.

Znowu położył się na szezlongu. Ten głos w głowie miał do niego pretensje za to, że nie wykorzystał okazji. Ot kolejny problem w życiu. Zasnął, miał psychodeliczny sen. Wyobrażał sobie, ślub z Nozaki. Podczas nocy poślubnej cały czas Akane robiła zdjęcia państwu młodym. Wybudził się, zaczął krzyczeć. Otarł pot z czoła, starał się uregulować oddech, bez większych sukcesów. Spojrzał na zegarek, spał około dwadzieścia minut. Tak była 16:45, czyli od próby kopulacji minęło maksymalnie pół godziny. Zasiadł do fortepianu.

– Paniczu, panienka Ran podobno była zapowiedziana. – Z framugi wychyliła się głowa kamerdynera. Chłopiec nic nie odpowiedział. Służący schylił lekko głowę, wrócił do holu.

– Shi... – Koleżanka go objęła.

– Czy dasz mi wreszcie spokój? – krzyknął.

– Nic nie zrobiłam – jęknęła.

– Ah wybacz. Myślałem, że to ktoś inny. – Wytarł pot.

– Dlaczego jesteś taki spocony, czemu poduszki są na podłodze?

– Długo mówić. – Dopiero odnotował ogólny nieład w pokoju. Poduchy pewnie strącili podczas zbliżenia. – Wolałbym zostać sam, mogłabyś ...

– Skaleczyłeś się? – Przyciągnęła jego dłonie do twarzy i patrzyła, czy nie krwawi.

– Skąd ten pomysł? – Po oswobodzeniu dłoni odkrył na nich czerwone plamki. Pewnie różowo włosa pobrudziła klawisze lakierem do paznokci. – To ta sama długa historia. Nie chcę Cię wyganiać, po prostu wolałbym posiedzieć sam.

– Dobrze, skoro nalegasz. – Starała się uśmiechnąć, ale jej twarz przybrała mętny grymas.

– Jest mi bardzo przykro, pamiętam o obiecanej lekcji. Zrozum jestem w kiepskim nastroju, nie byłbym w stanie cię nic nauczyć. 

Rytm uczućWhere stories live. Discover now